Noc, w której zrozumiałam, że nie jestem już córką, ale opiekunką własnej matki
– Mamo? Mamo, słyszysz mnie? – mój głos drżał, gdy wbijałam wzrok w ekran telefonu. Wiadomość przyszła o 22:13: „Upadłam, nie mogę wstać. Pomóż mi.” Przez chwilę nie mogłam oddychać. W głowie miałam tylko jedno: co jeśli to już koniec? Co jeśli nie zdążę?
Wybiegłam z mieszkania, zostawiając wszystko – kubek z niedopitą herbatą, rozrzucone książki, nawet kota, który spojrzał na mnie z wyrzutem. Biegłam przez ciemne klatki schodowe, przeklinając windy, które zawsze się psuły. Po drodze dzwoniłam do brata – Michała. Oczywiście nie odebrał. Od miesięcy nie rozmawialiśmy normalnie. On zawsze miał ważniejsze sprawy: dzieci, praca, wyjazdy służbowe. Ja zostałam z mamą sama.
Kiedy wbiegłam do jej mieszkania na trzecim piętrze, drzwi były uchylone. W środku panowała cisza, przerywana tylko cichym szlochem. Mama leżała na podłodze w kuchni, skulona, z rozmazanym makijażem i łzami na policzkach. – Już jestem – wyszeptałam, klękając przy niej. – Wszystko będzie dobrze.
– Przepraszam… Nie chciałam cię martwić – powiedziała cicho. Jej dłonie drżały, kiedy próbowałam ją podnieść. Była taka lekka… Zawsze wydawała mi się silna, nie do złamania. Teraz była tylko cieniem tej kobiety, która kiedyś potrafiła jednym spojrzeniem uciszyć całą rodzinę przy stole.
Pomogłam jej usiąść na krześle. Zaparzyłam herbatę z miodem, choć wiedziałam, że i tak jej nie wypije. Siedziałyśmy w milczeniu. W końcu zapytała: – Dlaczego Michał nie przyjechał?
Zacisnęłam usta. – Nie odbierał telefonu. Może śpi.
– On zawsze śpi, kiedy mnie potrzebuje – mruknęła gorzko.
Poczułam ukłucie winy. Przecież to ja powinnam być tą silną. Ale od miesięcy czułam się jakby ktoś położył mi na ramionach ciężar nie do uniesienia. Praca, dom, mama… Wszystko na raz. Michał pojawiał się tylko wtedy, gdy trzeba było zrobić zdjęcie na Facebooka albo pochwalić się przed znajomymi.
– Mamo… musimy coś wymyślić – zaczęłam ostrożnie. – Może powinnaś mieć opiekunkę? Albo przenieść się do mnie?
Spojrzała na mnie z wyrzutem. – Nie chcę być ciężarem.
– Nie jesteś ciężarem! – wybuchłam zbyt głośno. – Po prostu się martwię.
Zamilkłyśmy. W powietrzu zawisło napięcie. Wiedziałam, że dla niej to upokorzenie – przyznać się do słabości. Dla mnie – strach przed tym, co będzie dalej.
Położyłam ją do łóżka i zostałam na noc. Leżałam na kanapie w salonie i słuchałam jej oddechu przez uchylone drzwi. Każdy szmer sprawiał, że serce podskakiwało mi do gardła.
Nad ranem zadzwonił Michał.
– Co się stało? Czemu dzwoniłaś tyle razy?
– Mama upadła. Byłam u niej całą noc.
– O matko… Ale już wszystko dobrze?
– Tak, ale… Michał, musimy pogadać. Nie dam rady sama.
– Daj spokój, przecież zawsze sobie radziłaś.
Zacisnęłam pięści ze złością.
– To nie jest już ta sama mama! Ona potrzebuje nas obu!
– Nie przesadzaj…
Rozłączył się.
Przez kolejne dni próbowałam rozmawiać z mamą o opiece, o lekarzach, o przyszłości. Za każdym razem odsuwała temat: „Jeszcze nie teraz”, „Nie jestem taka stara”, „Nie chcę nikogo obcego w domu”.
W pracy ledwo funkcjonowałam. Szefowa patrzyła na mnie z politowaniem: – Może powinnaś wziąć urlop? – zaproponowała.
– Nie mogę sobie pozwolić na urlop – odpowiedziałam szczerze.
Wieczorami wracałam do pustego mieszkania i płakałam w poduszkę. Czułam się rozdarta między lojalnością wobec mamy a własnym życiem. Przyjaciele przestali dzwonić – ile można słuchać o cudzych problemach?
Pewnego dnia mama zadzwoniła do mnie z płaczem:
– Nie mogę znaleźć okularów… Nic nie widzę…
Znowu rzuciłam wszystko i pobiegłam do niej.
Wtedy po raz pierwszy krzyknęłam:
– Mamo! Tak się nie da żyć! Ja też mam swoje życie!
Zamilkła. W jej oczach zobaczyłam ból i rozczarowanie.
– Przepraszam…
Usiadłyśmy razem na kanapie i płakałyśmy obie.
Kilka dni później zadzwonił Michał:
– Może rzeczywiście powinniśmy zatrudnić opiekunkę…
– Myślisz?
– Tak… Ale ty się tym zajmij, dobrze?
Znowu wszystko spadło na mnie.
Dziś siedzę przy oknie w mieszkaniu mamy i patrzę na nią, jak śpi spokojnie po kolejnym dniu pełnym lęku i niepewności. Zastanawiam się: czy jestem dobrą córką? Czy można kochać kogoś tak bardzo i jednocześnie mieć mu za złe to, że nas potrzebuje?
Czy ktoś z was też czuje się czasem tak rozdarty między miłością a zmęczeniem? Jak sobie radzicie z poczuciem winy i odpowiedzialności?