„Odkryłam testament mamy na jej szafce nocnej” – od tej chwili przebaczenie wydaje się niemożliwe. Czy można pogodzić się z takim bólem?

— Jak mogłaś to przede mną ukrywać?! — krzyknęłam, trzymając w rękach zmięty testament. Stałam w sypialni mamy, a Marta patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby nie rozumiała, o co mi chodzi. W powietrzu wisiał zapach jej perfum i coś jeszcze — gorycz, której nie potrafiłam nazwać.

To był zwykły, szary wieczór. Mama leżała w szpitalu po kolejnym udarze, a ja przyszłam do jej mieszkania, żeby przynieść jej ulubiony szlafrok. Szukałam go w szafie, kiedy przypadkiem zauważyłam na szafce nocnej kopertę z moim imieniem. Otworzyłam ją bez zastanowienia. W środku był testament. Każde słowo wbijało się we mnie jak nóż: „Cały majątek przekazuję mojej córce Marcie.”

Nie mogłam uwierzyć. Przecież zawsze mówiła, że kocha nas tak samo. Przypomniały mi się wszystkie wspólne chwile: święta, kiedy razem lepiłyśmy pierogi, jej ciepły uśmiech, kiedy przytulała nas do snu. Czy to wszystko było kłamstwem?

Marta przyszła godzinę później. Siedziała przy stole i piła herbatę, jakby nic się nie stało. — Wiedziałaś o tym? — zapytałam cicho, ale w moim głosie drżał gniew.

— O czym? — odpowiedziała spokojnie, nie podnosząc wzroku.

— O testamencie! — rzuciłam dokument na stół. — Wszystko jest dla ciebie. Ja się nie liczę?

Marta zbladła. — Nie wiedziałam… Przysięgam.

Nie uwierzyłam jej. Przez całe życie byłam tą „grzeczną”, tą, która zawsze ustępowała. Marta była oczkiem w głowie mamy — piękna, przebojowa, zawsze w centrum uwagi. Ja byłam tłem.

Przez następne dni nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się pytania: Dlaczego? Co zrobiłam źle? Czy byłam złą córką? Kiedy odwiedziłam mamę w szpitalu, patrzyła na mnie z troską.

— Kochanie, coś się stało? — zapytała słabym głosem.

Chciałam wykrzyczeć jej całą prawdę, ale zabrakło mi odwagi. Zamiast tego tylko skinęłam głową i wyszłam.

W domu czekała na mnie Marta. — Musimy porozmawiać — powiedziała stanowczo.

— O czym? O tym, jak świetnie ci się powodzi? — rzuciłam z ironią.

— Nie rozumiesz… Ja naprawdę nic nie wiedziałam. Może mama miała powód? Może chciała cię chronić?

— Przed czym?! — wybuchłam. — Przed własną rodziną?

Marta zaczęła płakać. Po raz pierwszy zobaczyłam ją taką bezbronną. — Zawsze myślałam, że to ty jesteś jej ulubienicą…

Zamilkłyśmy. Przez chwilę obie byłyśmy dziećmi, które pragną tylko jednego: być kochane.

Kilka dni później mama zmarła. Pogrzeb był cichy i skromny. Stałyśmy z Martą obok siebie, ale dzielił nas mur milczenia.

Po pogrzebie spotkałyśmy się u notariusza. Słowa testamentu zabrzmiały jak wyrok: „Całość majątku przekazuję Marcie Nowak.”

Notariusz spojrzał na mnie ze współczuciem. — Pani matka zostawiła też list dla pani.

Drżącymi rękami otworzyłam kopertę:

„Kasiu,
Wiem, że to może cię zranić. Ale wiem też, że poradzisz sobie w życiu lepiej niż Marta. Ona zawsze potrzebowała wsparcia, ty jesteś silna i niezależna. Wiem, że to niesprawiedliwe, ale proszę cię o jedno: wybacz mi i bądź przy niej.”

Poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach. Czy naprawdę byłam silniejsza? Czy to wystarczyło za wszystko?

Marta podeszła do mnie i objęła mnie mocno. — Podzielimy się wszystkim — wyszeptała.

Ale ja nie potrafiłam wybaczyć. Czułam się zdradzona przez własną matkę i przez siostrę, choć wiedziałam, że to nie ich wina.

Minęły miesiące. Nasza relacja z Martą była chłodna i pełna niedopowiedzeń. Każde spotkanie kończyło się kłótnią lub milczeniem.

Czasem patrzę na zdjęcia mamy i zastanawiam się: czy naprawdę znałam tę kobietę? Czy można wybaczyć komuś taką decyzję?

Może kiedyś znajdę w sobie siłę do przebaczenia… Ale czy to w ogóle możliwe?

Czy wy potrafilibyście wybaczyć własnej matce taki wybór? Jak żyć dalej z takim ciężarem?