Pięć lat później: Gorzka prawda o miłości matki – Moja historia, której nie zapomnę
– Mamo, dlaczego nie mogę zostać z tobą? – głos Antosia drżał, a ja czułam, jak serce rozdziera mi się na kawałki. Stałam w przedpokoju rodziców w Krakowie, z walizką w jednej ręce i łzami w oczach. Miałam dwadzieścia dwa lata i właśnie zaczynałam wymarzone studia na ASP w Warszawie. Antoś miał pięć lat i nie rozumiał, dlaczego znowu go zostawiam.
– Kochanie, muszę jechać do pracy… – skłamałam. W rzeczywistości jechałam na zajęcia, na które czekałam całe życie. Mama stała za mną, milcząca, z tym swoim spojrzeniem pełnym rozczarowania. Tata nawet nie wyszedł z kuchni. Od kiedy zaszłam w ciążę na drugim roku liceum, wszystko się zmieniło. Rodzice przejęli opiekę nad Antosiem, a ja próbowałam udowodnić wszystkim – i sobie – że jeszcze coś osiągnę.
W Warszawie czułam się wolna. Malowałam do późna w nocy, piłam wino z kolegami z roku, chodziłam na wystawy. Czasem dzwoniłam do domu, ale rozmowy były krótkie. Mama mówiła: „Antoś dobrze się trzyma”, a ja udawałam, że to mi wystarcza. Prawda była taka, że za każdym razem, gdy słyszałam jego głos przez telefon, czułam ukłucie żalu. Ale tłumaczyłam sobie: „Jeszcze tylko kilka lat, potem wszystko nadrobię”.
Pewnego dnia zadzwoniła mama. Była środa, miałam właśnie egzamin z historii sztuki.
– Ola… – jej głos był inny niż zwykle. – Antoś miał wypadek. Potrącił go samochód pod blokiem. Jest w szpitalu.
Zamarłam. Wszystko wokół przestało istnieć – światło w sali wykładowej, szum rozmów kolegów, nawet własny oddech. Wsiadłam w pierwszy pociąg do Krakowa. Całą drogę powtarzałam sobie: „To niemożliwe. Przecież miałam jeszcze czas…”
W szpitalu zobaczyłam Antosia podłączonego do aparatury. Był taki mały, taki bezbronny. Mama siedziała przy łóżku i płakała cicho. Tata stał pod ścianą, blady jak ściana.
– Gdzie byłaś? – zapytał cicho. – On cały czas pytał o ciebie.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przypomniały mi się wszystkie te chwile, kiedy wybierałam siebie zamiast niego – imprezy, wyjazdy, egzaminy. Nagle to wszystko wydało mi się takie puste.
Lekarze mówili o szczęściu w nieszczęściu – Antoś przeżyje, ale będzie potrzebował długiej rehabilitacji. Przez pierwsze dni nie opuszczałam szpitala ani na chwilę. Kiedy Antoś otworzył oczy i zobaczył mnie przy łóżku, uśmiechnął się słabo.
– Mamo… zostaniesz już ze mną?
Poczułam się tak winna, jak nigdy wcześniej. Przez kolejne tygodnie byłam przy nim dzień i noc. Uczyłam się jego ulubionych bajek na pamięć, śpiewałam kołysanki, których nie śpiewałam mu od lat.
Rodzice patrzyli na mnie z dystansem.
– Ola, nie możesz tak po prostu wrócić i udawać, że nic się nie stało – powiedziała mama pewnego wieczoru. – My tu byliśmy przez te wszystkie lata.
– Wiem… Ale chcę to naprawić – odpowiedziałam drżącym głosem.
– A twoje studia? Twoje życie? – zapytał tata z ironią.
– Antoś jest moim życiem – wyszeptałam.
Nie było łatwo odzyskać ich zaufanie ani miłość syna. Antoś długo bał się zasypiać beze mnie obok. Często budził się z płaczem i pytał: „Mamo, nie wyjedziesz już?”. Każde takie pytanie wbijało mi nóż w serce.
Zrezygnowałam ze studiów. Znajomi mówili: „Oszalałaś! Tyle poświęciłaś!”. Ale ja wiedziałam jedno: nie mogę już dłużej uciekać od odpowiedzialności.
Zaczęliśmy powoli budować naszą relację od nowa. Chodziłam z Antosiem na rehabilitację, uczyliśmy się razem czytać i pisać. Każdy jego uśmiech był dla mnie nagrodą i karą jednocześnie – przypominał o tym wszystkim, co straciłyśmy przez moje wybory.
Czasem wieczorami siedziałam sama w kuchni i płakałam po cichu. Mama przychodziła wtedy i siadała obok.
– Ola… Ja też popełniłam błędy jako matka – mówiła cicho. – Ale najważniejsze to być przy dziecku wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebuje.
Patrzyłyśmy na siebie długo bez słów. W tych chwilach czułam, że może kiedyś mi wybaczą.
Minęły dwa lata od wypadku. Antoś chodzi już samodzielnie do szkoły i codziennie wraca do domu z nowymi opowieściami. Ja pracuję jako nauczycielka plastyki w podstawówce niedaleko domu rodziców. Nie zostałam sławną malarką ani nie zrobiłam kariery w Warszawie. Ale odzyskałam coś znacznie ważniejszego – mojego syna i siebie samą.
Czasem myślę o tym wszystkim, co mogło być inaczej… Czy gdybym wtedy została z Antosiem, byłby dziś szczęśliwszy? Czy można naprawić błędy przeszłości? A może najważniejsze to po prostu być tu i teraz – dla tych, których kochamy najbardziej?