Nigdy więcej u teściów! – Rodzinny dramat, który zmienił moje życie
– Znowu się spóźniasz, Marto – usłyszałam, ledwo przekroczyłam próg mieszkania teściów. Głos teściowej, pani Heleny, przeszył mnie jak zimny prąd. Stała w kuchni, z rękami w mące, a jej spojrzenie mówiło wszystko: nie pasuję tu. Mój mąż, Tomek, już siedział przy stole z ojcem i bratem, śmiejąc się z jakiegoś żartu. Przez chwilę poczułam się jak intruz w ich własnym domu.
– Przepraszam, korki na trasie – odpowiedziałam cicho, zdejmując płaszcz. Nikt nie odpowiedział. Z kuchni dobiegał zapach pieczonego kurczaka i świeżego chleba, ale atmosfera była ciężka jak nigdy.
Usiadłam obok Tomka. Chciałam złapać go za rękę pod stołem, ale odsunął się lekko, nawet nie patrząc mi w oczy. Poczułam ukłucie w sercu. Ostatnio coraz częściej był nieobecny, zamyślony. Wmawiałam sobie, że to przez pracę.
– Marta, a może ty byś w końcu pomogła Helenie? – rzucił teść, pan Marian, z udawaną uprzejmością. – U nas kobiety nie siedzą bezczynnie.
Zacisnęłam zęby i poszłam do kuchni. Teściowa nawet na mnie nie spojrzała.
– Zostaw to, sama zrobię szybciej – powiedziała chłodno. – Lepiej zajmij się sobą.
Wróciłam do salonu z poczuciem upokorzenia. Chciałam wyjść, ale wiedziałam, że Tomek by tego nie zrozumiał. Zaczęliśmy jeść w milczeniu. Nagle brat Tomka, Paweł, rzucił:
– Słyszałem, że Marta znowu zmieniła pracę. Nie możesz nigdzie zagrzać miejsca?
Zrobiło mi się gorąco. Wszyscy spojrzeli na mnie z wyczekiwaniem.
– Po prostu szukam czegoś dla siebie – odpowiedziałam drżącym głosem.
– Może gdybyś była bardziej wytrwała… – zaczęła teściowa.
– Mamo! – przerwał jej Tomek, ale już było za późno. Poczułam łzy pod powiekami.
Obiad ciągnął się w nieskończoność. Każde zdanie było jak szpilka wbijana pod skórę. W końcu nie wytrzymałam.
– Czy wy naprawdę musicie mnie tak traktować? – wyrzuciłam z siebie nagle. – Próbuję się starać, ale nigdy nie jestem wystarczająca!
Zapadła cisza. Teściowa spojrzała na mnie z pogardą.
– Może gdybyś bardziej się starała…
Nie wytrzymałam. Wybiegłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Słyszałam przez drzwi stłumione głosy, jakby rozmawiali o mnie szeptem. Po kilku minutach wszedł Tomek.
– Co ty wyprawiasz? Robisz sceny przy mojej rodzinie? – syknął.
– Twoja rodzina mnie nienawidzi! – krzyknęłam przez łzy. – A ty nic z tym nie robisz!
– Przesadzasz. Oni po prostu są szczerzy.
Poczułam się zdradzona. Wyszłam z łazienki i bez słowa zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Teściowa patrzyła na mnie z satysfakcją.
W drodze do domu milczeliśmy. Tomek patrzył przez okno, jakby mnie nie było. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem taka beznadziejna? Czy to ja jestem problemem?
Następne dni były jeszcze gorsze. Tomek coraz częściej wracał późno do domu, unikał rozmów. Czułam się coraz bardziej samotna. Pewnego wieczoru usłyszałam jego rozmowę przez telefon:
– Nie wiem już, co robić z Martą… Ona ciągle narzeka…
Serce mi pękło. Zrozumiałam, że nie mam już siły walczyć o coś, co istnieje tylko w mojej wyobraźni.
Po tygodniu podjęłam decyzję: wyprowadzam się. Spakowałam walizkę i zostawiłam Tomkowi list:
„Nie chcę już być tą, która zawsze musi udowadniać swoją wartość. Zasługuję na szacunek i wsparcie.”
Nie wiem, co będzie dalej. Boję się samotności, ale jeszcze bardziej boję się życia wśród ludzi, którzy mnie ranią pod pozorem troski.
Czasem zastanawiam się: czy można wybaczyć najbliższym to, że najbardziej bolą? Czy lepiej odejść i zacząć od nowa? Może czasem trzeba stracić wszystko, żeby odnaleźć siebie…