Ostatni tydzień z mamą: kiedy dom przestaje być domem

— Nora, ja już nie mogę tam zostać — głos mamy brzmiał cicho, jakby bała się, że ktoś ją podsłuchuje. Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc przez okno na szarą, deszczową Warszawę. W słuchawce słyszałam jej oddech, ciężki i urywany. — Proszę, pozwól mi przyjechać na kilka dni.

Nie pytałam o szczegóły. Wiem, jak wygląda jej życie z ojczymem, Zbyszkiem. Odkąd tata odszedł, a ona wyszła za mąż po raz drugi, zawsze była tą silną. Ale teraz coś się zmieniło. Zgodziłam się bez wahania.

Kiedy przyjechała, była inna. Nie ta sama kobieta, która zawsze miała odpowiedź na wszystko i potrafiła rozładować każdą napiętą sytuację żartem. Jej ramiona były zgarbione, a oczy — jakby puste. Przyniosła ze sobą tylko jedną torbę.

— Nora, ja już nie wytrzymuję — powiedziała pierwszego wieczoru, kiedy siedziałyśmy razem w moim salonie. — Zbyszek… on już mnie nie widzi. Jestem dla niego jak powietrze. Cały dzień tylko telewizor i narzekanie.

Patrzyłam na nią i czułam narastający żal. Przecież to ona zawsze była podporą dla wszystkich. Teraz potrzebowała mnie.

Mój mąż, Andrzej, był wyrozumiały. — Daj jej czas — powiedział cicho, kiedy mama już spała. — Może to tylko chwilowe.

Ale z każdym dniem widziałam, że to nie jest chwilowe. Mama coraz częściej płakała bez powodu. Rano długo siedziała w kuchni z kubkiem herbaty, patrząc w okno.

— Nora, ja się tam duszę — wyznała pewnego ranka. — On już nie jest tym samym człowiekiem. Odkąd przeszedł na emeryturę… wszystko się zmieniło. Nie rozmawiamy ze sobą. On tylko narzeka na nogi, na pogodę, na politykę…

Próbowałam ją pocieszyć. — Może to minie? Może potrzebujecie czasu?

— Czasu? — roześmiała się gorzko. — My już nie mamy czasu.

Wieczorem zadzwonił Zbyszek.

— Nora, czy twoja matka jeszcze długo będzie u was? — zapytał szorstko.

— Nie wiem, tato… Ona potrzebuje odpoczynku.

— Odpoczynku? A ja? Kto mi pomoże? Przecież ledwo chodzę! — jego głos był pełen pretensji.

Zacisnęłam pięści. Przez lata byłam wdzięczna Zbyszkowi za to, że zajął się nami po śmierci ojca. Ale teraz widziałam w nim tylko zgorzkniałego starca.

Mama słyszała tę rozmowę. Położyła mi rękę na ramieniu.

— Nie chcę ci robić problemów — wyszeptała. — Może powinnam wrócić?

— Mamo, nie musisz nigdzie wracać, jeśli nie chcesz.

Ale wiedziałam, że to nie takie proste. Przecież Zbyszek naprawdę jej potrzebował. Jego nogi były coraz słabsze, coraz częściej upadał. Mama była jego jedynym wsparciem.

Następnego dnia przyszła do mnie moja siostra, Kasia.

— Nora, musimy coś zrobić — powiedziała stanowczo. — Mama nie może tak żyć. Ale Zbyszek też nie da sobie rady sam.

Usiadłyśmy we trzy przy stole. Mama patrzyła na nas z rezygnacją.

— Dziewczyny… ja już nie mam siły walczyć — powiedziała cicho. — Chciałabym po prostu poczuć się jeszcze kiedyś szczęśliwa.

Zrobiło mi się jej żal jak nigdy dotąd. Przez całe życie była dla nas wszystkim: matką, ojcem, przyjaciółką. Teraz była cieniem samej siebie.

Wieczorem długo rozmawiałam z Andrzejem.

— Może powinniśmy zaproponować Zbyszkowi jakąś pomoc? Opiekunkę?

— A jeśli się nie zgodzi? Wiesz jaki on jest uparty.

Westchnęłam ciężko.

Następnego dnia pojechałam do Zbyszka sama. Siedział w fotelu, patrzył w telewizor.

— Tato…

— Nie jestem twoim ojcem — przerwał mi szorstko.

Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać.

— Mama potrzebuje odpoczynku. Ty też potrzebujesz pomocy.

— Ja nikogo nie potrzebuję! — krzyknął nagle. — Chcę tylko, żeby wróciła!

Patrzyłam na niego i widziałam w nim strach przed samotnością.

Wróciłam do domu roztrzęsiona.

Przez kolejne dni atmosfera była coraz gęstsza. Mama zaczęła mówić o rozwodzie.

— Po co mi to wszystko? Przeżyłam z nim trzydzieści lat… Ale czy to znaczy, że muszę być nieszczęśliwa do końca życia?

Kasia płakała.

— Mamo… przecież on cię kocha na swój sposób…

Mama spojrzała na nią smutno.

— Czasem miłość to za mało.

W końcu podjęłyśmy decyzję: zatrudnimy opiekunkę dla Zbyszka i mama zostanie u mnie tak długo, jak będzie chciała.

Nie było łatwo przekonać Zbyszka. Krzyczał przez telefon, groził, że sobie nie poradzi bez mamy. Ale w końcu się zgodził.

Mama została u mnie jeszcze dwa miesiące. Powoli wracała do siebie: zaczęła wychodzić na spacery, spotykać się z koleżankami z dawnych lat. Uśmiech wrócił na jej twarz.

Zbyszek zaakceptował nową sytuację szybciej niż myślałyśmy. Opiekunka okazała się serdeczna i kompetentna. Po kilku tygodniach zadzwonił do mamy:

— Może wpadłabyś na herbatę?

Mama pojechała do niego raz w tygodniu. Rozmawiali spokojnie, bez pretensji i żalu.

Dziś wiem jedno: czasem trzeba pozwolić sobie odejść od tego, co nas niszczy — nawet jeśli to dom, który budowaliśmy przez lata.

Czy można być szczęśliwym bez poczucia winy? Czy mamy prawo wybierać siebie kosztem innych? Patrzę na mamę i wciąż szukam odpowiedzi.