„Przywieź wnuki, ale portfel też zabierz” – czyli jak ogród stał się polem bitwy o rodzinę i godność
– Mama, tata, przywieziemy dzieciaki w sobotę, ale… wiecie, może byście coś przygotowali do jedzenia? – głos mojej córki, Magdy, brzmiał jakby od niechcenia, ale ja już wiedziałam, co się za tym kryje. Znowu przyjadą wszyscy, wnuki rozbiegną się po ogrodzie, a my z Elą będziemy udawać, że wszystko jest jak dawniej.
Ogród był naszym azylem. To tutaj, na obrzeżach Radomia, przez lata uprawialiśmy marchew, pietruszkę, pomidory. Z Elą zawsze marzyliśmy o samowystarczalności. Kiedy dzieci były małe, biegały boso po trawie, a my śmialiśmy się z ich zabaw. Teraz ogród zarasta chwastami szybciej niż jesteśmy w stanie je wyrywać. Kolana bolą, kręgosłup nie pozwala schylać się tak nisko jak kiedyś. Ela coraz częściej mówi o bólu w biodrze, ja udaję przed nią i przed sobą, że jeszcze dam radę.
W sobotę dom wypełnił się hałasem. Magda z mężem, Tomek z żoną i trójką dzieci. Wnuki od razu pobiegły do grządek. – Dziadku! A gdzie są truskawki? – krzyczała Zosia. – Dziadku, a czemu tu tyle chwastów? – dopytywał Franek. Uśmiechałem się krzywo. – Truskawki już były… a chwasty… no cóż, dziadek już nie taki młody.
W kuchni Ela kroiła warzywa na zupę. Magda weszła bez pukania.
– Mamo, a może byście pomyśleli o jakiejś pomocy? Są takie panie do sprzątania albo ogrodnicy…
– Magda, nas nie stać na takie luksusy – odpowiedziała Ela cicho.
– Ale przecież macie emeryturę! – córka spojrzała na nią z wyrzutem.
– Wiesz dobrze, że ledwo nam starcza na leki i rachunki – wtrąciłem się z progu.
Cisza. Tylko bulgotanie zupy zagłuszało napięcie.
Po obiedzie dzieci rozsiadły się w salonie. Tomek wyjął telefon i zaczął przeglądać wiadomości. Magda rozmawiała z Elą o szkole wnuków. Ja wyszedłem do ogrodu. Usiadłem na ławce pod jabłonią i patrzyłem na grządki. Kiedyś to wszystko było nasze – nasza praca, nasza duma. Teraz czułem się jak intruz we własnym domu.
Wieczorem Magda podeszła do mnie.
– Tato… my z Tomkiem rozmawialiśmy. Może byście sprzedali ten dom? Przenieśli się bliżej nas? W bloku byłoby łatwiej…
Poczułem, jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę.
– A co z ogrodem? Z tym wszystkim?
– No właśnie… – Magda zawahała się – przecież i tak już nie dajecie rady.
Nie spałem tej nocy. Ela przewracała się z boku na bok.
– Może mają rację? – szepnęła nad ranem. – Może powinniśmy odpuścić?
– A co nam zostanie? Cztery ściany i telewizor?
Następnego dnia próbowałem wyplewić choć kawałek grządki. Kolana odmówiły posłuszeństwa po dziesięciu minutach. Przysiadłem na ziemi i poczułem łzy pod powiekami. Przypomniałem sobie ojca – jak walczył do końca o swój kawałek ziemi pod Siedlcami. Czy ja też muszę przegrać?
Tydzień później Magda zadzwoniła znowu.
– Tato, przywieziemy wnuki w sobotę. Ale… nie zapomnijcie zrobić zakupów. Dzieci lubią te wasze kotlety.
Zacisnąłem pięść na słuchawce.
– Magda… my już nie mamy siły gotować dla wszystkich co tydzień. Może tym razem wy coś przywieziecie?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– No dobrze… ale dzieci będą rozczarowane.
Ela patrzyła na mnie ze smutkiem.
– Oni nie rozumieją…
– Nie chcą rozumieć – odpowiedziałem gorzko.
W kolejną sobotę przyjechali z pizzą z marketu. Wnuki marudziły, że nie ma domowych pierogów ani kompotu z rabarbaru. Magda była obrażona. Tomek nawet nie wyszedł do ogrodu.
Wieczorem usiedliśmy z Elą na tarasie.
– Może powinniśmy im oddać ten dom? Niech sami zobaczą, ile to pracy – powiedziała Ela przez łzy.
– A może powinniśmy po prostu przestać być wygodnym przystankiem na trasie ich życia?
Od tamtej pory wizyty stały się rzadsze. Ogród zarastał coraz bardziej. Czasem sąsiadka Basia przynosiła nam świeże jajka albo pomagała zebrać jabłka z drzewa. Z Elą zaczęliśmy chodzić na spacery do lasu zamiast walczyć z grządkami.
Któregoś dnia zadzwoniła Zosia.
– Dziadku… tęsknię za twoimi truskawkami.
Poczułem ciepło w sercu.
– Może kiedyś razem posadzimy nowe?
Czasem zastanawiam się: czy rodzina to tylko obowiązek i wygoda? Czy można być kochanym bez warunków i oczekiwań? Czy ktoś jeszcze pamięta smak prawdziwych truskawek z ogrodu dziadków?