Tato, chciałam tylko Twojej dumy: opowieść o dziewczynce, która dorosła zbyt wcześnie

– Kinga, przestań już płakać! – głos mamy odbił się echem od pustych ścian naszego mieszkania. Siedziałam skulona na podłodze, ściskając w dłoniach pluszowego misia, którego dostałam od taty na szóste urodziny. To był ten wieczór. Wieczór, który podzielił moje życie na „przed” i „po”.

Tata spakował walizkę. Nie patrzył mi w oczy. Mama stała w drzwiach kuchni, zaciśnięte usta i czerwone policzki zdradzały, że płakała wcześniej. – Idę – rzucił tylko, a potem zniknął za drzwiami. Nie do pracy. Nie do sklepu. Na zawsze.

Nie rozumiałam wtedy słowa „rozwód”. Dla mnie proste było tylko to, że tata już nie wrócił. Nie przytulił mnie na dobranoc, nie poprawił kołdry, nie powiedział „jestem z ciebie dumny”.

Przez pierwsze tygodnie czekałam przy oknie. Każdy szelest na klatce schodowej budził nadzieję. Może wrócił? Może się pomylił? Ale drzwi pozostawały zamknięte.

Mama próbowała być silna. Pracowała do późna, a wieczorami gotowała mi ulubioną zupę pomidorową, choć sama prawie nie jadła. Czasem słyszałam, jak rozmawia przez telefon z babcią: – Ona tego nie rozumie… Tak bardzo za nim tęskni…

W szkole byłam „tą dziewczynką bez taty”. Dzieci pytały: – A gdzie twój tata? Czemu nigdy nie przychodzi na przedstawienia? Udawałam, że mnie to nie rusza, ale w środku czułam się jakby ktoś wyciął ze mnie kawałek serca.

Z czasem nauczyłam się nie płakać przy mamie. Wstawałam rano sama, szykowałam śniadanie i odrabiałam lekcje bez przypominania. Chciałam być idealna – może wtedy tata wróci? Może będzie ze mnie dumny?

Mijały lata. Mama poznała pana Andrzeja – miłego, cichego człowieka z sąsiedztwa. Próbował być dla mnie dobry, ale ja byłam zamknięta jak muszla. Nie chciałam nowego taty. Chciałam swojego.

Pewnego dnia znalazłam w szufladzie stare zdjęcie: ja na kolanach taty, oboje śmiejemy się do obiektywu. Z tyłu napis: „Mojej małej księżniczce – tata”. Poczułam ukłucie żalu i gniewu. Dlaczego mnie zostawił? Czy zrobiłam coś źle?

W gimnazjum zaczęłam mieć problemy z nauką. Nauczycielka matematyki wezwała mamę na rozmowę: – Kinga jest zdolna, ale ostatnio bardzo się wycofała. Czy coś się dzieje w domu? Mama spuściła wzrok i powiedziała tylko: – Mamy trudny czas.

Wieczorem usiadła obok mnie na łóżku. – Kinga, wiem, że ci ciężko… Ale musisz spróbować żyć dalej.

– Jak mam żyć dalej, skoro tata nas zostawił? – wybuchłam pierwszy raz od lat. – Czy on w ogóle jeszcze o mnie pamięta?

Mama przytuliła mnie mocno. – On zawsze będzie twoim ojcem, ale nie możemy zmusić go do powrotu.

Zacisnęłam pięści. Postanowiłam wtedy, że jeśli kiedyś go spotkam, pokażę mu, jak bardzo się mylił. Że jestem silna i mądra. Że może być ze mnie dumny.

W liceum zaczęłam angażować się w wolontariat i konkursy naukowe. Każde osiągnięcie zapisywałam w zeszycie – jakby to była lista dowodów dla taty: „Patrz, co potrafię!”.

Mimo to wciąż czułam pustkę. Gdy koleżanki opowiadały o wspólnych wyjazdach z ojcami, o rozmowach przy kolacji, udawałam obojętność. Ale nocami płakałam w poduszkę.

W końcu nadszedł dzień matury. Mama była ze mnie dumna, pan Andrzej przyniósł kwiaty i czekoladki. Ale ja patrzyłam na puste miejsce przy stole i myślałam tylko o jednym: „Gdzie jesteś, tato?”

Po maturze postanowiłam go odnaleźć. Znalazłam adres w starych dokumentach mamy. Pojechałam do innego miasta, serce waliło mi jak młotem.

Drzwi otworzyła mi kobieta w średnim wieku.
– Dzień dobry… Szukam pana Tomasza Nowaka.
– Tata? – zza jej pleców wychylił się chłopiec w moim wieku.
Zamarłam.
– Jestem Kinga… jego córka.
Kobieta spojrzała na mnie zaskoczona.
– Tomek! Ktoś do ciebie!

Po chwili w drzwiach stanął mój ojciec. Starszy, siwiejący na skroniach, ale ten sam uśmiech co kiedyś.
– Kinga…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. On też milczał przez długą chwilę.
– Przepraszam – wyszeptał w końcu.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Dlaczego nas zostawiłeś?
Zacisnął usta.
– Byłem tchórzem… Myślałem, że tak będzie lepiej dla wszystkich…
– A dla mnie?
Spojrzał na mnie smutno.
– Nie wiedziałem wtedy… Byłem młody i głupi.

Nie potrafiłam mu wybaczyć od razu. Ale po tej rozmowie poczułam ulgę – jakby ktoś zdjął mi ciężar z ramion.

Dziś mam dwadzieścia dwa lata i studiuję psychologię na Uniwersytecie Warszawskim. Nadal tęsknię za tymi słowami: „Jestem z ciebie dumny”. Ale wiem już, że muszę być dumna sama z siebie.

Czasem patrzę w lustro i pytam: czy gdyby tata widział mnie teraz, byłby ze mnie dumny? Czy to naprawdę jego uznanie jest mi potrzebne do szczęścia? Może najważniejsze jest to, by umieć pokochać siebie – nawet jeśli ktoś inny nie potrafił?