Prezent od Teściowej: Historia o Miłości, Dumie i Granicach

– Nie rozumiem, dlaczego ona zawsze musi mieć ostatnie słowo! – krzyknęłam, trzaskając drzwiami kuchni. Mój mąż, Tomek, siedział przy stole z kubkiem kawy i patrzył na mnie bez słowa. Wiedziałam, że nie chce się wtrącać, ale tym razem nie zamierzałam odpuścić.

– Aniu, proszę cię… To tylko samochód – powiedział cicho.

– Tylko samochód? Tomek, ona dała ci go z warunkiem, że ja nie mogę nim jeździć! Jakby chciała mi pokazać, gdzie moje miejsce. – Głos mi się załamał. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie chciałam ich pokazać. Nie przed nim.

Tego dnia wszystko się zmieniło. Moja teściowa, Barbara, zawsze była kobietą z zasadami. Twardą, zimną, nieprzystępną. Od początku naszego związku z Tomkiem czułam jej chłód. Moja mama, Maria, próbowała nawiązać z nią kontakt – zapraszała na obiady, święta, nawet na zwykłą kawę. Barbara zawsze odmawiała albo pojawiała się na chwilę i znikała bez słowa.

Pamiętam pierwszy raz, gdy ją poznałam. Było lato, upalny dzień. Tomek przyprowadził mnie do ich domu w Piasecznie. Barbara spojrzała na mnie z góry do dołu i powiedziała tylko:

– Mam nadzieję, że wiesz, jak się gotuje rosół.

Zamarłam. Moja mama zawsze powtarzała, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze. A ja już wtedy wiedziałam, że nie będzie łatwo.

Przez lata próbowałam zdobyć jej sympatię. Przynosiłam ciasta na imieniny, pomagałam przy świętach, nawet uczyłam się jej ulubionych przepisów. Ale ona zawsze znajdowała powód do krytyki.

– Za słone.
– Za tłuste.
– Za mało mięsa.

Tomek próbował mnie pocieszać:

– Taka już jest moja mama. Nie przejmuj się.

Ale jak się nie przejmować? Każda jej uwaga bolała bardziej niż poprzednia.

Kiedy urodził się nasz syn, Michałek, miałam nadzieję, że coś się zmieni. Że Barbara zobaczy we mnie matkę swojego wnuka i choć trochę zmięknie. Przez chwilę rzeczywiście wydawało się lepiej – przyniosła nawet własnoręcznie zrobiony kocyk dla Michałka. Ale potem wróciła do dawnych nawyków.

Aż do tego dnia z samochodem.

Barbara zadzwoniła do Tomka:

– Synku, mam dla ciebie prezent. Przyjedźcie jutro do mnie.

Pojechaliśmy całą rodziną. Stał tam – nowiutki Ford Focus w kolorze granatowym. Tomek był zachwycony.

– Mamo! Skąd…?

– To nieistotne – przerwała mu Barbara. – Chcę tylko jednego: Ania nie może nim jeździć. To prezent dla ciebie.

Zamarłam. Michałek bawił się na trawie, a ja patrzyłam na Tomka i czekałam na jego reakcję. Ale on tylko skinął głową i podziękował.

W drodze powrotnej milczeliśmy przez całą drogę. W końcu nie wytrzymałam:

– I co teraz? Będziesz mnie woził wszędzie jak dziecko?

Tomek westchnął:

– Aniu… To tylko auto. Nie róbmy z tego dramatu.

Ale to był dramat. Dla mnie to był symbol – symbol tego, jak Barbara widzi moje miejsce w tej rodzinie: na miejscu pasażera.

Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była napięta. Każda rozmowa kończyła się kłótnią albo milczeniem. Czułam się upokorzona i niewidzialna.

Pewnego wieczoru zadzwoniła moja mama:

– Aniu, wszystko w porządku?

Nie wytrzymałam i rozpłakałam się do słuchawki.

– Mamo… Ja już nie wiem, co robić…

Mama przyjechała następnego dnia. Usiadłyśmy w kuchni przy herbacie.

– Posłuchaj mnie – powiedziała stanowczo. – Musisz postawić granice. Jeśli Tomek cię kocha, stanie po twojej stronie.

