Po 25 latach spotkałem swoją matkę w barze mlecznym. Czy można nadrobić stracony czas?
– Proszę, jeszcze jeden barszcz czerwony z uszkami – powiedziałem, patrząc na kobietę po drugiej stronie lady. Jej dłonie drżały lekko, kiedy nalewała zupę do talerza. Miała zmęczone oczy, ale wciąż ten sam ciepły uśmiech, który pamiętałem z dzieciństwa. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo przecież miałem wtedy tylko dwa lata.
Nazywam się Michał Nowak. Mam dwadzieścia pięć lat i przez większość życia nie wiedziałem, kim jestem. Wychowałem się w rodzinie zastępczej w małym miasteczku pod Łodzią. Moja mama – ta, która mnie urodziła – zniknęła z mojego życia, zanim nauczyłem się mówić. Przez lata powtarzano mi, że oddała mnie „dla mojego dobra”, że była za młoda, za biedna, za zagubiona. Ale ja nigdy nie przestałem o niej myśleć.
Kiedy skończyłem dwadzieścia cztery lata, dostałem list z sądu – mogłem wreszcie poznać jej nazwisko. Anna Zielińska. Znalazłem ją przez internet. Pracowała w barze mlecznym na Bałutach. Przez kilka tygodni przychodziłem tam codziennie, zamawiałem te same dania i patrzyłem na nią ukradkiem. Zastanawiałem się, czy mnie rozpozna. Czy czuje coś dziwnego, kiedy patrzy na moją twarz? Czy jej serce bije szybciej, kiedy podaję jej pieniądze za pierogi?
– Michał, co ty tak siedzisz i gapisz się na tę kobietę? – zapytała mnie kiedyś koleżanka z pracy, która przyszła ze mną na obiad.
– Przypomina mi kogoś – skłamałem.
Prawda była taka, że bałem się podejść. Bałem się usłyszeć „Nie chcę cię znać”. Bałem się, że powie „Nie jestem twoją matką”. Albo gorzej – że spojrzy na mnie z obojętnością.
Któregoś dnia przyszła burza. W barze było pusto. Anna stała przy oknie i patrzyła na deszcz spływający po szybie. Zebrałem się na odwagę.
– Przepraszam… – zacząłem niepewnie. – Czy mogę z panią porozmawiać?
Spojrzała na mnie zdziwiona.
– Oczywiście. Coś się stało?
– Mam na imię Michał… Michał Nowak. Urodziłem się dwudziestego trzeciego maja 1999 roku w Łodzi. Szukałem pani przez całe życie.
Zamarła. Przez chwilę myślałem, że zaraz upadnie. Oparła się o blat.
– Michał…? – wyszeptała. – Mój Michał?
Łzy napłynęły jej do oczu. Ja też płakałem. Ludzie zaczęli się oglądać, ale nie obchodziło mnie to.
– Tak bardzo cię przepraszam… – powiedziała drżącym głosem. – Nie miałam wyboru… Byłam sama, ojciec twojego… ojciec cię nie chciał… Moja matka wyrzuciła mnie z domu…
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Chciałem ją przytulić, ale czułem się jak obcy.
– Chciałem tylko wiedzieć dlaczego – wyszeptałem.
Usiedliśmy przy stoliku w kącie baru. Anna opowiadała mi o swoim życiu: o tym, jak miała siedemnaście lat i była przerażona; o tym, jak przez lata śniła o mnie każdej nocy; jak próbowała mnie odnaleźć, ale nikt nie chciał jej pomóc.
– Wiesz… przez te wszystkie lata bałam się, że mnie znienawidzisz – powiedziała cicho.
– A ja przez te wszystkie lata bałem się, że mnie nie pokochasz – odpowiedziałem.
Rozmawialiśmy godzinami. O moim dzieciństwie w rodzinie zastępczej – o tym, jak było dobrze i źle jednocześnie; o moich lękach i marzeniach; o tym, jak bardzo brakowało mi matki.
W końcu zapytałem:
– Czy możemy spróbować być rodziną?
Anna spojrzała na mnie z nadzieją i strachem jednocześnie.
– Nie wiem, czy potrafię być matką po tylu latach… Ale chcę spróbować.
Od tamtego dnia spotykaliśmy się regularnie. Było trudno – czasem niezręcznie, czasem bolało bardziej niż wcześniej. Moja rodzina zastępcza nie rozumiała mojej potrzeby kontaktu z Anną. Mówili: „Po co rozdrapujesz stare rany? Masz nas!”
Ale ja wiedziałem jedno: muszę poznać prawdę o sobie i swojej przeszłości.
Z Anną zaczęliśmy budować coś nowego – powoli, ostrożnie. Czasem śmialiśmy się razem przy stole w barze mlecznym; czasem płakaliśmy nad tym wszystkim, co nas ominęło.
Najtrudniejsze były święta. Nie wiedziałem, gdzie powinienem być: z rodziną zastępczą czy z Anną? Czułem się rozdarty na pół.
Pewnego dnia Anna zapytała:
– Michał… czy wybaczyłeś mi?
Zastanowiłem się długo.
– Chyba tak… Ale chyba jeszcze bardziej muszę wybaczyć sobie, że przez tyle lat żyłem w gniewie i żalu.
Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko więzy krwi ani wspólne nazwisko. To wybór – codzienny wybór bycia razem mimo bólu i przeszłości.
Czasem patrzę na Annę i zastanawiam się: czy można nadrobić stracony czas? Czy jesteśmy w stanie zbudować coś prawdziwego po tylu latach rozłąki? A może najważniejsze jest to, że wreszcie mamy siebie nawzajem?