„Powiedziałem, że będzie moja. I jej ojca pieniądze też.” – Gorzka prawda o małżeństwie z wilkiem w owczej skórze
– Nie wierzę ci, Bartek! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stał przede mną w salonie mojego rodzinnego domu, z tym swoim chłodnym, wyrachowanym spojrzeniem. Jeszcze rok temu przysięgał miłość i wierność, a dziś… dziś wszystko runęło jak domek z kart.
Może powinnam zacząć od początku. Mam na imię Elżbieta, ale wszyscy mówią na mnie Ela. Rok temu wyszłam za Bartka – człowieka, którego pokochałam całym sercem. Poznaliśmy się w firmie mojego ojca, gdzie Bartek pracował jako kierownik działu finansowego. Ojciec zawsze powtarzał, że Bartek to złoty chłopak: pracowity, inteligentny, lojalny. Z czasem stał się jego prawą ręką. Widziałam, jak tata patrzy na niego z dumą i nadzieją, że kiedyś przejmie rodzinny biznes.
Pewnego dnia ojciec zaprosił mnie na obiad do restauracji. Był tam też Bartek. Rozmowa była swobodna, pełna żartów i ciepła. Bartek opowiadał o swoim dzieciństwie w małym miasteczku pod Poznaniem, o marzeniach i planach na przyszłość. Wydawał się taki szczery… Tak bardzo chciałam mu wierzyć.
Zaczęliśmy się spotykać. Był czuły, troskliwy, zawsze miał dla mnie czas. Kiedy miałam gorszy dzień, potrafił przyjechać z moimi ulubionymi pączkami i po prostu być obok. Mama mówiła, że widać po nim, jak bardzo mnie kocha. A ja… ja byłam ślepa.
Po trzech latach związku Bartek oświadczył mi się podczas rodzinnej kolacji. Wszyscy płakali ze wzruszenia – nawet tata! Ślub był piękny, skromny, ale pełen szczęścia. Wierzyłam, że zaczynamy wspólne życie na solidnych fundamentach: miłości i zaufaniu.
Pierwsze miesiące były cudowne. Bartek coraz częściej zostawał po godzinach w pracy z tatą, podejmował ważne decyzje, a ja byłam dumna z jego sukcesów. Czułam się bezpieczna i kochana.
Aż do dnia, kiedy przypadkiem usłyszałam rozmowę Bartka przez telefon. Stałam w kuchni i nagle usłyszałam jego głos z gabinetu:
– Mówiłem ci, że będzie moja. I jej ojca pieniądze też… Jeszcze trochę cierpliwości i wszystko będzie nasze.
Zamarłam. Przez chwilę myślałam, że to jakiś żart albo nieporozumienie. Ale potem usłyszałam śmiech – ten sam śmiech, którym kiedyś mnie oczarował. Poczułam zimno w sercu.
Przez kolejne dni obserwowałam Bartka uważniej. Zaczął być oschły, unikał rozmów o przyszłości, coraz częściej znikał wieczorami pod pretekstem „ważnych spotkań biznesowych”. Zaczęłam przeglądać nasze wspólne rachunki – okazało się, że z konta firmowego znikają duże sumy pieniędzy.
Zebrałam się na odwagę i powiedziałam o wszystkim ojcu. Najpierw nie chciał wierzyć – przecież Bartek był dla niego jak syn! Ale kiedy pokazaliśmy mu dowody przelewów i nagranie rozmowy telefonicznej… Tata zbladł i przez długi czas nie mógł wydusić z siebie słowa.
Konfrontacja była najtrudniejszym momentem mojego życia. Bartek nie zaprzeczał. Stał spokojnie i patrzył na nas z pogardą:
– Myśleliście, że jestem taki naiwny? Że będę całe życie pracował na wasz sukces? Chciałem tylko tego, co mi się należy.
Mama płakała w kuchni, tata siedział w fotelu jakby postarzał się o dziesięć lat w ciągu jednej nocy. Ja czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce.
Bartek wyprowadził się tego samego dnia. Zostawił po sobie pustkę i mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Przez wiele tygodni nie mogłam spać. W głowie wciąż słyszałam jego słowa: „Powiedziałem ci, że będzie moja…”
Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Firma powoli wychodzi na prostą, tata odzyskał część pieniędzy dzięki pomocy prawników. Ja próbuję poskładać swoje życie na nowo. Zastanawiam się często: czy mogłam to przewidzieć? Czy byłam aż tak ślepa? Czy można jeszcze komuś zaufać?
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy to ja zawiodłam? A może po prostu niektórych ludzi nie da się przejrzeć na wylot? Co wy byście zrobili na moim miejscu?