„Teściowa nie jest taka zła, jak myślałem” – czyli jak moja żona doprowadziła mnie na skraj wytrzymałości, a jej matka uratowała naszą rodzinę

Siedziałem na ławce w parku, dłubiąc widelcem w czerstwej bułce z serem. Wokół mnie krążyły gołębie, gotowe rzucić się na każdy okruch. „Jak to się stało, że jestem tu sam?” – pomyślałem, patrząc na szare niebo nad Warszawą. Telefon milczał od kilku godzin. Marta znowu trzasnęła drzwiami i wyszła z domu po kolejnej kłótni. Zostałem sam z ciszą i własnymi myślami.

Wszystko zaczęło się niewinnie. Marta była moją pierwszą wielką miłością. Poznaliśmy się na studiach – ona studiowała psychologię, ja informatykę. Była piękna, błyskotliwa i miała w sobie coś, co sprawiało, że świat wokół niej nabierał kolorów. Po ślubie zamieszkaliśmy w małym mieszkaniu na Pradze. Przez pierwsze dwa lata było dobrze – wspólne wieczory przy filmach, spacery po Starówce, plany na przyszłość.

Ale potem coś zaczęło się psuć. Marta coraz częściej wracała z pracy rozdrażniona. Zaczęła wyżywać się na mnie za byle drobiazg – raz o niepozmywane naczynia, innym razem o to, że zapomniałem kupić mleko. Próbowałem rozmawiać, tłumaczyć się, ale ona tylko podnosiła głos.

– Ty nigdy mnie nie słuchasz! – krzyczała pewnego wieczoru. – Wszystko muszę robić sama!

– Przecież staram się… – próbowałem się bronić.

– Starasz się? Ty nawet nie wiesz, co to znaczy! – rzuciła z pogardą i wyszła do sypialni.

Czułem się coraz bardziej zbędny. Praca przestała mnie cieszyć, znajomi przestali dzwonić. Zacząłem unikać domu, wracałem późno, byle tylko nie słyszeć pretensji. W końcu doszło do tego, że spałem na kanapie w salonie.

Pewnego dnia zadzwoniła teściowa. Pani Halina była kobietą twardą jak stal – całe życie przepracowała jako pielęgniarka na oddziale ratunkowym. Zawsze wydawała mi się surowa i chłodna. Unikałem jej wizyt jak ognia.

– Michał, musimy porozmawiać – powiedziała bez zbędnych wstępów.

– O czym? – zapytałem niechętnie.

– O Marcie. I o waszym małżeństwie.

Westchnąłem ciężko. Nie miałem siły na kolejną rozmowę o tym, co robię źle.

– Ona jest nieszczęśliwa – powiedziała cicho Halina. – Ale ty też jesteś nieszczęśliwy. Wiem, bo widzę to w twoich oczach.

Nie odpowiedziałem. Zamiast tego spuściłem wzrok i poczułem piekące łzy pod powiekami.

– Marta zawsze była uparta – ciągnęła teściowa. – Ale nigdy nie była złośliwa. Coś ją gryzie. Może powinniście porozmawiać… z kimś jeszcze? Może potrzebujecie pomocy?

Pokręciłem głową.

– Ona nie chce słyszeć o terapii. Twierdzi, że to ja jestem problemem.

Halina westchnęła.

– Może i tak mówi, ale wiem, że cię kocha. Tylko czasem ludzie nie potrafią okazać tego inaczej niż przez złość.

Po tej rozmowie długo nie mogłem zasnąć. W końcu postanowiłem spróbować jeszcze raz. Następnego dnia wróciłem wcześniej do domu i zacząłem przygotowywać kolację. Kiedy Marta weszła do kuchni, spojrzała na mnie podejrzliwie.

– Co ty wyprawiasz?

– Chciałem… pogadać. Bez krzyków.

Usiadła naprzeciwko mnie i przez chwilę milczeliśmy.

– Przepraszam – powiedziałem w końcu. – Wiem, że ostatnio wszystko się sypie. Ale nie chcę cię stracić.

Marta spuściła wzrok.

– Ja też przepraszam – wyszeptała. – Jestem okropna… Nie radzę sobie z pracą, ze sobą…

Wtedy pierwszy raz od dawna zobaczyłem w jej oczach łzy.

– Może spróbujemy razem? – zaproponowałem cicho.

Kiwnęła głową i uśmiechnęła się przez łzy.

Od tamtej pory zaczęliśmy rozmawiać więcej. Było ciężko – kłótnie wracały jak bumerang, ale już nie były tak bolesne. Pani Halina odwiedzała nas częściej, czasem zostawała na noc i pomagała nam ogarnąć codzienność. Okazało się, że jej surowość to tylko maska – pod nią kryło się ciepło i troska.

Pewnego wieczoru siedzieliśmy we trójkę przy stole i śmialiśmy się z dawnych historii z dzieciństwa Marty. Poczułem wtedy coś dziwnego – wdzięczność do teściowej za to, że nie odwróciła się od nas w najgorszym momencie.

Dziś wiem jedno: czasem najtrudniejsze relacje mogą stać się naszym ratunkiem. Gdyby nie pani Halina, pewnie już dawno byśmy się rozstali.

Czy naprawdę doceniamy tych, którzy są obok nas nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że są naszymi przeciwnikami? Ile razy chowamy dumę zamiast poprosić o pomoc?