Ojciec, który jadł owsiankę, by syn mógł jeść stek: Opowieść o dumie, miłości i rozczarowaniu

— Znowu owsianka, tato? — zapytał Kuba, patrząc z niesmakiem na mój talerz. Sam właśnie kroił soczysty stek, który pachniał tak intensywnie, że aż ślina napływała mi do ust. Uśmiechnąłem się tylko i wzruszyłem ramionami.

— Lubię owsiankę, synku. Jest zdrowa — skłamałem, choć w środku aż mnie ściskało. Ile to już lat? Dwadzieścia? Trzydzieści? Od kiedy pamiętam, zawsze wybierałem dla siebie najtańsze produkty, żeby Kuba mógł mieć to, czego ja nigdy nie miałem. Najlepsze ubrania, najnowszy telefon, wyjazdy na kolonie, korepetycje z angielskiego. Wszystko dla niego. Nawet kiedy żona, Ania, odeszła, zostawiając nas samych, nie pozwoliłem sobie na chwilę słabości. Musiałem być silny. Dla niego.

Pamiętam, jak miał dziesięć lat i marzył o rowerze. Pracowałem wtedy na budowie, po godzinach dorabiałem jako ochroniarz w markecie. Zbierałem każdy grosz, odmawiałem sobie kawy w pracy, nie kupowałem nowych butów, choć stare już dawno się rozpadły. Kiedy w końcu wręczyłem mu ten rower na urodziny, jego oczy rozbłysły szczęściem. To był jeden z tych momentów, dla których warto żyć.

Ale dziś… Dziś patrzę na niego i nie poznaję własnego syna. Siedzi naprzeciwko mnie przy stole w naszym małym mieszkaniu na Pradze, przegląda telefon, od niechcenia odpowiada na moje pytania. Ma trzydzieści dwa lata, dobrą pracę w korporacji, własne auto. Ale w jego głosie nie ma już czułości, a w oczach — wdzięczności.

— Kuba, może pogadamy? — próbuję zaczepić rozmowę. — Jak w pracy?

— Dobrze, tato. Wszystko jak zwykle — rzuca krótko, nie odrywając wzroku od ekranu.

Czuję narastającą gulę w gardle. Przez lata wyobrażałem sobie, że kiedy Kuba dorośnie, będziemy sobie bliscy. Że będzie mnie odwiedzał, opowiadał o swoim życiu, może nawet poprosi o radę. Tymczasem widuję go raz na tydzień, a i to tylko dlatego, że sam go zapraszam na obiad.

Pamiętam, jak kiedyś wrócił do domu po imprezie, miał wtedy siedemnaście lat. Był pijany, roztrzęsiony. Zamiast krzyczeć, przytuliłem go i powiedziałem: „Każdy popełnia błędy, synku. Ważne, żeby wyciągać z nich wnioski.” Wtedy wydawało mi się, że jestem dobrym ojcem. Teraz nie jestem już tego taki pewien.

— Kuba, pamiętasz, jak jeździliśmy razem na ryby? — pytam nagle, próbując przywołać wspomnienia.

— Tato, proszę cię… — wzdycha z irytacją. — Jestem zmęczony. Może innym razem.

Cisza między nami staje się gęsta jak mgła nad Wisłą. Wpatruję się w swoją miskę z owsianką i nagle ogarnia mnie fala żalu. Czy naprawdę wszystko zrobiłem dobrze? Czy nie popełniłem błędu, stawiając jego potrzeby ponad swoje?

Wieczorem siedzę sam w kuchni. Kuba już wyszedł, nawet nie powiedział „do widzenia”. Wpatruję się w stare zdjęcia — ja z młodym Kubą na kolanach, śmiejemy się do obiektywu. Gdzie się podział ten chłopiec? Gdzie się podziałem ja?

Telefon dzwoni nagle. To moja siostra, Basia.

— Jak tam Kuba? — pyta z troską.

— Dobrze… Chyba dobrze — odpowiadam niepewnie.

— Nie możesz całe życie żyć tylko dla niego — mówi stanowczo. — Masz prawo do własnego szczęścia.

Zawsze powtarzała mi to samo. Ale jak mam zacząć żyć dla siebie, skoro przez tyle lat nie potrafiłem nawet kupić sobie lepszej kolacji?

Następnego dnia idę do sklepu. Przechodzę obok działu mięsnego i zatrzymuję się przy ladzie. Steki wyglądają apetycznie. Przez chwilę się waham, ale w końcu kupuję jeden kawałek. Wieczorem smażę go dla siebie. Pachnie obłędnie. Siadam przy stole sam i pierwszy raz od lat jem coś innego niż owsiankę.

Wspomnienia wracają falami. Jak to było marzyć? Chcieć czegoś tylko dla siebie? Zawsze myślałem, że szczęście mojego syna jest moim szczęściem. Ale teraz czuję pustkę.

Kilka dni później Kuba dzwoni.

— Tato, mogę wpaść?

— Oczywiście — odpowiadam szybko.

Przychodzi wieczorem. Wygląda na zmieszanego.

— Tato… Przepraszam za ostatnio. Wiem, że nie byłem dla ciebie najlepszym synem.

Patrzę na niego i widzę w jego oczach coś nowego — może cień zrozumienia?

— Synku… Ja tylko chciałem, żebyś miał lepiej niż ja — mówię cicho.

— Wiem… Ale czasem mam wrażenie, że nigdy nie mogę ci się odwdzięczyć. Że cokolwiek zrobię, to za mało…

Milczymy chwilę.

— Może spróbujemy być po prostu razem? Bez oczekiwań? — pyta Kuba niepewnie.

Uśmiecham się przez łzy.

Może jeszcze nie wszystko stracone?

Czasem zastanawiam się: czy warto było poświęcić wszystko dla kogoś innego? Czy można odzyskać siebie po latach życia dla innych? Może każdy z nas musi znaleźć własną odpowiedź na to pytanie.