Teściowa stawia warunki – historia Eweliny

– Ewelina, albo zrobisz tak, jak mówię, albo nie masz po co wracać do tego domu – głos teściowej, pani Haliny, odbijał się echem w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak trzasnęły drzwi kuchni. Stałam przy zlewie, ściskając w dłoniach mokrą ściereczkę, a łzy cisnęły mi się do oczu. Znowu. Ile razy można słuchać tych samych gróźb, szantaży, insynuacji?

Mój mąż, Tomek, siedział w salonie z nosem w telefonie. Udawał, że nie słyszy. Może naprawdę nie słyszał? Może nauczył się wyłączać na dźwięk podniesionego głosu swojej matki? Ja nie potrafiłam. Każde jej słowo wbijało się we mnie jak szpilka.

– Ewelina, nie przesadzaj – powiedział Tomek, kiedy weszłam do pokoju. – Mama po prostu chce dobrze. Wiesz, jaka jest.

– Wiem – syknęłam przez zaciśnięte zęby. – Wiem aż za dobrze.

Usiadłam na kanapie i przez chwilę patrzyłam na swoje dłonie. Drżały. Przypomniałam sobie pierwszy dzień, kiedy poznałam Halinę. Była wtedy uprzejma, uśmiechnięta, nawet ciepła. „Taka miła kobieta” – mówiły moje koleżanki po ślubie. „Masz szczęście do teściowej”. Nie wiedziały, jak bardzo się myliły.

Zaczęło się niewinnie. „Może lepiej, żebyś nie pracowała, Ewelinko? Tomek zarabia dobrze, a dom sam się nie posprząta” – mówiła. Potem: „Dzieci? Kiedy będą dzieci?”. A gdy urodził się Staś, jej wnuk, wszystko przybrało na sile.

– Dziecko powinno spać u siebie! – krzyczała przez telefon, kiedy usłyszała, że Staś budzi się w nocy i śpi ze mną. – Rozpieścisz go! Zrobisz z niego maminsynka!

Tomek kiwał głową. – Może mama ma rację?

Czułam się coraz bardziej samotna w tym domu. Każda decyzja była podważana. Każdy mój wybór oceniany. Nawet to, co gotowałam na obiad.

– Znowu makaron? Tomek nie lubi makaronu. Zrób mu schabowego – mówiła Halina podczas swoich codziennych wizyt.

Próbowałam rozmawiać z Tomkiem. Prosiłam go o wsparcie.

– To twoja matka, powiedz jej coś w końcu! – błagałam pewnego wieczoru.

– Nie chcę się kłócić – odpowiadał cicho. – Mama jest sama od śmierci taty…

Wiedziałam o tym. Rozumiałam jej samotność. Ale czy to dawało jej prawo do rządzenia naszym życiem?

Pewnego dnia przyszła do nas z walizką.

– U mnie w bloku remontują łazienkę, nie mam gdzie się umyć – oznajmiła bezceremonialnie i rozgościła się w naszym mieszkaniu na dobre.

To były najgorsze trzy tygodnie mojego życia.

– Ewelina, nie tak prasuje się koszule Tomka! – poprawiała mnie przy każdej okazji.
– Staś za długo ogląda bajki! – wyłączała telewizor i zabierała mu pilota.
– Znowu nie umyłaś podłogi w kuchni?

Czułam się jak intruz we własnym domu. Zaczęłam unikać powrotów z pracy. Siedziałam godzinami na ławce pod blokiem, patrząc na bawiące się dzieci i marząc o tym, żeby ktoś mnie przytulił i powiedział: „Wszystko będzie dobrze”.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Haliny z Tomkiem przez uchylone drzwi kuchni:

– Ona cię nie szanuje, Tomku. Pozwala sobie za dużo. Gdybyś był z Kasią…

Zamarłam. Kasia? Była dziewczyna Tomka? Czy ona naprawdę to powiedziała?

Weszłam do kuchni bez pukania.

– Przepraszam, że przeszkadzam w rodzinnych naradach – powiedziałam lodowatym tonem. – Ale chyba czas ustalić pewne zasady.

Halina spojrzała na mnie z pogardą.

– Ty będziesz mi mówić o zasadach? W moim domu?

– To jest mój dom! – krzyknęłam pierwszy raz w życiu tak głośno.

Tomek zerwał się z krzesła.

– Ewelina…

– Nie! – przerwałam mu. – Albo zaczniemy żyć po swojemu, albo…

Nie dokończyłam zdania. Łzy napłynęły mi do oczu.

Halina wstała i podeszła do mnie bardzo blisko.

– Albo będziesz robić tak, jak mówię… albo nie masz po co wracać do tego domu – powtórzyła zimno.

Wyszłam na balkon i długo patrzyłam na światła miasta. Czułam się jak bohaterka taniego melodramatu. Ale to była moja rzeczywistość.

Następnego dnia spakowałam kilka rzeczy Stasia i swoje ubrania. Zostawiłam Tomkowi kartkę: „Muszę odpocząć. Nie wiem, kiedy wrócę”.

Zamieszkałam u mojej siostry Magdy na drugim końcu miasta. Magda była moją opoką.

– Dobrze zrobiłaś – powiedziała stanowczo. – Nie możesz pozwolić się niszczyć.

Ale ja czułam się winna. Czy naprawdę powinnam była zostawić Tomka samego z matką? Czy Staś nie ucierpi przez moje decyzje?

Tomek dzwonił codziennie przez pierwsze dwa dni. Potem przestał.
Halina przysłała mi SMS-a: „Nie licz na to, że wrócisz tak po prostu”.

Po tygodniu Tomek przyszedł do Magdy.

– Ewelina… wróć do domu. Mama już wyjechała do siostry do Kielc. Przepraszam…

Patrzyłam na niego długo. Był zmęczony, miał podkrążone oczy.

– A jeśli wrócę… co się zmieni?

Milczał przez chwilę.

– Postawię granice mamie. Obiecuję.

Chciałam mu wierzyć. Naprawdę chciałam.

Wróciłam do domu pełna obaw i nadziei jednocześnie. Przez kilka tygodni było spokojnie. Halina dzwoniła rzadziej, Tomek starał się być bardziej obecny.
Ale potem wszystko zaczęło wracać do starego schematu: kontrolujące telefony Haliny, ciche pretensje Tomka, moje poczucie winy i bezsilności.

Któregoś dnia Staś zapytał:
– Mamo, dlaczego babcia cię nie lubi?
Zatkało mnie. Co miałam mu odpowiedzieć?

Zrozumiałam wtedy jedno: jeśli sama nie postawię granic, nikt tego za mnie nie zrobi.
Usiadłam z Tomkiem wieczorem przy stole i powiedziałam spokojnie:
– Albo idziemy razem na terapię małżeńską i uczymy się stawiać granice twojej mamie… albo to koniec naszego małżeństwa.
Tym razem mnie posłuchał.
Zaczęliśmy terapię. Było trudno, bolało, ale powoli uczyliśmy się mówić o swoich potrzebach i lękach bez poczucia winy czy wstydu.
Halina długo nie mogła pogodzić się ze zmianą układu sił w naszej rodzinie. Ale ja już wiedziałam: jestem ważna i mam prawo do własnych granic.
Czasem nocą budzę się i pytam siebie: czy zrobiłam dobrze? Czy można kochać rodzinę i jednocześnie chronić siebie? A może zawsze trzeba wybierać między sobą a innymi?
Co wy byście zrobili na moim miejscu?