Rozwodzicie się? Zostanę z tatą! – Historia Małgorzaty

– Rozwodzicie się? Zostanę z tatą! – krzyknęła Kasia, trzaskając drzwiami swojego pokoju. Jej słowa rozcięły ciszę jak nóż. Stałam w kuchni, z rękami zanurzonymi w pianie, patrząc przez okno na szare niebo nad Warszawą. Woda była już zimna, a ja czułam, jakby ktoś wyciągnął mi serce i zostawił pustkę w środku.

Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęło się psuć. Może wtedy, gdy Grzegorz zaczął wracać coraz później z pracy, tłumacząc się korkami i nowymi projektami. Może wtedy, gdy ja przestałam pytać, a on przestał odpowiadać. Nasze rozmowy ograniczały się do wymiany informacji: „Kasia ma jutro sprawdzian”, „Trzeba kupić mleko”, „Twoja mama dzwoniła”. Miłość wyparowała, a jej miejsce zajęła rutyna i zmęczenie.

Przez długi czas udawałam, że wszystko jest w porządku. Byłam dobrą żoną – gotowałam ulubione pierogi Grzegorza, sprzątałam mieszkanie na Mokotowie, pilnowałam, by Kasia wracała do domu o rozsądnej porze. Nawet wtedy, gdy Grzegorz patrzył na mnie jak na powietrze, a ja czułam się przezroczysta. W pracy uczyłam dzieci matematyki i uśmiechałam się do koleżanek, choć w środku byłam krucha jak porcelana.

Pewnego wieczoru, gdy Kasia spała, usiedliśmy z Grzegorzem przy stole. On pił herbatę, ja bawiłam się łyżeczką. – Myślisz czasem o tym… żeby to wszystko skończyć? – zapytałam cicho. Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie spodziewał się, że mam głos. – O czym ty mówisz? – burknął. – O nas – odpowiedziałam. – Przecież już od dawna nie jesteśmy razem.

Wtedy pierwszy raz zobaczyłam w jego oczach strach. Nie gniew, nie obojętność – tylko strach. Przez chwilę milczeliśmy. Potem powiedział: – Nie wiem, Małgosiu. Może masz rację.

Od tego wieczoru wszystko potoczyło się lawinowo. Rozmowy o rozwodzie były coraz częstsze i coraz bardziej bolesne. Próbowaliśmy rozmawiać spokojnie przy Kasi, ale ona widziała więcej niż myśleliśmy. Pewnego dnia wróciła ze szkoły i rzuciła tornister na podłogę: – Rozwodzicie się? Zostanę z tatą! – krzyknęła i zamknęła się w swoim pokoju.

Poczułam się tak, jakby ktoś mnie uderzył. Przecież to ja zawsze byłam przy niej – odrabiałam z nią lekcje, piekłam ciasta na jej urodziny, tuliłam ją po koszmarach. A ona chce zostać z nim? Z tym wiecznie nieobecnym ojcem?

Wieczorem podeszłam do jej drzwi i zapukałam delikatnie. – Kasiu, mogę wejść? – Nie chcę z tobą rozmawiać! – usłyszałam przez łzy. Usiadłam pod drzwiami i zaczęłam mówić: – Wiem, że to dla ciebie trudne. Dla mnie też… Ale bardzo cię kocham i nigdy cię nie zostawię.

Nie odpowiedziała. Siedziałam tam długo, aż zasnęłam skulona na podłodze.

Grzegorz coraz częściej wychodził z domu bez słowa. Czułam się jak cień we własnym życiu. Moja mama powtarzała przez telefon: – Małgosiu, musisz być silna dla Kasi. Ale jak być silną, gdy wszystko się wali?

W pracy zaczęłam popełniać błędy. Uczniowie patrzyli na mnie zdziwieni, gdy zapominałam sprawdzić obecność albo myliłam zadania na tablicy. Koleżanka z pokoju nauczycielskiego zapytała: – Wszystko w porządku? – Tak… tylko jestem zmęczona – skłamałam.

Wieczorami płakałam do poduszki. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej.

Pewnego dnia Grzegorz przyszedł wcześniej do domu i powiedział: – Musimy ustalić, co z Kasią po rozwodzie. Chciałbym, żeby została ze mną.

Zatkało mnie. – Dlaczego? Przecież prawie jej nie znasz! Nigdy nie miałeś dla niej czasu!

– Ale ona chce zostać ze mną! Słyszałaś sama!

Zaczęliśmy się kłócić tak głośno, że Kasia wybiegła z pokoju i uciekła do łazienki. Siedziała tam zamknięta przez godzinę.

Po tej kłótni przestałam jeść i spać. Chudłam w oczach. Mama przyjechała do mnie na kilka dni i próbowała pomóc, ale nawet ona nie potrafiła przebić się przez mur milczenia między mną a Kasią.

Któregoś wieczoru usiadłyśmy razem na łóżku w jej pokoju. Było cicho. Kasia patrzyła w okno.

– Wiesz… boję się tego wszystkiego – powiedziała nagle cicho.

– Ja też się boję – odpowiedziałam szczerze.

– Boję się, że już nigdy nie będziemy rodziną.

Objęłam ją mocno i płakałyśmy razem długo.

Rozwód był formalnością. Sąd przyznał opiekę naprzemienną. Kasia mieszka tydzień ze mną, tydzień z Grzegorzem. Każde pożegnanie boli tak samo mocno.

Czasem zastanawiam się, czy mogłam zrobić coś inaczej. Czy mogłam uratować nasze małżeństwo? Czy mogłam lepiej przygotować Kasię na ten koszmar?

Dziś patrzę na siebie w lustrze i widzę inną kobietę niż rok temu. Silniejszą? Może bardziej zmęczoną… Ale wiem jedno: nawet jeśli świat się wali, matka nigdy nie przestaje kochać swojego dziecka.

Czy można nauczyć się żyć na nowo po takim końcu? Czy kiedyś przestanie boleć? Może Wy wiecie…