Spadek, który rozdzielił naszą rodzinę – czy warto było poświęcić wszystko dla pieniędzy?

– Nie wierzę, że to robisz, mama! – krzyknęła Ola, trzaskając drzwiami od swojego pokoju. Stałam w korytarzu naszego starego domu w Ząbkowicach, trzymając w ręku list od notariusza. Dłonie mi drżały. Właśnie dowiedzieliśmy się, że ciotka Wanda z Warszawy zostawiła nam w spadku mieszkanie w samym centrum miasta. Mój mąż, Andrzej, patrzył na mnie z niedowierzaniem.

– Przecież tu mamy wszystko… – wyszeptał. – Po co nam to?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony, życie w małym miasteczku było przewidywalne i bezpieczne. Z drugiej – mieszkanie w Warszawie to była szansa na lepszą pracę, lepszą szkołę dla Oli i może… nowe życie? Ale czy naprawdę tego chcieliśmy?

Ola nie rozmawiała ze mną przez trzy dni. Andrzej chodził przygaszony, a ja nie mogłam spać po nocach. W końcu zebrałam wszystkich w kuchni.

– Musimy podjąć decyzję razem – powiedziałam drżącym głosem. – To nie jest tylko mój wybór.

– Ja nie chcę wyjeżdżać! – Ola rzuciła się na krzesło i zaczęła płakać. – Tu mam przyjaciół, tu jest mój świat!

Andrzej milczał długo, patrząc przez okno na ogród, który sam sadził przez lata.

– A jeśli to nasza jedyna szansa? – odezwał się w końcu cicho. – Może Ola kiedyś nam podziękuje…

Nie wiedziałam, co robić. Każda decyzja wydawała się zła.

W końcu zdecydowaliśmy: sprzedamy dom i przeprowadzimy się do Warszawy. Ola zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Przestała wychodzić z domu, przestała rozmawiać z koleżankami. Andrzej coraz częściej wracał późno z pracy, jakby chciał uciec od tej sytuacji.

Przeprowadzka była koszmarem. Kartony, płacz, pożegnania z sąsiadami. Gdy zamknęłam drzwi naszego domu po raz ostatni, poczułam się jak zdrajczyni.

Warszawa przywitała nas hałasem i anonimowością. Mieszkanie po ciotce było duże, ale zimne i puste. Ola pierwszego dnia wróciła ze szkoły zapłakana.

– Nikt mnie tu nie lubi! – krzyczała. – Chcę wrócić do domu!

Andrzej próbował ją pocieszać, ale sam wyglądał na zagubionego. Ja rzuciłam się w wir pracy – dostałam posadę w korporacji, o której kiedyś mogłam tylko marzyć. Ale za jaką cenę?

Zaczęliśmy się od siebie oddalać. Ola zamknęła się w swoim pokoju i godzinami siedziała przed komputerem. Andrzej coraz częściej wychodził z kolegami z pracy na piwo. Ja wracałam do domu późno i nie miałam siły na rozmowy.

Pewnego wieczoru usłyszałam kłótnię w pokoju Oli.

– Nienawidzę was! – wrzasnęła do telefonu. – Przez was straciłam wszystko!

Weszłam do niej i zobaczyłam łzy na jej twarzy.

– Córciu…

– Nie mów do mnie! – odwróciła się do ściany.

Wtedy poczułam, że tracę rodzinę.

Zaczęły się kłótnie o wszystko: o pieniądze, o obowiązki domowe, o to, kto powinien sprzątać łazienkę. Andrzej coraz częściej spał na kanapie w salonie. Ola przestała jeść obiady z nami.

Pewnego dnia znalazłam list od Oli na stole:

„Nie potrafię tu żyć. Wyjeżdżam do babci do Ząbkowic.”

Serce mi stanęło. Zadzwoniłam do mamy – Ola rzeczywiście tam była.

Andrzej spojrzał na mnie z wyrzutem:

– To wszystko przez ten cholerny spadek…

Przez kilka tygodni żyliśmy jak obcy ludzie. W końcu pojechałam po Olę do Ząbkowic. Siedziała na ławce przed domem babci, skulona i smutna.

– Przepraszam – wyszeptałam. – Chciałam dla nas lepszego życia…

– Ale ja nie chcę lepszego życia w Warszawie! Chcę naszego starego życia!

Objęłyśmy się i płakałyśmy razem długo.

Wróciłyśmy do Warszawy, ale już nic nie było takie samo. Andrzej zaczął mówić o rozwodzie. Ola zamknęła się jeszcze bardziej.

Czasem patrzę na zdjęcia z naszego starego domu i zastanawiam się: czy naprawdę warto było poświęcić wszystko dla pieniędzy? Czy można odzyskać rodzinę, którą straciło się przez własne ambicje?

Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między marzeniami a rodziną? Co byście zrobili na moim miejscu?