Proroctwo, które zmieniło wszystko: Historia Asi i Ireny

— No i na co się tak dąsasz? Zobaczysz, spodoba ci się tam. Morze, plaża, słońce… — mówiła mama, Irena, nerwowo łapiąc moje spojrzenie. Ale ja, Asia, uparcie odwracałam się do okna pociągu, za którym ciągnęły się bezkresne pola i niskie winnice. Wzdłuż torów biegła szosa, po której pędziły kolorowe samochody — z okna wyglądały jak zabawki. Czułam w sobie bunt i rozżalenie. To miał być mój pierwszy samodzielny wyjazd z przyjaciółmi nad Mazury, a zamiast tego jechałam z mamą na wieś do babci, której prawie nie znałam.

— Mamo, przecież obiecałaś… — zaczęłam cicho, ale Irena tylko westchnęła i odwróciła głowę.

— Asia, nie rozumiesz. Babcia jest już stara. Potrzebuje nas. To tylko dwa tygodnie.

Nie odpowiedziałam. W mojej głowie kłębiły się myśli: czemu zawsze muszę rezygnować ze swoich planów? Czemu mama nigdy nie pyta mnie o zdanie? Czułam się niewidzialna i nieważna. Pociąg zwolnił przed małą stacją. Wysiadłyśmy w upale, a powietrze pachniało kurzem i sianem.

Babcia Zofia czekała na nas pod starą lipą. Miała na sobie wyblakłą sukienkę w kwiaty i chustkę zawiązaną pod brodą. Jej twarz była poorana zmarszczkami, ale oczy błyszczały żywo.

— No chodźcie, dziewczyny! — zawołała radośnie. — Obiad już stygnie!

W domu babci panował chłód i półmrok. Na ścianach wisiały stare fotografie: dziadek w mundurze, mama jako dziecko, ktoś obcy z poważnym spojrzeniem. Czułam się tu obco. Wieczorem babcia zaprosiła mnie do kuchni.

— Asiu, pomożesz mi obrać ziemniaki? — zapytała łagodnie.

Niechętnie usiadłam przy stole. Babcia zaczęła opowiadać historie z dawnych lat: o wojnie, o dziadku, o tym, jak mama była uparta jak osiołek. Słuchałam jednym uchem, aż nagle powiedziała coś dziwnego:

— Wiesz, w naszej rodzinie jest pewne proroctwo…

Zamarłam z nożem w ręku.

— Jakie proroctwo?

Babcia spojrzała na mnie uważnie.

— Moja matka powtarzała: „Jedna z kobiet w tej rodzinie odmieni los wszystkich”.

Zaśmiałam się nerwowo.

— To tylko bajki.

Babcia uśmiechnęła się tajemniczo.

— Może. Ale czasem bajki okazują się prawdą.

Przez kolejne dni próbowałam nie myśleć o proroctwie. Chodziłam po polach, czytałam książki pod jabłonią, unikałam rozmów z mamą. Ale coś we mnie drgało — dziwne przeczucie, że to lato będzie inne niż wszystkie.

Pewnego popołudnia usłyszałam kłótnię mamy z babcią. Stałam za drzwiami kuchni i słyszałam podniesione głosy:

— Irena, musisz jej powiedzieć! — krzyczała babcia.

— Nie teraz! Ona jest jeszcze dzieckiem! — odpowiadała mama drżącym głosem.

— Lepiej żeby dowiedziała się od nas niż od obcych!

Serce waliło mi jak młotem. O czym miały mi powiedzieć? Czy to miało związek z proroctwem?

Wieczorem nie mogłam zasnąć. Wstałam i wyszłam na ganek. Babcia siedziała na ławce i patrzyła w gwiazdy.

— Nie śpisz? — zapytała cicho.

Usiadłam obok niej.

— Babciu… co mama powinna mi powiedzieć?

Babcia długo milczała.

— Twoja mama… była kiedyś bardzo zakochana. Ale jej rodzina nie zaakceptowała tego chłopaka. Był Romem. Twoja mama musiała wybierać: rodzina albo miłość. Wybrała rodzinę…

Patrzyłam na babcię w osłupieniu.

— A ja? Kim ja jestem?

Babcia pogładziła mnie po włosach.

— Jesteś naszą nadzieją. Może to ty odmienisz los tej rodziny…

Następnego dnia próbowałam rozmawiać z mamą. Ale ona zamknęła się w sobie jeszcze bardziej niż zwykle. Unikała mojego wzroku, była nerwowa i drażliwa.

W końcu wybuchłam:

— Czemu nigdy mi nie mówisz prawdy? Czemu zawsze wszystko przede mną ukrywasz?

Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

— Bo się boję… Boję się, że cię stracę tak jak straciłam jego…

Wtedy zrozumiałam: cała ta podróż na wieś nie była tylko obowiązkiem wobec babci. To była ucieczka przed przeszłością, przed prawdą o nas samych.

Przez kolejne dni zaczęłyśmy rozmawiać coraz więcej. Mama opowiadała mi o swojej młodości, o marzeniach i rozczarowaniach. Ja mówiłam jej o swoich planach i lękach. Powoli budowałyśmy most między naszymi światami.

Ostatniego dnia pobytu poszłyśmy razem nad jezioro. Siedziałyśmy na pomoście i patrzyłyśmy na zachód słońca.

— Asiu… — zaczęła mama niepewnie. — Może to ty jesteś tą kobietą z proroctwa?

Spojrzałam na nią i poczułam dziwny spokój.

— Może… Ale najpierw muszę nauczyć się być sobą.

Teraz, kiedy wracam myślami do tamtego lata, zastanawiam się: czy naprawdę można odmienić los rodziny? Czy wystarczy odwaga do rozmowy i prawdy? A może proroctwa są tylko pretekstem do tego, by zacząć żyć naprawdę?