„Nie mogę już dłużej mieszkać z teściową” – Historia Magdy i Pawła

– Paweł, nie wytrzymam już ani dnia dłużej! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni kubek z zimną już herbatą. Paweł nawet nie podniósł wzroku znad telefonu.

– Magda, proszę cię… – mruknął tylko, jakby miał nadzieję, że temat sam się rozwiąże.

Ale temat nie rozwiązywał się od pięciu lat. Od pięciu lat mieszkaliśmy z jego matką, panią Haliną, w trzypokojowym mieszkaniu na warszawskim Bródnie. To miało być na chwilę – „dopóki nie odłożymy na własne”, „dopóki mama nie stanie na nogi po śmierci taty”. Ale czas płynął, a ja coraz bardziej czułam się jak intruz we własnym domu.

Pani Halina była kobietą z zasadami. Zasady te były proste: wszystko musi być po jej myśli. Jeśli zostawiłam kubek na stole – „Magda, tu się nie zostawia naczyń”. Jeśli kupiłam inny proszek do prania – „My zawsze używaliśmy Viziru”. Nawet kiedy raz zaproponowałam, że ugotuję obiad, usłyszałam: „Dziękuję, ale Paweł lubi moje schabowe”.

Paweł… On był moją pierwszą wielką miłością. Poznaliśmy się na studiach na Politechnice Warszawskiej. Był czuły, zabawny, zawsze miał dla mnie czas. Ale odkąd zamieszkaliśmy z jego matką, coś się zmieniło. Jakby wciąż był tym małym chłopcem, który nie chce sprawić mamie przykrości.

– Paweł, musimy porozmawiać poważnie – powiedziałam pewnego wieczoru, kiedy pani Halina poszła już spać. – Ja… ja nie chcę tak żyć. Chcę mieć dom. Nasz dom.

Zamilkł na chwilę. Widziałam w jego oczach strach i poczucie winy.

– Magda, przecież mama jest sama… Po śmierci taty została tylko ze mną. Nie mogę jej zostawić.

– Ale ja też jestem sama! – wybuchłam. – Sama w tym domu, gdzie wszystko jest nie moje! Nawet łazienka pachnie jej mydłem!

Cisza. Tylko zegar tykał na ścianie.

Następnego dnia pani Halina zapytała mnie przy śniadaniu:

– Dobrze spałaś, Magdo? Bo słyszałam jakieś podniesione głosy…

– Tak, wszystko w porządku – skłamałam.

Ale nie było w porządku. Zaczęłam coraz częściej wychodzić z domu – na długie spacery po parku Bródnowskim, do kawiarni, nawet do pracy przychodziłam wcześniej i wychodziłam później. Wolałam siedzieć nad raportami niż wracać do mieszkania, gdzie czułam się jak gość.

Moja mama dzwoniła co kilka dni:

– Madziu, czemu tak rzadko przyjeżdżasz? Tęsknię za tobą…

Nie miałam siły tłumaczyć jej wszystkiego. Wiedziała tylko tyle, że „Paweł bardzo kocha swoją mamę”.

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i usłyszałam rozmowę w kuchni.

– Pawełku, ona chyba mnie nie lubi… – mówiła pani Halina cicho.

– Mamo, nie mów tak… Magda po prostu jest zmęczona pracą.

– Ja wiem swoje. Może lepiej by było, gdybyście sobie poszukali czegoś własnego…

Zamarłam w przedpokoju. Czy to możliwe? Czy ona naprawdę chce nas wyrzucić?

Ale kiedy weszłam do kuchni, pani Halina uśmiechnęła się słodko:

– O, Madziu! Zrobiłam twoją ulubioną zupę pomidorową.

Czułam się jak w teatrze absurdu.

Wieczorem powiedziałam Pawłowi:

– Słyszałam waszą rozmowę. Może rzeczywiście powinniśmy się wyprowadzić?

Zbladł.

– Magda… Ja nie mogę zostawić mamy samej. Ona sobie nie poradzi.

– A ja? Ja sobie radzę? – zapytałam gorzko.

Wiedziałam już wtedy, że coś musi się zmienić. Zaczęłam szukać mieszkań do wynajęcia. Znalazłam piękne dwupokojowe na Pradze – jasne, przestronne, blisko mojej pracy. Pokazałam ogłoszenie Pawłowi.

– Popatrz! Moglibyśmy tam zamieszkać…

Spojrzał na mnie z wyrzutem.

– I co z mamą? Zostawimy ją samą?

– Paweł! Ona ma 62 lata, jest zdrowa! Ma koleżanki, chodzi na nordic walking! Przecież nie zostawiamy jej na ulicy!

Ale on był nieugięty. Każda rozmowa kończyła się kłótnią albo milczeniem.

Zaczęłam rozmawiać z koleżankami z pracy. Kasia powiedziała mi wprost:

– Magda, on nigdy się nie odetnie od matki. Musisz wybrać: albo ona, albo ty.

Nie chciałam wybierać. Chciałam mieć męża i dom bez wiecznego poczucia winy.

Pewnej nocy obudziłam się i zobaczyłam Pawła siedzącego przy stole w kuchni. Płakał.

– Paweł…

– Nie wiem co robić – wyszeptał. – Kocham cię. Ale boję się zostawić mamę samą.

Usiadłam obok niego i pierwszy raz od dawna poczułam współczucie zamiast złości.

– Może spróbujemy terapii? Razem? Albo z twoją mamą?

Zgodził się. Poszliśmy do psychologa rodzinnego. Pani psycholog była konkretna:

– Pani Halino, syn jest dorosły. Ma prawo do własnego życia. Pani też powinna zadbać o siebie.

Pani Halina płakała przez całą sesję. Ale potem zaczęła chodzić na spotkania klubu seniora, częściej wychodzić z domu.

Po kilku miesiącach Paweł powiedział:

– Chodźmy obejrzeć to mieszkanie na Pradze.

Przeprowadziliśmy się miesiąc później. Było ciężko – łzy, wyrzuty sumienia, poczucie winy. Ale pierwszy raz od lat poczułam się wolna.

Dziś mijają dwa lata od tamtej przeprowadzki. Nasze małżeństwo przeszło przez burzę i wyszło silniejsze. Pani Halina odwiedza nas raz w tygodniu – czasem nawet przynosi swoje schabowe.

Czasem jednak budzę się w nocy i pytam siebie: czy naprawdę musimy wybierać między lojalnością wobec rodziny a własnym szczęściem? Czy można mieć jedno i drugie?

A Wy? Co byście zrobili na moim miejscu?