„Nie oddam mamy do domu starców!” – Historia o miłości, żalu i trudnych wyborach
– Nie oddam mamy do domu starców! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni, zaciśnięte pięści wbijały się w blat stołu. Mój brat, Tomek, patrzył na mnie z niedowierzaniem, a jego żona, Anka, przewracała oczami.
– Magda, nie przesadzaj. Przecież sama widzisz, że nie dajesz rady. – Tomek próbował mówić spokojnie, ale w jego głosie czułam irytację. – Mama wymaga całodobowej opieki, a ty masz jeszcze Maćka. Ile jeszcze wytrzymasz?
Zacisnęłam zęby. W głowie dudniło mi od niewyspania i zmęczenia. Od dwóch lat byłam sama – mąż zostawił mnie dla młodszej kobiety z pracy. Zostałam z siedmioletnim synem i mamą po udarze. Każdy dzień to walka: praca zdalna, rehabilitacja mamy, lekcje Maćka, zakupy, gotowanie, pranie…
– Może gdybyście częściej przyjeżdżali, nie musiałabym wszystkiego robić sama! – wybuchłam. – Ale łatwiej wam podjąć decyzję za mnie i mamę, prawda?
Anka westchnęła teatralnie.
– Magda, my też mamy swoje życie. Tomek pracuje po dwanaście godzin dziennie, ja mam dwójkę dzieci…
– A ja nie mam życia? – przerwałam jej. – Myślicie, że to dla mnie łatwe? Że nie chciałabym czasem po prostu wyjść na spacer bez strachu, że mama się przewróci albo zadławi?
Mama leżała w swoim pokoju. Słyszała wszystko – wiem to, bo potem długo płakała w poduszkę. Przez okno wpadało blade światło listopadowego popołudnia. W powietrzu czuć było wilgoć i zapach starego domu na wsi pod Radomiem.
Wieczorem usiadłam przy jej łóżku. Miała zamknięte oczy, ale wiedziałam, że nie śpi.
– Mamo…
Otworzyła powoli oczy. Były czerwone od płaczu.
– Nie chcę tam iść… – wyszeptała. – Proszę cię…
Poczułam się jak najgorsza córka na świecie. Przecież obiecałam jej kiedyś – miałam wtedy dwanaście lat i widziałam, jak sąsiadka zabiera swoją matkę do DPS-u. Mama powiedziała wtedy: „Nigdy mnie tam nie oddawaj”.
Ale teraz…
Nocą długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam przez ścianę jej płacz i cichy szloch Maćka przez sen – pewnie znów śniło mu się, że tata nie wraca do domu.
Rano zadzwoniła do mnie szefowa.
– Magda, musisz oddać projekt do końca tygodnia. Wiem, że masz trudną sytuację, ale nie możemy już dłużej czekać.
Patrzyłam na komputer i czułam narastającą panikę. Mama wołała mnie z pokoju – chciała do łazienki. Maciek płakał, bo zgubił zeszyt do matematyki.
Wtedy zadzwonił Tomek.
– Magda… Przepraszam za wczoraj. Ale naprawdę musimy coś postanowić. Może chociaż na próbę? Jest taki dom w Pionkach, podobno bardzo dobry…
Zawahałam się.
– Nie wiem…
– Przyjedźcie z Maćkiem na weekend do nas. Odpoczniesz trochę. Ja załatwię opiekunkę na te dwa dni.
Zgodziłam się tylko dlatego, że byłam na skraju wyczerpania.
W sobotę rano pakowałam Maćka do samochodu. Mama patrzyła na mnie błagalnie.
– Wrócę w niedzielę wieczorem – obiecałam.
W drodze do Tomka myślałam o wszystkim: o dzieciństwie w tym starym domu, o tacie, który odszedł zanim zdążyłam go poznać, o mamie pracującej całe życie w sklepie spożywczym i o tym, jak bardzo się dla mnie poświęcała.
