Portfel mojego męża i moja złota klatka: Czy pieniądze mogą być więzieniem?

– Gdzie byłaś tak długo? – głos Marka przeszył ciszę, gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania. W rękach trzymałam siatki z zakupami, a serce waliło mi jak młot. Znowu się spóźniłam. Znowu będę musiała się tłumaczyć.

– Były kolejki w sklepie – odpowiedziałam cicho, nie patrząc mu w oczy. Odkąd Marek dostał awans i zaczął zarabiać więcej niż kiedykolwiek, wszystko się zmieniło. Nasze życie zamieniło się w teatr pozorów – piękne mieszkanie na Wilanowie, wakacje w Hiszpanii, markowe ubrania dla dzieci. Ale za zamkniętymi drzwiami czułam się jak ptak w złotej klatce.

Marek był mistrzem kontroli. Każdy wydatek musiał być uzasadniony, każda złotówka rozliczona. Nawet kiedy chciałam kupić sobie nową sukienkę na urodziny naszej córki, musiałam prosić o pozwolenie. – Po co ci kolejna? Przecież masz pełną szafę – rzucił wtedy z pogardą.

Z czasem przestałam prosić. Przestałam marzyć. Stałam się cieniem samej siebie, skupioną na tym, by dom był czysty, dzieci zadbane, a Marek zadowolony. Moja mama powtarzała: „Masz wszystko, czego można chcieć – dom, męża, dzieci. Czego ci brakuje?”

Ale ja wiedziałam, czego mi brakuje. Siebie.

Pamiętam dzień, kiedy wszystko zaczęło się psuć. Była niedziela, świętowaliśmy dziesiątą rocznicę ślubu. Marek wręczył mi kopertę z pieniędzmi i powiedział: – Kup sobie coś ładnego. To był prezent – nie dla mnie, ale dla jego sumienia.

– Mamo, czemu płaczesz? – zapytała wtedy Zosia, nasza ośmioletnia córka. Szybko otarłam łzy i uśmiechnęłam się do niej. – To ze szczęścia, kochanie.

Ale to nie było szczęście. To była rozpacz.

Z czasem zaczęłam zauważać, że Marek nie tylko mnie kontroluje, ale też izoluje od przyjaciół i rodziny. Kiedy próbowałam spotkać się z Anką, moją przyjaciółką z liceum, Marek kręcił nosem: – Po co ci te plotki? Lepiej zajmij się domem.

Przestałam wychodzić. Przestałam dzwonić. Nawet moja siostra, Kasia, przestała mnie odwiedzać.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Marka przez telefon:

– Nie wiem, co ona sobie myśli. Gdyby nie ja, nie miałaby niczego. Powinna być wdzięczna.

Te słowa bolały bardziej niż jakiekolwiek inne. Czy naprawdę jestem nikim bez niego? Czy moje życie to tylko suma jego pieniędzy?

Zaczęłam pisać pamiętnik. Każdego wieczoru zamykałam się w łazience i notowałam swoje myśli na starym zeszycie Zosi. To była moja jedyna ucieczka.

„Dziś znowu się pokłóciliśmy. Marek powiedział, że jestem niewdzięczna. Że nie doceniam tego, co mam. Ale czy on widzi mnie? Czy widzi kobietę, która kiedyś miała marzenia?”

Któregoś dnia odwiedziła mnie Kasia. Przyniosła ciasto i spojrzała na mnie uważnie.

– Co się z tobą dzieje? Wyglądasz jak cień.

– Wszystko w porządku – skłamałam odruchowo.

– Nie kłam mi. Znam cię lepiej niż ktokolwiek inny.

Zaczęłam płakać. Opowiedziałam jej wszystko – o kontroli Marka, o samotności, o tym, że czuję się jak więzień we własnym domu.

– Musisz coś zmienić – powiedziała stanowczo Kasia. – To nie jest życie.

Ale jak miałam to zrobić? Nie miałam własnych pieniędzy, nie miałam pracy od lat. Wszystko było na Marka.

Wieczorem Marek wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Zobaczył mnie z zeszytem w ręku.

– Co to jest? – zapytał podejrzliwie.

– Nic ważnego – odpowiedziałam szybko i schowałam zeszyt pod poduszkę.

– Lepiej żebyś nie miała przede mną tajemnic – rzucił zimno i wyszedł z pokoju.

Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem jeszcze w stanie coś zmienić? Czy potrafię odzyskać siebie?

Następnego dnia postanowiłam zrobić coś szalonego – wysłałam CV do kilku firm. Bałam się jak nigdy wcześniej, ale poczułam też coś nowego – nadzieję.

Po tygodniu zadzwonił telefon.

– Dzień dobry, tu Anna Nowak z firmy „Kreatywna Przestrzeń”. Chciałabym zaprosić panią na rozmowę kwalifikacyjną.

Serce podskoczyło mi do gardła. Przez chwilę nie mogłam wydusić słowa.

– Tak… oczywiście… dziękuję…

Wieczorem powiedziałam Markowi o rozmowie o pracę. Zareagował śmiechem.

– Ty? Do pracy? Po tylu latach? Kto cię zatrudni?

Poczułam upokorzenie i złość jednocześnie. Ale nie wycofałam się.

Rozmowa kwalifikacyjna była trudna – trzęsły mi się ręce, głos drżał. Ale Anna Nowak spojrzała na mnie ciepło:

– Wierzę w panią. Proszę spróbować.

Dostałam pracę na pół etatu jako asystentka biura. To nie było wiele, ale dla mnie to był pierwszy krok do wolności.

Marek był wściekły:

– Teraz będziesz zaniedbywać dom? Dzieci?

– Nie zaniedbam ich – odpowiedziałam spokojnie. – Chcę tylko odzyskać siebie.

Zaczęły się kłótnie. Marek groził rozwodem, straszył odebraniem dzieci. Ale ja już wiedziałam jedno: nie chcę żyć w złotej klatce.

Dziś siedzę przy kuchennym stole i piszę te słowa. Moja córka bawi się w pokoju obok, a ja czuję pierwszy raz od lat powiew wolności.

Czy mam odwagę pójść dalej? Czy potrafię odzyskać własną wartość po latach życia w cieniu portfela mojego męża?

A może są tu inne kobiety, które czują to samo? Co wy byście zrobiły na moim miejscu?