Portfel mojego męża i moja złota klatka: Walka o wolność w zamrożonym małżeństwie
– Gdzie są paragony za zakupy z wczoraj? – głos Piotra przeszył ciszę kuchni jak zimny nóż. Stałam przy zlewie, myjąc kubek po kawie, a moje ręce zaczęły drżeć. – Włożyłam je do szuflady, jak zawsze – odpowiedziałam cicho, starając się ukryć niepokój. Piotr westchnął ciężko, po czym zaczął przeszukiwać szufladę z dokumentami. Każdy jego ruch był pełen irytacji, jakby każda drobnostka była moją winą.
Od dwunastu lat żyję w tym domu, który miał być naszym wspólnym azylem. Dziś czuję się w nim jak więzień. Piotr zarabia dużo – jest menedżerem w dużej firmie logistycznej. Ja od lat nie pracuję. Najpierw była ciąża, potem dzieci, a potem… potem już nie było powrotu. „Po co ci praca? Przecież ja wszystko zapewnię” – powtarzał mi przez lata. Na początku czułam się bezpieczna, doceniana. Ale z czasem ta opieka zamieniła się w kontrolę.
Każdy wydatek muszę tłumaczyć. Każda złotówka jest rozliczana. Nawet gdy kupuję dzieciom nowe buty, Piotr pyta: „Czy naprawdę musiały być takie drogie?”. Czasem mam wrażenie, że jestem tylko kolejnym rachunkiem do opłacenia. Moja karta płatnicza to karta dodatkowa do jego konta. On ustala limity. On decyduje, na co mogę wydać pieniądze.
Kiedyś próbowałam z nim o tym rozmawiać. „Piotrze, czuję się jak dziecko na kieszonkowym” – powiedziałam pewnego wieczoru, gdy dzieci już spały. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. „Przesadzasz, Aniu. Przecież masz wszystko! Nie musisz się o nic martwić” – odpowiedział i wrócił do czytania wiadomości na telefonie.
Mam 38 lat i coraz częściej patrzę w lustro z pytaniem: kim jestem? Gdzie podziała się ta dziewczyna z marzeniami o własnej kawiarni? Gdzie jest kobieta, która śmiała się głośno i wierzyła, że świat stoi przed nią otworem? Została tylko matka i żona – perfekcyjna pani domu, która zna ulubione dania dzieci i męża, wie kiedy kończy się papier toaletowy i kiedy trzeba zapisać syna do dentysty.
Moja mama mówi: „Dziecko, masz wszystko – dom, zdrowe dzieci, męża, który nie pije i nie bije. Czego ci brakuje?” A ja nie umiem jej odpowiedzieć. Bo nie brakuje mi rzeczy – brakuje mi siebie.
Czasem wieczorami siadam na balkonie z kubkiem herbaty i patrzę na światła miasta. Marzę wtedy o wolności – o tym, żeby móc wyjść do kina bez pytania o pozwolenie, żeby kupić sobie sukienkę bez tłumaczenia się z ceny. Marzę o pracy, choćby na pół etatu – o rozmowach z ludźmi innymi niż sąsiadki i nauczycielki w szkole dzieci.
Ostatnio zaczęłam pisać pamiętnik. To jedyne miejsce, gdzie mogę być szczera. Wczoraj napisałam: „Czuję się jak ptak zamknięty w złotej klatce. Mam wszystko oprócz skrzydeł”.
Najgorsze są kłótnie przy dzieciach. Ola ma 10 lat i coraz częściej patrzy na mnie ze smutkiem w oczach. Kiedy Piotr podnosi głos, ona chowa się do swojego pokoju i zamyka drzwi na klucz. Michał jest młodszy, jeszcze nie rozumie wszystkiego, ale już wie, że mama jest smutna.
Kilka dni temu Ola zapytała: „Mamo, dlaczego zawsze pytasz tatę o pieniądze?” Zatkało mnie. Co miałam jej powiedzieć? Że jestem dorosłą kobietą bez własnych pieniędzy? Że boję się poprosić o coś więcej niż na zakupy spożywcze?
Wczoraj wieczorem Piotr wrócił późno z pracy. Był zmęczony i rozdrażniony. Zapytałam go cicho: „Piotrze, czy moglibyśmy porozmawiać?” Spojrzał na mnie niecierpliwie. „O czym znowu?” – burknął.
– Chciałabym wrócić do pracy – powiedziałam szybko, zanim straciłam odwagę.
– Po co? Przecież sobie nie poradzisz po tylu latach przerwy – odpowiedział bez zastanowienia.
– Potrzebuję tego… dla siebie.
– Aniu, nie wymyślaj problemów tam, gdzie ich nie ma! Zajmij się domem i dziećmi.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Odwróciłam się i wyszłam do łazienki. Tam pozwoliłam sobie płakać – cicho, żeby dzieci nie słyszały.
Dziś rano obudziłam się z ciężarem na piersi. Przez chwilę leżałam nieruchomo, wsłuchując się w oddechy dzieci zza ściany. Wstałam i spojrzałam na siebie w lustrze. „Musisz coś zmienić” – powiedziałam sobie szeptem.
Nie wiem jeszcze jak to zrobić. Boję się samotności i tego, że nie dam rady finansowo sama wychować dzieci. Ale jeszcze bardziej boję się tego, że za kilka lat spojrzę w lustro i nie poznam kobiety po drugiej stronie.
Czy mam prawo walczyć o siebie? Czy mogę być dobrą matką i jednocześnie kobietą z własnymi marzeniami?
Może ktoś z was zna odpowiedź na te pytania? Może ktoś był już w takiej sytuacji? Czasem myślę: ile jeszcze wytrzymam w tej złotej klatce?