Ostatnie Słowo: Małżeństwo na Krawędzi Zdrady i Długów
– To nie jest prawda! – krzyknął Michał, trzaskając drzwiami od kuchni. Jego głos odbił się echem w naszym ciasnym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Stałam przy zlewie, ściskając w dłoni kubek po kawie tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. W głowie dudniło mi jedno pytanie: jak długo jeszcze będę udawać, że wszystko jest w porządku?
Ostatnie miesiące były jak koszmar. Zaczęło się niewinnie – Michał coraz częściej wracał późno z pracy, tłumacząc się nadgodzinami. Ale potem zaczęły przychodzić listy – wezwania do zapłaty, upomnienia z banku. Najpierw myślałam, że to pomyłka. Przecież Michał zawsze był odpowiedzialny. Pracował jako kierownik w hurtowni budowlanej, zarabiał nieźle. Ja byłam nauczycielką polskiego w liceum, nie mieliśmy luksusów, ale nigdy nie brakowało nam na podstawowe rzeczy.
Pewnego wieczoru, gdy nasza córka Zosia już spała, postanowiłam go zapytać wprost.
– Michał, co się dzieje? Dlaczego dostajemy te listy?
Zacisnął szczęki i odwrócił wzrok.
– To nic takiego. Spóźniłem się z ratą za samochód. Załatwię to.
Ale listów przybywało. W końcu zadzwoniła do mnie jakaś kobieta z banku. Powiedziała, że grozi nam komornik. Poczułam wtedy, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody.
Zaczęłam szukać odpowiedzi sama. Przekopałam szuflady, sprawdziłam wyciągi z konta. Odkryłam kredyty konsumenckie na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Wszystko na nazwisko Michała. Wtedy też znalazłam paragon z hotelu w Krakowie – na dwa noclegi dla dwóch osób.
Serce mi zamarło.
Kiedy go skonfrontowałam, najpierw zaprzeczał. Potem wybuchł:
– Ty nic nie rozumiesz! Wszystko robiłem dla nas! Chciałem, żebyśmy mieli lepiej!
– A ta kobieta? – zapytałam cicho.
Zamilkł. Widziałam w jego oczach strach i wstyd.
– To był tylko jeden raz – wyszeptał.
Nie uwierzyłam mu. Zresztą, czy to miało jeszcze znaczenie?
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Michał spał na kanapie w salonie. Ja zamykałam się w sypialni z Zosią. Każdego ranka patrzyłam na córkę i zastanawiałam się, jak jej to wszystko powiedzieć.
W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku. Uczyłam młodzież o Mickiewiczu i Szymborskiej, a sama czułam się jak bohaterka tragicznej powieści. Moja przyjaciółka Anka próbowała mnie pocieszać:
– Musisz być silna dla Zosi. Nie możesz pozwolić, żeby on cię zniszczył.
Ale jak być silną, kiedy świat wali się na głowę?
W końcu podjęłam decyzję o rozwodzie. Michał nie chciał się zgodzić.
– Rozwód? Przecież to tylko chwilowe problemy! – krzyczał.
– To nie są chwilowe problemy! Zdradziłeś mnie i okłamywałeś przez lata! – odpowiedziałam z płaczem.
Rozprawa sądowa była jak koszmar na jawie. Michał próbował udowodnić, że to ja jestem winna rozpadowi małżeństwa. Jego matka, teściowa Wanda, patrzyła na mnie z pogardą:
– Gdybyś była lepszą żoną, Michał nie musiałby szukać szczęścia gdzie indziej – syknęła podczas przerwy.
Chciało mi się krzyczeć. Ale milczałam. Wiedziałam, że muszę zachować spokój dla dobra Zosi.
Najgorsze były noce. Leżałam bezsennie i myślałam o tym, co będzie dalej. Jak spłacę te wszystkie długi? Czy dam radę utrzymać mieszkanie? Czy Zosia kiedyś mi wybaczy, że rozbiłam jej rodzinę?
Pewnego dnia przyszła do mnie Zosia.
– Mamo, dlaczego tata już z nami nie mieszka?
Przytuliłam ją mocno.
– Bo czasem dorośli popełniają błędy i muszą się rozstać – powiedziałam drżącym głosem.
Patrzyła na mnie dużymi oczami pełnymi łez.
– Ale ja chcę mieć całą rodzinę…
Serce mi pękało na milion kawałków.
Po rozwodzie zostałyśmy same. Michał płacił alimenty nieregularnie. Często musiałam wybierać: rachunki czy jedzenie? Zaczęłam dorabiać korepetycjami po godzinach. Czasem miałam ochotę po prostu uciec – gdziekolwiek, byle dalej od tego wszystkiego.
Moja mama próbowała mnie wspierać:
– Dasz radę, Karolino. Jesteś silniejsza niż myślisz.
Ale ja czułam się słaba jak nigdy dotąd.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie kobieta – ta sama, z którą Michał mnie zdradził.
– Przepraszam… Nie wiedziałam, że ma żonę i dziecko – powiedziała cicho.
Nie miałam siły jej nienawidzić. Była tak samo oszukana jak ja.
Minęły dwa lata od rozwodu. Nadal spłacam długi Michała. Zosia dorasta – jest coraz bardziej zamknięta w sobie. Czasem patrzę na nią i widzę w jej oczach ten sam smutek, który noszę w sobie od tamtej nocy, gdy wszystko wyszło na jaw.
Często pytam siebie: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy powinnam była walczyć o nasze małżeństwo? Czy można odbudować zaufanie po zdradzie i kłamstwie?
A może prawdziwa siła polega na tym, by umieć odejść i zacząć od nowa?
Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między miłością a własną godnością? Jak znaleźć w sobie odwagę do życia po takim upadku?