Telefon z przeszłości: Historia o stracie, nadziei i drugiej szansie

— Zosiu, znowu siedzisz sama w kuchni? — głos mojej córki, Marty, rozległ się z korytarza. W jej tonie słyszałam troskę, ale i lekkie zniecierpliwienie.

— Tak, Marto. Po prostu… nie mogłam spać — odpowiedziałam cicho, nie odrywając wzroku od kubka herbaty. Herbata już dawno wystygła, a ja wpatrywałam się w nią, jakby miała mi odpowiedzieć na wszystkie pytania, które tłukły się w mojej głowie od miesięcy.

Od śmierci Andrzeja minęły dwa lata. Dwa lata, a ja wciąż czułam jego obecność w każdym kącie domu. Wciąż słyszałam jego śmiech, widziałam go przy stole, jak poprawia okulary i czyta gazetę. Samotność była jak ciężki płaszcz – grzała wspomnieniami, a jednocześnie przyduszała, odbierała powietrze. Każdy poranek zaczynał się od tej samej pustki obok, od tej samej ciszy, która bolała bardziej niż najgłośniejsza kłótnia.

Marta próbowała mnie wyciągać do ludzi. Zapraszała na spacery, na spotkania z sąsiadkami. Ale ja… ja nie potrafiłam. Czułam się jakby świat się zatrzymał i tylko ja zostałam w miejscu. Nawet wnuki nie potrafiły już rozświetlić tej ciemności.

Aż pewnego dnia zadzwonił telefon. Numer nieznany. Odebrałam bez przekonania.

— Halo? — powiedziałam ostrożnie.

— Zosia? To ty? Zosia Nowak? — głos był męski, ciepły, znajomy i jednocześnie obcy.

— Tak… Kto mówi?

— To ja, Tomek! Tomek Zieliński! Z liceum…

Serce mi zamarło. Tomek Zieliński… Przecież nie widziałam go od matury! Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

— Tomek? Naprawdę ty? Po tylu latach?

— Tak! Przypadkiem znalazłem twój numer u wspólnej znajomej. Pomyślałem… może chciałabyś się spotkać? Pogadać o starych czasach?

Nie wiem, co mnie podkusiło, ale zgodziłam się. Może to była desperacja, może ciekawość. Może po prostu chciałam na chwilę poczuć się znów młoda.

Spotkaliśmy się w kawiarni na rynku. Tomek był siwy, trochę przygarbiony, ale w oczach miał ten sam błysk co kiedyś.

— Zosiu… — uśmiechnął się szeroko. — Nic się nie zmieniłaś.

Zaśmiałam się nerwowo.

— Oj, Tomek… Czas nas wszystkich zmienia.

Rozmawialiśmy godzinami. O szkole, o nauczycielach, o pierwszych miłościach i rozczarowaniach. O tym, jak życie nas potoczyło w różne strony. Okazało się, że Tomek też jest wdowcem. Jego żona zmarła trzy lata temu na raka.

— Wiesz… — powiedział cicho — myślałem, że już nigdy nie będę potrafił z nikim rozmawiać tak szczerze. A z tobą… czuję się jakbym znów miał osiemnaście lat.

Poczułam coś dziwnego. Coś między wzruszeniem a strachem. Przecież nie wypada… Co by powiedziała Marta? Co by powiedzieli sąsiedzi?

Po powrocie do domu długo nie mogłam zasnąć. W głowie miałam słowa Tomka i własne wyrzuty sumienia. Czy zdradzam Andrzeja? Czy mam prawo jeszcze raz być szczęśliwa?

Następnego dnia zadzwonił Tomek.

— Zosiu… Chciałbym cię znów zobaczyć. Może pójdziemy razem do kina?

Zgodziłam się. I tak zaczęły się nasze spotkania – najpierw niewinne spacery po parku, potem wspólne obiady, wyjazd do teatru w Krakowie.

Wszystko zaczęło się komplikować, gdy dowiedziała się o tym Marta.

— Mamo! Ty chyba żartujesz! Umawiasz się z jakimś obcym facetem?!

— Marta… To nie jest obcy facet. To mój kolega z liceum…

— Ale przecież tata… Tata ledwo dwa lata temu odszedł! Jak możesz?!

Poczułam się jak winowajca. Jakby moje prawo do szczęścia przestało istnieć wraz ze śmiercią Andrzeja.

Przez kilka dni Marta nie odzywała się do mnie prawie wcale. Wnuki patrzyły na mnie pytająco – babcia jest smutna czy szczęśliwa?

Tomek był cierpliwy. Nie naciskał. Czekał aż sama zdecyduję co dalej.

Pewnego wieczoru usiadłam przy stole i napisałam list do Andrzeja. Wylałam na papier wszystkie swoje tęsknoty i żale. Napisałam o Tomku – o tym jak bardzo boję się go pokochać i jak bardzo tego potrzebuję.

Potem spaliłam ten list w kominku i poczułam ulgę.

Zadzwoniłam do Marty.

— Córciu… Musimy porozmawiać.

Przyszła jeszcze tego samego wieczoru. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie długo w milczeniu.

— Mamo… Ja po prostu boję się cię stracić — wyszeptała w końcu Marta. — Boję się, że ktoś cię skrzywdzi… Albo że zapomnisz o tacie.

— Nie zapomnę nigdy — odpowiedziałam stanowczo. — Ale muszę żyć dalej. Dla siebie. Dla was też.

Marta rozpłakała się i przytuliła mnie mocno.

Od tego dnia wszystko zaczęło się układać inaczej. Tomek stał się częścią mojego życia – powoli, ostrożnie, z szacunkiem dla mojej przeszłości i mojej rodziny.

Nie było łatwo. Sąsiedzi szeptali za plecami. Siostra Andrzeja przestała mnie odwiedzać. Nawet w kościele czułam na sobie spojrzenia pełne dezaprobaty.

Ale ja wiedziałam jedno: życie jest tylko jedno i nie można go przeżyć za kogoś innego.

Dziś siedzę przy tym samym stole co zawsze, ale już nie sama. Tomek czyta gazetę i co chwilę podsuwa mi pod nos ciekawe artykuły. Wnuki przychodzą na obiady i śmieją się głośno jak dawniej.

Czasem patrzę w okno i myślę o Andrzeju – czy byłby ze mnie dumny? Czy pozwoliłby mi być jeszcze raz szczęśliwą?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto walczyć o swoje szczęście nawet wtedy, gdy inni tego nie rozumieją?