Ale czy stanie? Zaczęłam wątpić nawet w to.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Tomkiem szczerze.

– Tomek… Albo coś zmienimy, albo ja nie dam rady tak żyć. Twoja mama traktuje mnie jak powietrze albo gorzej. A ty… Ty nic z tym nie robisz!

Tomek spuścił głowę.

– Wiem… Ale ona zawsze była taka…

– Ale ja nie muszę tego znosić! – przerwałam mu ostro.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.

– Chcesz żebym oddał ten samochód? – zapytał nagle.

Zaskoczył mnie tym pytaniem. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony chciałam pokazać Barbarze, że nie dam sobą pomiatać. Z drugiej – wiedziałam, ile ten samochód znaczy dla Tomka.

W końcu powiedziałam:

– Chcę tylko być traktowana jak członek rodziny. Nie jak intruz.

Tomek podszedł do mnie i objął mnie mocno.

– Przepraszam… Spróbuję z nią porozmawiać.

Nie wierzyłam za bardzo w powodzenie tej rozmowy, ale pozwoliłam mu spróbować.

Kilka dni później Tomek wrócił od matki blady jak ściana.

– I co? – zapytałam nerwowo.

– Powiedziała… że jeśli ci to tak przeszkadza, to mogę oddać samochód albo… znaleźć sobie inną żonę.

Zamarłam. Poczułam zimny dreszcz na plecach.

– Co ty teraz zrobisz? – zapytałam cicho.

Tomek usiadł ciężko na krześle i ukrył twarz w dłoniach.

– Nie wiem… Kocham cię… Ale to moja matka…

Wiedziałam już wtedy, że muszę podjąć decyzję sama za siebie i Michałka. Nie mogłam pozwolić, żeby ktoś decydował o moim miejscu w rodzinie tylko dlatego, że ma więcej pieniędzy czy silniejszy charakter.

Zaczęłam szukać pracy na pół etatu – chciałam mieć własne pieniądze i niezależność. Zgłosiłam się do lokalnej biblioteki w Piasecznie i po kilku tygodniach dostałam pracę jako bibliotekarka. Było ciężko pogodzić obowiązki domowe z pracą i opieką nad Michałkiem, ale czułam się silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.

Barbara oczywiście nie była zachwycona:

– Po co ci ta praca? Tomek dobrze zarabia!

Ale tym razem odpowiedziałam spokojnie:

– Chcę być niezależna. I chcę być wzorem dla mojego syna.

Od tamtej pory zaczęłam stawiać granice coraz wyraźniej. Nie pozwalałam już sobie na upokorzenia ani krytykę bez odpowiedzi. Kiedy Barbara próbowała mnie poniżyć przy stole podczas rodzinnego obiadu, powiedziałam głośno:

– Jeśli coś ci nie pasuje, możesz wyjść pierwsza.

Tomek patrzył na mnie z dumą i ulgą jednocześnie.

Nasze małżeństwo przeszło przez burzę – były łzy, kłótnie i ciche dni. Ale wyszliśmy z tego silniejsi jako para i jako rodzina. Michałek dorastał widząc matkę walczącą o swoje miejsce w świecie i ojca uczącego się stawiać granice własnej matce.

Samochód? Stał pod domem przez kilka miesięcy nietknięty. W końcu Tomek oddał go Barbarze z prostym wyjaśnieniem:

– Albo jesteśmy rodziną wszyscy razem, albo wcale.

Barbara długo się nie odzywała. Ale po roku przyszła na urodziny Michałka z własnoręcznie upieczonym ciastem i powiedziała tylko:

– Może spróbujemy jeszcze raz?

Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy blisko z Barbarą. Ale wiem jedno: nigdy więcej nie pozwolę nikomu decydować o moim miejscu w życiu ani w rodzinie.

Czasem patrzę na siebie sprzed kilku lat i zastanawiam się: ile kobiet w Polsce codziennie walczy o swoje miejsce przy stole? Ile z nas siedzi na miejscu pasażera tylko dlatego, że ktoś inny trzyma kluczyki? Czy wy też mieliście kiedyś podobne doświadczenia?