„Szwagierka dostała wszystko, a nam została tylko cisza” – Historia rodzinnego dziedzictwa

– Naprawdę to mówisz, Elżbieta? – mój głos zadrżał, gdy siedziałam przy kuchennym stole, ściskając w dłoni kubek z zimną już herbatą. Teściowa, pani Jadwiga, nawet nie podniosła wzroku znad obrusu, jakby wstydziła się własnych słów, choć dobrze wiedziałam, że nie czuje wstydu. Obok niej siedział mój mąż, Tomek, który wpatrywał się w swoje dłonie, jakby szukał tam odpowiedzi na wszystkie nasze problemy. Szwagierka, Elżbieta, uśmiechała się pod nosem, zadowolona z obrotu spraw.

– To nie jest przeciwko wam, po prostu… Ela teraz bardziej potrzebuje tego domu – powiedziała cicho Jadwiga, nie patrząc mi w oczy.

– Bardziej? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – My też pracujemy od rana do nocy, Tomek haruje na budowie, ja w szkole uczę dzieciaki, a zawsze to Ela dostaje wszystko, czego zapragnie.

W powietrzu zawisła cisza. Tomek w końcu spojrzał na mnie, ale tylko pokręcił głową. Wiedziałam, że nie zgadza się z matką, ale nigdy nie miał dość odwagi, by jej się sprzeciwić.

Tego wieczoru wracaliśmy do mieszkania w milczeniu. Przez okno tramwaju patrzyłam na rozmazane światła Warszawy, a łzy same napływały mi do oczu. Dlaczego zawsze to my musimy zadowolić się resztkami?

Rodzina Tomka nigdy mnie nie zaakceptowała. Już na naszym ślubie czułam, że jestem kimś obcym. Jadwiga zawsze stawiała Elżbietę za wzór: „Zobacz, jaka Ela jest zaradna, jaka pracowita!” A przecież Ela nigdy nie pracowała dłużej niż kilka miesięcy, zawsze miała wymówkę: „Teraz się uczę”, „Teraz wychowuję dziecko”, „Teraz muszę odpocząć”. My tymczasem płaciliśmy czynsz za kawalerkę na Pradze, odkładaliśmy każdy grosz, marząc, że kiedyś będziemy mieli własny kąt.

Aż przyszedł ten dzień. Jadwiga oznajmiła: dom rodzinny dostanie Elżbieta. „Bo ona teraz bardziej potrzebuje.” Twarz Tomka wykrzywiła się złością i rozczarowaniem, ale tylko westchnął: – Jakoś sobie poradzimy.

W domu nie wytrzymałam dłużej:

– Jak można być tak niesprawiedliwym? – rzuciłam w stronę Tomka. – To ty jesteś ich synem! Zawsze byłeś przy nich! Gdy twój ojciec zachorował, to ty codziennie jeździłeś do szpitala! Ela pojawiała się tylko wtedy, gdy potrzebowała pieniędzy.

Tomek siedział na brzegu łóżka i milczał. – Nie chcę się kłócić – powiedział w końcu cicho. – To ich decyzja.

– I ty się na to godzisz? – krzyknęłam. – Nie widzisz, że nas mają za nic?

Tej nocy spaliśmy osobno.

W kolejnych tygodniach coraz bardziej oddalałam się od rodziny Tomka. Przestałam chodzić na niedzielne obiady, nie zadzwoniłam do Jadwigi z życzeniami na imieniny. Tomek próbował łagodzić sytuację:

– Nie miej do nich żalu, Aniu. Mama zawsze bała się o Elę. Nigdy nie była tak silna jak ty.

– To nie jest żadne wytłumaczenie! – odpowiedziałam ostro. – Niesprawiedliwości nie da się usprawiedliwić miłością.

W pracy też nie mogłam się skupić. Pani Teresa, dyrektorka szkoły, pewnego dnia poprosiła mnie na rozmowę:

– Aniu, wszystko w porządku w domu? Ostatnio jesteś bardzo rozkojarzona.

– Nic się nie dzieje – skłamałam. Ale w środku aż gotowałam się ze złości i żalu.

Pewnego wieczoru Tomek wrócił z nowiną:

– Ela już się wprowadziła do domu. Mama zamieszkała z nimi.

– A my? – zapytałam z goryczą.

– Kupimy coś na kredyt – odpowiedział zmęczonym głosem.

– Kredyt? Kiedy go spłacimy? Za trzydzieści lat? Do tego czasu będziemy już starzy!

Czułam, jak wszystkie moje marzenia rozsypują się w pył. Zawsze wierzyłam, że jeśli będziemy ciężko pracować i trzymać się razem, to w końcu i nam się coś należy. Ale teraz widziałam, że w niektórych rodzinach są zasady, których nigdy nie zrozumiem ani nie zmienię.

Moja przyjaciółka, Magda, powiedziała mi kiedyś:

– Aniu, nie daj się! Zawalcz o siebie! Jeśli teraz to przełkniesz, zawsze już tak będzie!

Ale ja byłam już zmęczona walką. Coraz bardziej zamykałam się w sobie. Przestałam nawet rozmawiać z Tomkiem o tej sprawie. Chodziłam do pracy, wracałam do domu, wieczorami siedziałam w ciszy na kanapie.

W Wigilię Tomek zaproponował:

– Może pójdziemy do mamy na kolację?

– Nie pójdę – odpowiedziałam stanowczo. – Nie chcę udawać, że wszystko jest w porządku.

Tomek tylko smutno skinął głową. Poszedł sam.

Od tamtej pory nie rozmawiałam z Jadwigą ani Elżbietą. Czasem wspominam dawne czasy: jak jeszcze miałam nadzieję, że kiedyś naprawdę będę częścią tej rodziny. Ale dziś wiem, że są rany, które nigdy się nie zagoją.

Czy naprawdę tyle warte jest całe życie pracy i miłości? Czy można wybaczyć taki rodzaj zdrady? Co wy byście zrobili na moim miejscu?