„Nie mogę już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku” – historia o teściowej, która zburzyła nasz dom
– Znowu nie zamknęłaś okna w kuchni! – krzyknęła teściowa, wchodząc bez pukania do mojego pokoju. Zamarłam z kubkiem kawy w dłoni. Była ósma rano, a ja już czułam, jak narasta we mnie frustracja. Od śmierci pana Stefana, mojego teścia, minęły dwa miesiące. Od tego czasu pani Halina zamieszkała z nami i każdy dzień był jak pole minowe.
Mój mąż, Tomek, jest jedynakiem. Zawsze powtarzał, że rodzina jest najważniejsza. Ale czy rodzina to znaczy rezygnacja z siebie? Czy to znaczy, że muszę pozwolić komuś obcemu – bo tak się czuję wobec Haliny – wejść z butami w moje życie?
– Przepraszam, zapomniałam – odpowiedziałam cicho, próbując nie wybuchnąć. Halina spojrzała na mnie z wyższością.
– Gdybyś miała dzieci, wiedziałabyś, jak ważne jest dbanie o dom – rzuciła kąśliwie.
Zabolało. Bardziej niż chciałam przyznać. Tomek i ja od lat staramy się o dziecko. Ona o tym wie. I właśnie dlatego wbija szpilę tam, gdzie boli najbardziej.
Wieczorem próbowałam porozmawiać z Tomkiem.
– Tomek, ja już nie daję rady. Twoja mama… ona mnie niszczy psychicznie. Codziennie czuję się jak intruz we własnym domu.
Tomek westchnął ciężko.
– Wiem, kochanie. Ale co mam zrobić? Przecież nie zostawię jej samej. Po śmierci taty jest załamana.
– Może dom opieki? – zaproponowałam nieśmiało.
Spojrzał na mnie tak, jakbym zaproponowała coś potwornego.
– Nigdy! Moja mama całe życie poświęciła dla mnie i taty. Nie oddam jej do żadnego domu starców!
Zamilkłam. Wiedziałam, że nie przekonam go tej nocy.
Kolejne dni były coraz trudniejsze. Halina zaczęła przestawiać moje rzeczy w kuchni, krytykować sposób gotowania („Zupa za słona! U nas w domu tak się nie gotowało!”), a nawet komentować moje ubrania („W tym swetrze wyglądasz jak własna babcia!”). Czułam się coraz bardziej osaczona.
Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej i usłyszałam rozmowę Haliny z Tomkiem:
– Ona cię nie rozumie, synku. Widzisz, jak się zachowuje? Nawet obiadu nie potrafi ugotować porządnie. Ja bym ci tak życia nie utrudniała…
Tomek milczał. Nie stanął w mojej obronie.
Wieczorem wybuchłam.
– Albo ona się wyprowadza, albo ja! – krzyknęłam przez łzy. – Nie mogę już dłużej tak żyć!
Tomek patrzył na mnie bezradnie.
– Nie stać nas na dobry dom opieki… A państwowe? Widziałaś te kolejki? Mama się tam rozpadnie…
Przez kolejne tygodnie żyliśmy w zawieszeniu. Ja coraz bardziej zamykałam się w sobie, unikałam domu, szukałam pretekstów do zostania dłużej w pracy. Halina triumfowała – przejęła kontrolę nad wszystkim: od zakupów po wybór programu w telewizji.
W końcu zadzwoniła moja mama.
– Dziecko, ty mi się przez telefon rozklejasz… Przyjedź na weekend do nas. Odpoczniesz.
Pojechałam. Dwa dni spędzone w rodzinnym domu uświadomiły mi, jak bardzo tęsknię za spokojem i poczuciem bezpieczeństwa. Wróciłam z decyzją.
Wieczorem usiadłam z Tomkiem przy stole.
– Musimy coś zmienić. Jeśli twoja mama zostanie u nas na stałe, ja się wyprowadzam. Kocham cię, ale nie chcę stracić siebie.
Tomek długo milczał. W końcu powiedział:
– Daj mi tydzień. Porozmawiam z mamą i poszukam rozwiązań.
Przez ten tydzień czułam się jak na szpilkach. Halina wyczuła zmianę atmosfery i zaczęła być jeszcze bardziej złośliwa. Pewnego wieczoru usłyszałam jej rozmowę przez telefon:
– Ona chce mnie wyrzucić! Po tylu latach! Synowa…
Poczułam wyrzuty sumienia, ale wiedziałam, że muszę walczyć o siebie.
Po tygodniu Tomek wrócił z pracy i powiedział:
– Znalazłem prywatny dom opieki pod Warszawą. Drogi, ale może damy radę… Mama pojedzie tam na próbę na miesiąc. Jeśli jej się nie spodoba – będziemy szukać dalej.
Halina była wściekła. Przez dwa dni nie odzywała się do mnie słowem. W dniu wyjazdu płakała i przeklinała pod nosem.
Kiedy zamknęły się za nią drzwi samochodu, poczułam ulgę… i ogromne poczucie winy.
Minął miesiąc. Halina zadzwoniła do Tomka:
– Synku… tu jest nawet miło. Mam koleżanki. Dobrze gotują…
A ja? Nadal budzę się czasem w nocy z poczuciem winy i pytaniem: czy miałam prawo postawić siebie na pierwszym miejscu?
Czy naprawdę można być dobrą żoną i synową jednocześnie? A może zawsze ktoś musi przegrać?