On dołączy do nas… – Historia o rodzinnych tajemnicach i trudnych wyborach

Przeraźliwy dźwięk dzwonka przeciął ciszę mojego mieszkania, w którym od lat panował ten sam rytm: poranna kawa, praca w kuchni, wieczorne wiadomości. Otarłam ręce o fartuch, czując jeszcze ciepło ciasta drożdżowego, które właśnie wyjęłam z piekarnika. Nie spodziewałam się nikogo – w soboty zwykle byłam sama. Gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam moją córkę, Martę, z nieznanym mi chłopakiem.

– Cześć, mamo – powiedziała szybko, całując mnie w policzek. Jej głos był napięty, jakby chciała coś ukryć. – Poznaj, to Witek. Będzie z nami mieszkać.

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Witek skinął głową, uśmiechając się nieśmiało.

– Dzień dobry – powiedział cicho.

– Dzień dobry… – odpowiedziałam mechanicznie, robiąc krok w tył, by ich wpuścić. W głowie miałam mętlik. Przecież Marta nigdy nie wspominała o żadnym Witku. Zawsze była zamknięta w sobie, a teraz nagle przyprowadza chłopaka i oznajmia, że będzie z nami mieszkał?

Z kuchni dobiegał zapach świeżego ciasta. Marta zdjęła kurtkę i rzuciła ją na krzesło.

– Mamo, wiem, że to niespodziewane, ale…

– Niespodziewane? – przerwałam jej ostrzej, niż zamierzałam. – Marta, co się dzieje? Kim jest ten chłopak?

Witek spuścił wzrok. Marta spojrzała na mnie wyzywająco.

– To mój chłopak. Miał problemy w domu. Nie miał gdzie się podziać. Chciałam mu pomóc.

Poczułam narastającą złość i bezradność. Przez lata starałam się zapewnić Marcie wszystko, co najlepsze. Sama wychowywałam ją po odejściu jej ojca. Było ciężko, ale dawałyśmy radę. Teraz miałam dzielić dom z obcym chłopakiem?

– Marta… To nie jest takie proste. Nie możemy tak po prostu przyjąć kogoś pod nasz dach.

– Mamo! On nie ma dokąd pójść! – krzyknęła Marta. – Ty zawsze mówisz o pomaganiu innym!

Witek stał cicho, jakby chciał zniknąć. Spojrzałam na niego uważnie – był blady, miał podkrążone oczy i nerwowo ściskał pasek od plecaka.

– Może… może usiądziemy i porozmawiamy? – zaproponował nieśmiało.

Westchnęłam ciężko i skinęłam głową. Usiadłam naprzeciwko nich przy kuchennym stole. Marta patrzyła na mnie wyczekująco.

– Witek… powiedz mi szczerze: dlaczego nie możesz wrócić do domu?

Chłopak spuścił głowę.

– Mój ojciec pije… Od lat jest coraz gorzej. Mama wyjechała do Niemiec za pracą i nie wróciła. Ojciec… czasem bywa agresywny. Ostatnio wyrzucił mnie z domu po kłótni.

Poczułam ukłucie współczucia, ale też strach. Czy jestem gotowa wziąć na siebie odpowiedzialność za czyjeś dziecko? Czy potrafię zaufać komuś obcemu?

Marta ścisnęła moją dłoń.

– Mamo… Proszę cię.

W głowie miałam mętlik wspomnień: własne dzieciństwo w cieniu ojca-alkoholika, samotność po odejściu męża, lata walki o lepsze życie dla Marty. Czy powinnam zamknąć drzwi przed kimś, kto potrzebuje pomocy?

– Dobrze – powiedziałam w końcu cicho. – Ale pod jednym warunkiem: Witek musi się uczyć i pomagać w domu.

Witek skinął głową z wdzięcznością.

– Dziękuję… Naprawdę dziękuję.

Przez kolejne dni próbowałam przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Witek był cichy, zamknięty w sobie, ale starał się pomagać: wynosił śmieci, robił zakupy, czasem gotował obiady razem ze mną. Marta była szczęśliwa jak nigdy wcześniej – widziałam to w jej oczach.

Ale nie wszystko było takie proste. Sąsiedzi zaczęli szeptać za moimi plecami.

– Słyszałaś? Lucyna przyjęła jakiegoś chłopaka pod dach…

– Pewnie Marta coś ukrywa…

Czułam ich spojrzenia na klatce schodowej, słyszałam szepty na przystanku autobusowym. Zaczęłam unikać ludzi.

Najgorsze przyszło pewnego wieczoru, gdy wróciłam późno z pracy i zobaczyłam Martę płaczącą w swoim pokoju.

– Co się stało? – zapytałam przerażona.

– Witek… On chce wrócić do ojca. Mówi, że nie może nam dłużej przeszkadzać…

Poczułam narastającą panikę.

– Przecież tu jest bezpieczny!

Marta spojrzała na mnie przez łzy.

– On czuje się winny… Myśli, że przez niego mamy problemy z sąsiadami…

Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.

– Marto… Czasem trzeba postawić na swoim i nie przejmować się tym, co mówią inni. Pomaganie komuś to nie powód do wstydu.

Następnego dnia usiedliśmy razem przy stole i długo rozmawialiśmy o tym, co dalej. Witek zdecydował się zostać jeszcze jakiś czas – obiecał spróbować poukładać swoje życie na nowo.

Dziś minęły już trzy miesiące od tamtego dnia. Witek znalazł pracę dorywczą w sklepie spożywczym na rogu ulicy, zaczął chodzić na terapię dla młodzieży z trudnych rodzin. Marta jest spokojniejsza, a ja… nauczyłam się ufać ludziom na nowo.

Czasem zastanawiam się: czy dobrze zrobiłam? Czy można być dobrym rodzicem dla własnego dziecka i jednocześnie pomóc komuś obcemu? Może właśnie wtedy uczymy się najwięcej o sobie samych…