U Tomka było cicho i czysto. Jego dzieci bawiły się w swoim pokoju, Anka piekła ciasto drożdżowe. Czułam się jak intruz.
Wieczorem usiedliśmy przy stole.
– Magda… – zaczął Tomek niepewnie. – Rozmawiałem z lekarzem mamy. On też uważa, że dom opieki to najlepsze rozwiązanie.
– A co z jej wolą? Z jej godnością? – zapytałam cicho.
Anka spojrzała na mnie z politowaniem.
– Czasem trzeba podjąć trudną decyzję dla dobra wszystkich.
W nocy nie mogłam spać. Słyszałam przez ścianę śmiech dzieci Tomka i czułam zazdrość – ich mama miała czas na pieczenie ciasta i zabawę z nimi. Ja ciągle tylko biegam między mamą a Maćkiem.
W niedzielę wróciłam do domu wcześniej niż planowałam. Opiekunka była miła, ale mama wyglądała na przygaszoną.
– Jak było u Tomka? – zapytała słabo.
– Dobrze… Ale tęskniłam za tobą.
Przez kolejne dni chodziłam jak struta. Próbowałam rozmawiać z Maćkiem o tym wszystkim.
– Mamo… Czy babcia umrze? – zapytał pewnego wieczoru.
Zatkało mnie.
– Każdy kiedyś umrze… Ale babcia jest z nami i kochamy ją bardzo mocno.
Maciek przytulił się do mnie mocno.
W końcu nadszedł dzień decyzji. Tomek przyjechał z Anką i dokumentami z DPS-u w Pionkach.
– Magda… Musisz podpisać zgodę jako opiekun prawny.
Mama patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami pełnymi strachu.
– Proszę cię… Nie rób mi tego…
Poczułam się jakby ktoś wbijał mi nóż w serce.
Wybiegłam z domu na podwórko. Było zimno, padał deszcz ze śniegiem. Stałam pod starą jabłonią i płakałam jak dziecko.
Czy jestem złą córką? Czy mam prawo myśleć o sobie i Maćku?
Wróciłam do domu przemoczona do suchej nitki. Spojrzałam na mamę i Tomka.
– Nie podpiszę tego… Jeszcze nie teraz…
Tomek westchnął ciężko.
– Dobrze… Ale jeśli coś się stanie…
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak na bombie zegarowej. Mama była coraz słabsza, ja coraz bardziej zmęczona. Maciek zaczął mieć problemy w szkole – nauczycielka wezwała mnie na rozmowę.
– Pani Magdo, Maciek jest rozkojarzony, smutny… Może warto porozmawiać z psychologiem?
Czułam się winna wobec wszystkich: mamy, Maćka, Tomka… Nawet wobec siebie samej.
Pewnego dnia mama upadła w łazience. Znalazłam ją leżącą na zimnych kafelkach. Wezwałam karetkę. W szpitalu lekarz spojrzał na mnie surowo:
– Pani matka wymaga stałej opieki specjalistycznej. To już ponad pani siły.
Wróciłyśmy do domu po tygodniu. Mama była jeszcze słabsza.
Wieczorem usiadłyśmy razem przy stole. Trzymałam ją za rękę.
– Mamo… Może spróbujemy tego domu w Pionkach? Na próbę?
Spojrzała na mnie długo i smutno pokiwała głową.
Kilka dni później zawiozłyśmy ją tam razem z Tomkiem. Mama płakała całą drogę. Ja też płakałam – pierwszy raz od lat przy Tomku.
Dom był czysty, personel miły… Ale to nie był nasz dom.
Wracałam samochodem sama przez zasypane śniegiem pola i czułam pustkę większą niż kiedykolwiek wcześniej.
Dziś mija miesiąc odkąd mama jest w DPS-ie. Odwiedzam ją co tydzień z Maćkiem. Czasem uśmiecha się do nas słabo, czasem płacze bezgłośnie.
Każdego dnia pytam siebie: czy zrobiłam dobrze? Czy można być dobrą córką i dobrą matką jednocześnie?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?