Oddalając się od matki: Moja walka o własne życie i małżeństwo

– Znowu rozmawiałaś z mamą? – głos Pawła był cichy, ale wibrował napięciem. Stał w kuchni, oparty o blat, z kubkiem zimnej już kawy w dłoni. Jego spojrzenie było pełne zmęczenia, a ja poczułam znajome ukłucie winy.

– Tak, zadzwoniła tylko na chwilę – odpowiedziałam, próbując zabrzmieć beztrosko. Ale oboje wiedzieliśmy, że to nie była tylko chwila. Mama dzwoniła codziennie, czasem po kilka razy. Zawsze miała dla mnie radę, zawsze wiedziała lepiej, co powinnam zrobić. Nawet teraz, po tylu latach, jej głos był dla mnie jak kompas – tylko że coraz częściej prowadził mnie w ślepy zaułek.

Pamiętam, jak byłam mała i mama czesała mi włosy przed lustrem. – Pamiętaj, Zosiu, zawsze słuchaj mamy, bo mama wie najlepiej – powtarzała z uśmiechem. Wtedy wydawało mi się to oczywiste. Mama była moją bohaterką, powierniczką wszystkich sekretów. To ona wybierała mi przyjaciółki, doradzała w szkole, nawet sugerowała, jak mam się ubierać na randki.

Kiedy poznałam Pawła na studiach w Krakowie, byłam pewna, że to właśnie on jest tym jedynym. Mama była sceptyczna. – On nie jest z naszej parafii – rzuciła kiedyś mimochodem. – A jego rodzina? Co o nich wiesz? – pytała z troską podszytą niepokojem. Przez chwilę zwątpiłam w swoje uczucia, ale Paweł był cierpliwy. Przekonywał mnie, że muszę nauczyć się żyć własnym życiem.

Po ślubie mama nie odpuściła. Codzienne telefony, pytania o każdy szczegół: co ugotowałam na obiad, czy Paweł pomaga w domu, czy nie za dużo pracuje. Z początku czułam się zaopiekowana. Ale z czasem jej rady stawały się coraz bardziej nachalne.

– Zosiu, nie pozwól mu tak późno wracać z pracy. To nie jest normalne – mówiła pewnego wieczoru przez telefon. – Może powinnaś częściej gotować jego ulubione dania? Mężczyźni są jak dzieci.

Zaczęłam patrzeć na Pawła przez pryzmat jej słów. Każda jego decyzja wydawała mi się podejrzana. Każda kłótnia kończyła się moim telefonem do mamy i jej kolejną radą: – Musisz być twardsza. Nie pozwól sobą rządzić.

Aż pewnego dnia Paweł nie wytrzymał.

– Zosiu, ja już nie wiem, czy rozmawiam z tobą czy z twoją matką! – wykrzyknął podczas kłótni o błahostkę. – Czy ty w ogóle masz własne zdanie?

Te słowa uderzyły mnie mocniej niż cokolwiek wcześniej. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdą rozmowę z mamą. Czy naprawdę pozwoliłam jej kierować moim życiem? Czy to możliwe, że nawet nie zauważyłam, jak bardzo jestem od niej zależna?

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z mamą szczerze.

– Mamo, muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam niepewnie przez telefon.

– Co się stało? Paweł znowu cię zdenerwował? – zapytała natychmiast.

– Nie… To nie o to chodzi. Chciałabym… spróbować sama podejmować decyzje. Potrzebuję trochę przestrzeni.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Zosiu, przecież ja tylko chcę dla ciebie dobrze – usłyszałam w końcu drżący głos mamy.

– Wiem, mamo. Ale muszę nauczyć się żyć po swojemu.

Mama rozłączyła się bez słowa. Przez kilka dni nie dzwoniła. Czułam ulgę i jednocześnie pustkę. Paweł zauważył zmianę.

– Dziękuję ci – powiedział cicho pewnego wieczoru. – Wiem, że to dla ciebie trudne.

Ale to był dopiero początek walki o siebie. Mama zaczęła wysyłać mi wiadomości: „Tęsknię za tobą”, „Nie zapomnij o mnie”, „Czy już mnie nie kochasz?”. Każda z nich wbijała mi się w serce jak szpilka.

W pracy byłam rozkojarzona. Szefowa zwróciła mi uwagę na spóźnienia i błędy w raportach. Przyjaciółki pytały: – Co się z tobą dzieje? Zawsze byłaś taka poukładana.

Czułam się rozdarta między dwoma światami: tym starym, gdzie mama była centrum mojego wszechświata, i nowym – pełnym niepewności, ale też nadziei na własne życie.

Pewnego popołudnia spotkałam się z mamą w kawiarni na Rynku Głównym. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie w niezręcznej ciszy.

– Wiesz… – zaczęła mama, patrząc gdzieś poza moje ramię – Ja też muszę się nauczyć żyć bez ciebie na co dzień.

Spojrzałyśmy na siebie i po raz pierwszy zobaczyłam w jej oczach strach i samotność. Zrozumiałam wtedy, że ona też cierpi – może nawet bardziej niż ja.

Od tego dnia nasze relacje zaczęły się zmieniać. Było mniej telefonów, więcej krótkich wiadomości i spotkań bez oceniania i radzenia sobie nawzajem życia. Z Pawłem zaczęliśmy budować nasz świat od nowa – powoli i niepewnie, ale razem.

Czasem jednak wracam myślami do tamtych dni i pytam siebie: czy można naprawdę uwolnić się od wpływu rodziców? Czy kiedykolwiek będę umiała być całkowicie sobą? A może to właśnie ta walka czyni nas dorosłymi?