„Oczywiście, nie zostawię cię na lodzie” – powiedziała moja siostra. Potem poprosiła o pieniądze na ubrania dla dzieci. Czy rodzina naprawdę jest najważniejsza?

— Oczywiście, nie zostawię cię na lodzie — usłyszałam w słuchawce głos mojej siostry, Marty. Był wieczór, dzieci już spały, a ja siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na rachunki rozłożone jak karty do gry. Wtedy jeszcze wierzyłam, że rodzina to coś więcej niż tylko wspólne zdjęcia na święta.

— Naprawdę? — spytałam cicho, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. — Bo wiesz… po tym wszystkim…

— Magda, przestań. Jesteśmy rodziną. — Jej głos był stanowczy, ale czułam w nim nutę zmęczenia. — Damy radę. Nawet jeśli świat się wali.

Nie wiedziała jeszcze, że jej własny świat już zaczął się sypać. Kilka dni później zadzwoniła do mnie z płaczem.

— Magda… — szlochała do słuchawki. — Tomek… Tomek kazał mi rzucić pracę. Powiedział, że dzieci mnie potrzebują w domu, a on zarobi na wszystko. Ale teraz… teraz go zwolnili.

Poczułam, jak coś ściska mnie w środku. Zawsze uważałam Tomka za człowieka z zasadami, ale też za kogoś, kto lubi mieć ostatnie słowo. Marta była dla niego jak cień — zawsze gotowa zrezygnować z siebie dla dobra rodziny. Ale czy to naprawdę było dobro?

— Co zamierzasz zrobić? — zapytałam ostrożnie.

— Nie wiem… — jej głos był cichy jak szept. — Nie mamy oszczędności. Dzieci rosną, potrzebują ubrań, butów…

Przez chwilę milczałyśmy obie. W mojej głowie kłębiły się myśli: czy powinnam jej pomóc? Przecież sama ledwo wiążę koniec z końcem. Ale to moja siostra.

— Magda… mogłabyś pożyczyć mi trochę pieniędzy? Na ubrania dla dzieci…

Poczułam ukłucie żalu i złości. Przecież jeszcze niedawno to ja potrzebowałam wsparcia, a ona zapewniała mnie o swojej obecności. Teraz role się odwróciły.

— Marta, wiesz, że nie mam za dużo… — zaczęłam niepewnie.

— Wiem! — przerwała mi gwałtownie. — Ale jesteś moją siostrą. Zawsze mówiłaś, że rodzina jest najważniejsza.

Te słowa uderzyły mnie mocniej niż się spodziewałam. Przypomniałam sobie wszystkie nasze wspólne chwile: śmiech przy stole babci, wspólne spacery po lesie, kłótnie o drobiazgi i łzy po rozstaniach z chłopakami. Czy naprawdę mogłabym jej odmówić?

Zgodziłam się. Przelałam jej tyle, ile mogłam odłożyć z ostatniej wypłaty. Przez kilka dni nie rozmawiałyśmy — każda z nas była zajęta swoimi problemami.

Wkrótce jednak okazało się, że sytuacja Marty jest jeszcze trudniejsza niż myślałam. Tomek nie mógł znaleźć pracy. Zaczął pić. Coraz częściej wybuchał gniewem przy dzieciach.

— Magda, boję się… — wyznała mi pewnego wieczoru przez łzy. — On nie jest już tym samym człowiekiem.

— Musisz coś zrobić! — powiedziałam stanowczo. — Dla siebie i dla dzieci.

— Ale jak? Nie mam pracy, nie mam pieniędzy…

Wtedy zaproponowałam jej, żeby zamieszkała u mnie na jakiś czas. Mój mąż nie był zachwycony tym pomysłem.

— Magda, ledwo starcza nam na własne rachunki! — krzyczał Paweł podczas jednej z naszych kłótni w kuchni. — A teraz chcesz sprowadzić tu jeszcze swoją siostrę z dwójką dzieci?

— To moja siostra! — odpowiedziałam ze łzami w oczach. — Gdybyśmy byli na jej miejscu…

Paweł westchnął ciężko i wyszedł trzaskając drzwiami.

Marta przyjechała następnego dnia z dwoma walizkami i dziećmi trzymającymi się jej kurczowo spódnicy. Widziałam w jej oczach wstyd i strach.

Pierwsze dni były trudne. Dzieci płakały nocami, Marta chodziła jak cień po mieszkaniu, a Paweł unikał nas wszystkich jak ognia. Czułam narastające napięcie.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem przy stole.

— Magda… przepraszam cię za wszystko — powiedziała cicho Marta. — Nigdy nie chciałam być ciężarem.

— Nie jesteś ciężarem — odpowiedziałam odruchowo, choć sama nie byłam tego pewna.

Zaczęłyśmy szukać dla niej pracy. Okazało się to trudniejsze niż myślałyśmy: Marta miała przerwę w CV, brak doświadczenia poza domem i dwójkę małych dzieci na głowie.

Każdego dnia widziałam jak coraz bardziej gaśnie. Próbowałam ją wspierać, ale sama zaczynałam mieć dość tej sytuacji: spięcia z Pawłem, brak prywatności, ciągłe napięcie.

Któregoś dnia Paweł wybuchł:

— Ile to jeszcze potrwa? Może powinna wrócić do Tomka!

— Nie mów tak! Ona nie ma dokąd wracać! — krzyknęłam przez łzy.

Marta usłyszała naszą kłótnię i zamknęła się w pokoju z dziećmi. Wieczorem przyszła do mnie i powiedziała:

— Magda… muszę coś zmienić. Nie mogę was dłużej obciążać.

Znalazła dorywczą pracę w sklepie spożywczym na drugim końcu miasta. Codziennie wychodziła o świcie i wracała późnym wieczorem, zmęczona do granic możliwości.

Dzieci coraz częściej pytały o tatę. Marta płakała nocami w poduszkę, myśląc że nikt tego nie słyszy.

Pewnego dnia zadzwonił Tomek:

— Marta, wracaj do domu! Wszystko będzie jak dawniej!

Marta spojrzała na mnie z rozpaczą w oczach.

— Co mam zrobić? Dzieci tęsknią za ojcem…

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Bałam się o nią i dzieci, ale też o własną rodzinę, która zaczynała się rozpadać pod ciężarem tej sytuacji.

W końcu Marta zdecydowała się wynająć małe mieszkanie socjalne i zacząć wszystko od nowa. Pomogłam jej jak mogłam: pieniędzmi, opieką nad dziećmi, wsparciem psychicznym.

Dziś patrzę na nią z podziwem i smutkiem jednocześnie. Z jednej strony jestem dumna, że dała radę wyjść z tego bagna; z drugiej — czuję żal do Tomka i do losu za to wszystko co ją spotkało.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę rodzina jest najważniejsza? Czy pomagając innym nie niszczymy siebie? A może właśnie wtedy odkrywamy swoją prawdziwą siłę?