„Syn prosi, żebym oddała mu moje mieszkanie. Żebym się ścisnęła, a oni mieli więcej miejsca”: Ale to jest mój dom. To jedyne miejsce, gdzie czuję się bezpieczna
– Mamo, przecież wiesz, że u nas już się nie da żyć – głos Pawła był napięty, a ja czułam, jak ściska mnie w gardle. – Dwójka dzieci, Anka w ciąży, a my w tym klitkowatym M3 na Pradze. Ty masz dwa pokoje, sama. Nie możesz się trochę poświęcić?
Patrzyłam na niego, mojego dorosłego syna, który jeszcze niedawno biegał po tym mieszkaniu z rozbitym kolanem i płakał, gdy zgubił ulubionego misia. Teraz patrzył na mnie z wyrzutem. W jego oczach widziałam zmęczenie i frustrację. Ale czy widział moje?
– Paweł… – zaczęłam cicho, próbując zebrać myśli. – To jest mój dom. Tu wszystko… wszystko się zaczęło. Tu byliście mali, tu dorastałeś…
– Właśnie! – przerwał mi gwałtownie. – To przecież nasze mieszkanie! Nasza historia! A teraz my nie mamy gdzie się pomieścić, a ty siedzisz tu sama. Mamo, pomyśl trochę o nas.
Z kuchni dobiegł mnie cichy szelest – to Anka, synowa, krzątała się przy herbacie. Słyszałam jej westchnienie i czułam jej obecność jak ciężar na plecach. Wiedziałam, że to ona podsunęła Pawłowi ten pomysł.
W mojej głowie kłębiły się wspomnienia: ślady po wózku dziecięcym na ścianie, rysy na stole po nieostrożnym odrabianiu lekcji, szuflada pełna zdjęć z rodzinnych wakacji nad Bałtykiem. Każdy kąt tego mieszkania był częścią mnie.
– Mamo… – Paweł złagodniał. – Przecież możesz zamieszkać u cioci Krysi albo wynająć sobie kawalerkę. My ci pomożemy…
Poczułam łzy pod powiekami. Czy naprawdę byłam już tylko przeszkodą? Przeszkodą w ich szczęściu?
– A co z moimi rzeczami? Z moimi wspomnieniami? – zapytałam cicho.
Anka weszła do pokoju z filiżankami herbaty. Uśmiechnęła się sztucznie.
– Pani Zosiu, my wszystko przechowamy. Albo zrobimy miejsce w piwnicy. Naprawdę chcemy, żeby pani była szczęśliwa.
Szczęśliwa? Czy ktoś mnie w ogóle pytał, czego ja chcę?
Nocą nie mogłam spać. Siedziałam na kanapie i patrzyłam na półkę z książkami – każda z nich miała swoją historię: „Nad Niemnem” z dedykacją od męża na rocznicę ślubu, „Mały Książę” z dzieciństwa Pawła…
Przypomniałam sobie dzień, kiedy przeprowadziliśmy się tu z mężem. Byliśmy młodzi, pełni nadziei. On już nie żyje od dziesięciu lat. To mieszkanie było moją ostoją po jego śmierci.
Rano zadzwoniła Krysia.
– Zosiu, Paweł do mnie dzwonił… – zaczęła ostrożnie. – Wiesz, ja mam tylko jeden pokój więcej… Ale jakby co, zawsze możesz się zatrzymać.
– Krysiu, ja nie chcę nikomu przeszkadzać…
– Ty nigdy nie przeszkadzasz! Ale rozumiem cię…
Wiedziałam, że ona też czuje się samotna w swoim mieszkaniu na Grochowie. Ale przynajmniej nikt jej nie wypycha.
Wieczorem Paweł przyszedł sam.
– Mamo… Przepraszam za ton wczoraj. Ale naprawdę nie mamy wyjścia. Anka już nie daje rady z dziećmi w tym ścisku. Ja też…
Spojrzałam na niego długo.
– A ja? Ja mam wyjście?
Zamilkł. Widziałam w jego oczach walkę – między synowską miłością a poczuciem obowiązku wobec własnej rodziny.
– Może spróbujemy znaleźć większe mieszkanie dla was? – zaproponowałam nieśmiało.
– Mamo, przecież nas nie stać! Kredyty są teraz kosmiczne…
Znowu poczułam się winna. Jakby to wszystko było moją winą.
Przez kolejne dni unikałam rozmów z Pawłem i Anką. Chodzili wokół mnie na palcach, jakby bali się, że zaraz wybuchnę płaczem albo krzykiem.
W końcu przyszła Marysia – moja córka. Zawsze była bardziej empatyczna niż brat.
– Mamo, co się dzieje? Paweł mówił coś o mieszkaniu…
Opowiedziałam jej wszystko. Siedziała cicho przez dłuższą chwilę.
– Mamo… Ja rozumiem Pawła i Ankę. Ale rozumiem też ciebie. To twoje miejsce na ziemi. Jeśli oddasz im mieszkanie, gdzie ty pójdziesz?
Wzruszyłam ramionami.
– Nie wiem… Może do Krysi? Może do jakiejś kawalerki?
Marysia złapała mnie za rękę.
– Nie rób tego sobie. Ani nam wszystkim. Paweł musi zrozumieć, że twoje życie też jest ważne.
Poczułam ulgę i wdzięczność. Ale też strach – co będzie dalej?
Następnego dnia cała rodzina zebrała się u mnie na obiedzie. Atmosfera była napięta jak struna.
– Mamo – zaczął Paweł – przemyślałem to wszystko… Może rzeczywiście przesadziliśmy z Anką. Ale naprawdę nie wiemy już, co robić.
Marysia spojrzała na niego ostro:
– Paweł, mama całe życie poświęcała się dla nas. Teraz czas pomyśleć o niej.
Anka spuściła wzrok.
– Przepraszam pani Zosiu… Może za bardzo naciskałam…
Siedzieliśmy w milczeniu przez długą chwilę.
W końcu odezwałam się ja:
– Kochani… Ja was bardzo kocham i chcę wam pomagać. Ale to jest mój dom. To jedyne miejsce, gdzie czuję się bezpieczna. Nie mogę go oddać…
Paweł westchnął ciężko.
– Rozumiem mamo… Przepraszam.
Po obiedzie długo siedziałam przy oknie i patrzyłam na podwórko, gdzie kiedyś bawiliście się z Marysią i Pawłem w berka. Czułam ulgę – ale też smutek i żal, że musiałam wybierać między sobą a rodziną.
Czy naprawdę w Polsce starsi ludzie muszą zawsze ustępować miejsca młodszym? Czy nasze potrzeby są mniej ważne? Czy dom to tylko cztery ściany – czy może coś znacznie więcej?