Testament, który rozdarł moje życie: Gdy miłość skrywa sekrety
– Co to ma znaczyć, Janek? – mój głos drżał, choć wiedziałam, że on już nigdy mi nie odpowie. Wpatrywałam się w kartkę papieru, którą trzymał notariusz. W pokoju panowała cisza, przerywana tylko szelestem dokumentów i cichym szlochem mojej teściowej.
Jeszcze rano byłam przekonana, że znam życie mojego męża na wylot. Byliśmy razem ponad dwadzieścia lat. Przeszliśmy przez wszystko: narodziny naszej córki, śmierć jego ojca, kryzysy w firmie i te ciche wieczory, kiedy wydawało mi się, że nic nas nie rozdzieli. A jednak – wystarczyło kilka zdań w testamencie, by cały mój świat runął.
„Jan Kowalski przekazuje połowę udziałów w firmie oraz kwotę pięciuset tysięcy złotych pani Annie Nowak” – przeczytał notariusz. Zamarłam. Anna Nowak? Nie znałam żadnej Anny Nowak. Spojrzałam na moją córkę, Zosię – jej oczy były szeroko otwarte ze zdumienia.
– Mamo… kto to jest? – wyszeptała.
Nie miałam pojęcia. W głowie kłębiły mi się pytania i domysły. Czy to była jego kochanka? A może ktoś z rodziny, o kim nigdy nie mówił? Dlaczego nigdy nie wspomniał o niej ani słowem?
Po odczytaniu testamentu wszyscy rozeszli się w milczeniu. Teściowa płakała cicho w kącie, szwagier próbował mnie pocieszyć, ale nie słuchałam nikogo. Wróciłam do pustego domu i usiadłam na kanapie, ściskając w dłoni kopię testamentu. Czułam się zdradzona i upokorzona. Jak mógł mi to zrobić? Po tylu latach wspólnego życia?
Noc była bezsenna. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde wspomnienie, każde słowo Janka z ostatnich lat. Czy coś przeoczyłam? Czy były jakieś znaki? Przypomniałam sobie jego częste wyjazdy służbowe do Warszawy, tajemnicze rozmowy przez telefon, które ucinał, gdy wchodziłam do pokoju. Wtedy tłumaczył wszystko pracą – a ja wierzyłam.
Rano postanowiłam działać. Musiałam dowiedzieć się kim jest Anna Nowak. Zaczęłam od przeszukania dokumentów Janka – faktur, maili, notatek w kalendarzu. Po kilku godzinach natrafiłam na adres mailowy podpisany „A.N.” i kilka przelewów na to samo nazwisko. Kwoty nie były duże, ale regularne – co miesiąc przez ostatnie trzy lata.
Zadzwoniłam do prawnika rodziny:
– Panie Marku, czy może mi pan powiedzieć coś więcej o Annie Nowak? – zapytałam z trudem panując nad głosem.
– Pani Marto… niestety nie mogę udzielać takich informacji bez zgody zainteresowanej osoby – odpowiedział wymijająco.
– Ale to przecież chodzi o testament mojego męża! – niemal krzyknęłam.
– Rozumiem pani emocje, ale proszę spróbować skontaktować się z panią Anną osobiście.
Znalazłam jej adres w dokumentach firmy. Mieszkała na obrzeżach miasta, w niewielkim bloku z wielkiej płyty. Pojechałam tam jeszcze tego samego dnia. Serce waliło mi jak młotem, gdy dzwoniłam do drzwi.
Otworzyła mi kobieta w średnim wieku – szczupła, z podkrążonymi oczami. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.
– Dzień dobry… Jestem Marta Kowalska. Żona Jana.
W jej oczach pojawiło się zaskoczenie i coś jeszcze – może strach?
– Proszę wejść – powiedziała cicho.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy małym stole w kuchni. Anna drżała lekko, jakby bała się tego spotkania równie mocno jak ja.
– Chciałabym wiedzieć… kim pani była dla mojego męża? – zapytałam bez ogródek.
Przez chwilę milczała, bawiąc się łyżeczką od herbaty.
– Poznałam Jana wiele lat temu… Pomógł mi wtedy bardzo, gdy byłam w trudnej sytuacji życiowej. Byliśmy przyjaciółmi… Ale potem nasze drogi się rozeszły.
– Przyjaciółmi? – powtórzyłam z niedowierzaniem.
– Tak… Ale potem… – zawahała się – …potem urodziła się moja córka.
Poczułam jakby ktoś uderzył mnie w brzuch.
– Czy… czy Janek był ojcem pani dziecka?
Anna skinęła głową i zaczęła płakać.
– On bardzo kochał Zosię… swoją córkę z panią… Ale nie miał odwagi powiedzieć prawdy swojej rodzinie. Bał się was zranić.
Siedziałam jak sparaliżowana. Mój mąż miał drugą córkę. Przez tyle lat żyliśmy razem, a on prowadził podwójne życie? Wszystko zaczęło układać się w całość: wyjazdy, tajemnicze rozmowy, przelewy…
Wróciłam do domu późnym wieczorem. Zosia czekała na mnie w kuchni.
– I co? Dowiedziałaś się czegoś?
Przytuliłam ją mocno i rozpłakałam się po raz pierwszy od śmierci Janka.
– Tak… Twój tata miał drugą córkę.
Zosia patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
– To znaczy… mam siostrę?
Kiwnęłam głową. Przez kolejne dni próbowałyśmy zrozumieć tę nową rzeczywistość. Czułam gniew na Janka za kłamstwa i jednocześnie żal do samej siebie – czy mogłam coś zauważyć wcześniej? Czy byłam zbyt ślepa?
Rodzina była podzielona. Teściowa nie chciała słyszeć o „tej kobiecie” i jej dziecku. Szwagier próbował mediować, ale atmosfera była napięta jak nigdy wcześniej. Firma stanęła na krawędzi rozpadu – nowa współwłaścicielka nie miała pojęcia o prowadzeniu biznesu i budziła niechęć pracowników.
Czasami łapałam się na tym, że tęsknię za dawnym życiem – za iluzją szczęścia i bezpieczeństwa. Ale wiedziałam też, że muszę znaleźć siłę, by pogodzić się z prawdą i spróbować odbudować relacje – choćby dla Zosi.
Dziś patrzę na zdjęcie Janka i pytam sama siebie: czy można naprawdę znać drugiego człowieka? Ile jeszcze tajemnic kryją ludzie najbliżsi naszemu sercu? Może czasem lepiej nie wiedzieć wszystkiego… Ale czy wtedy naprawdę żyjemy razem?