Prezent, który podzielił rodzinę: Czy mogę zaufać synowej?
– Mamo, chciałbym zameldować Kasię w mieszkaniu – powiedział Michał, patrząc na mnie z tym swoim upartym błyskiem w oku. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a ja poczułam, jakby ktoś nagle wylał na mnie kubeł zimnej wody. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. W głowie kłębiły mi się myśli: czy to już ten moment, kiedy muszę oddać wszystko, co budowałam przez lata? Czy naprawdę powinnam zgodzić się na taki krok?
Mieszkanie na ulicy Słowackiego było moją dumą. Kupiłam je po śmierci męża, z oszczędności i kredytu, który spłacałam przez dwanaście lat. Chciałam, żeby Michał miał lepszy start w życiu niż ja. Kiedy poznał Kasię, byłam szczęśliwa – wydawała się miła, uśmiechnięta, trochę nieśmiała. Ale odkąd się pobrali, coś się zmieniło. Michał coraz rzadziej dzwonił, a Kasia… Cóż, nie potrafiłam jej rozgryźć. Zawsze grzeczna, ale jakby nieobecna.
– Po co jej meldunek? – zapytałam ostrożnie, próbując ukryć niepokój.
– Mamo, przecież to normalne. Jesteśmy małżeństwem. Chcemy razem budować życie.
– Ale mieszkanie jest twoje – powiedziałam cicho. – Dostałeś je ode mnie. To był prezent dla ciebie.
Michał westchnął i spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Mamo, to nie jest tak, że Kasia chce ci coś zabrać. Po prostu… Chcemy być rodziną. Ty zawsze mówiłaś, że rodzina jest najważniejsza.
Poczułam ukłucie winy. Może rzeczywiście przesadzam? Ale w głowie miałam historie koleżanek: jedna straciła mieszkanie przez synową, druga musiała walczyć w sądzie o majątek po rozwodzie syna. Czy naprawdę powinnam być taka naiwna?
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół. Przypomniałam sobie rozmowę z sąsiadką, panią Zosią:
– Pani Aniu, teraz młodzi są inni. Trzeba uważać! Meldunek to pierwszy krok do kłopotów.
Ale czy naprawdę powinnam patrzeć na Kasię jak na potencjalnego wroga? Przecież Michał ją kocha. Czy moja nieufność nie zniszczy naszej relacji?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie Kasia.
– Dzień dobry, mamo Aniu… Czy mogłybyśmy się spotkać?
Zgodziłam się z wahaniem. Spotkałyśmy się w kawiarni niedaleko rynku. Kasia była spięta, bawiła się łyżeczką do herbaty.
– Wiem, że jest pani trudno – zaczęła cicho. – Ale dla mnie meldunek to tylko formalność. Chcę być częścią tej rodziny…
Patrzyłam na nią długo. Widziałam łzy w jej oczach i poczułam wyrzuty sumienia. Może rzeczywiście przesadzam? Może powinnam zaufać?
Wróciłam do domu i długo rozmawiałam z Michałem przez telefon.
– Mamo, ja wiem, że się boisz. Ale Kasia nie jest taka jak inne dziewczyny…
– Skąd możesz to wiedzieć? – przerwałam mu ostro.
– Bo ją kocham! – wykrzyknął bezradnie.
Wtedy dotarło do mnie, że walczę nie tylko o mieszkanie, ale o syna. O naszą relację. Czy naprawdę chcę być tą matką, która trzyma wszystko dla siebie i nie pozwala dzieciom dorosnąć?
Kilka dni później przyszli razem do mnie do domu.
– Mamo – powiedział Michał spokojnie – jeśli nie chcesz, żeby Kasia była zameldowana, zrozumiem. Ale wtedy będziemy musieli szukać czegoś innego…
Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Czy naprawdę byliby gotowi odejść? Stracić kontakt ze mną przez taki szczegół?
Usiadłam na kanapie i spojrzałam na nich oboje. Byli młodzi, zakochani i pełni nadziei. Przypomniałam sobie siebie sprzed lat – jak bardzo pragnęłam wtedy wsparcia od rodziców i jak bardzo bolało mnie ich niezrozumienie.
– Dobrze – powiedziałam w końcu cicho. – Zgadzam się na meldunek.
Kasia rozpłakała się ze szczęścia, Michał przytulił mnie mocno.
Ale kiedy zostali sami w mieszkaniu, długo siedziałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Czy zrobiłam dobrze? Czy powinnam była bardziej chronić to, co moje? A może właśnie teraz uczę się prawdziwego zaufania?
Czasem zastanawiam się: czy można kochać i ufać jednocześnie? Czy rodzina to tylko więzy krwi i majątek? A może prawdziwa miłość polega na tym, by umieć odpuścić i pozwolić dzieciom żyć po swojemu?