Testament w szufladzie: Historia zdradzonej córki – jak jeden dokument zniszczył moją rodzinę

– Nie masz prawa! – krzyknęłam, trzymając w rękach pożółkły dokument. Głos mi się łamał, a łzy spływały po policzkach. Tata patrzył na mnie bez słowa, jakby nie rozumiał, co właśnie odkryłam. Testament mamy leżał przede mną na stole, a każde słowo w nim wbijało się w moje serce jak nóż.

Jeszcze godzinę temu byłam przekonana, że jestem kochaną córką. Przyszłam do rodzinnego domu w Piasecznie, żeby posprzątać rzeczy po mamie. Zmarła nagle dwa miesiące temu, a ja wciąż nie mogłam pogodzić się z jej odejściem. W szufladzie jej biurka znalazłam kopertę z napisem „Dla rodziny”. Otworzyłam ją z ciekawością, nie spodziewając się, że znajdę tam coś, co zmieni moje życie.

Testament był jasny: cały dom, oszczędności i działka na Mazurach miały przypaść mojemu bratu, Michałowi. O mnie nie było ani słowa. Nawet nie wspomniała mojego imienia. Poczułam się tak, jakby mama wymazała mnie z rodziny.

– Tato, dlaczego? – zapytałam cicho, patrząc mu prosto w oczy. – Co ja jej zrobiłam?

Ojciec spuścił wzrok. – To nie jest dobry moment na takie rozmowy, Aniu…

– Kiedy będzie dobry moment? – przerwałam mu z rozpaczą. – Mama nie żyje! A ja nawet nie wiem, dlaczego mnie znienawidziła!

Wybiegłam z domu i przez godzinę chodziłam bez celu po osiedlu. W głowie miałam mętlik: wspomnienia dzieciństwa, święta przy jednym stole, jej ciepłe dłonie na mojej głowie, kiedy miałam gorączkę. Czy to wszystko było kłamstwem?

Wieczorem zadzwonił Michał. – Anka, słyszałem… Przykro mi.

– Wiedziałeś? – zapytałam ostro.

– Nie… To znaczy… Mama rozmawiała ze mną jakiś czas temu, ale myślałem, że żartuje. Powiedziała tylko, że „wszystko będzie tak, jak powinno”.

– A co to znaczy?

– Nie wiem. Może tata coś wie?

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół naszego życia. Czy byłam gorsza od Michała? Czy mama miała mi coś za złe? Przypomniałam sobie nasze ostatnie kłótnie – o studia, o to, że wyprowadziłam się do Warszawy i rzadko przyjeżdżałam do domu. Ale przecież zawsze mówiła, że jest ze mnie dumna…

Następnego dnia wróciłam do ojca. Siedział przy stole z kubkiem herbaty.

– Tato… Proszę cię. Powiedz mi prawdę.

Westchnął ciężko i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Twoja mama… Ona bardzo cię kochała. Ale była też dumna i uparta. Kiedy wyjechałaś do Warszawy i zaczęłaś żyć po swojemu… Ona poczuła się odrzucona.

– Ale przecież dzwoniłam do niej co tydzień! – przerwałam mu.

– Wiem. Ale ona chciała cię mieć blisko. Miała nadzieję, że wrócisz do Piaseczna, założysz tu rodzinę…

Zrobiło mi się słabo. Czy naprawdę przez to zostałam wykluczona z testamentu?

– To niesprawiedliwe! – wybuchłam. – Przecież Michał też mieszka w Gdańsku!

Ojciec spojrzał na mnie smutno.

– Ale on zawsze wracał na każde święta. Ty czasem wybierałaś pracę albo znajomych…

Poczułam się winna i wściekła jednocześnie. Czy naprawdę byłam aż tak złą córką?

Przez kolejne dni próbowałam rozmawiać z Michałem, ale on unikał tematu. Babcia powiedziała mi tylko:

– Twoja mama była dobra, ale czasem za bardzo chciała mieć wszystko pod kontrolą.

Zaczęły do mnie docierać plotki od sąsiadek: że mama była rozczarowana moim życiem w stolicy, że liczyła na wnuki… Każde słowo bolało coraz bardziej.

W końcu postanowiłam spotkać się z notariuszem. Chciałam wiedzieć, czy mogę coś zrobić – czy mogę walczyć o swoje prawa.

– Pani matka była osobą decyzyjną – powiedział chłodno notariusz. – Jeśli nie została pani wydziedziczona z powodu rażącego naruszenia obowiązków rodzinnych, przysługuje pani zachowek.

To była jedyna iskierka nadziei. Ale czy naprawdę chcę walczyć o pieniądze po kimś, kto mnie odrzucił?

Wieczorem zadzwonił Michał.

– Anka… Może spotkamy się i pogadamy? Nie chcę się kłócić o dom czy pieniądze.

Spotkaliśmy się w naszej ulubionej kawiarni przy rynku.

– Wiesz – zaczął Michał – mama była trudna. Ale my jesteśmy rodziną. Może spróbujemy to jakoś poukładać?

Popatrzyłam na niego przez łzy.

– Chciałabym wiedzieć jedno: czy mama naprawdę mnie kochała?

Michał uśmiechnął się smutno.

– Myślę, że tak. Po prostu nie umiała tego okazać…

Wróciłam do pustego mieszkania i długo patrzyłam w okno na światła miasta. Zrozumiałam, że nie odzyskam już mamy ani tego, co straciłyśmy przez dumę i niedopowiedzenia.

Czy warto walczyć o spadek kosztem rodziny? Czy lepiej odpuścić i spróbować wybaczyć? Może ktoś z was był kiedyś w podobnej sytuacji?