„Nie chcę tu mieszkać!” – Historia o tym, jak teściowa rozbiła nasze życie

– Nie będę tu mieszkać! – głos teściowej przeszył ciszę jak nóż. Stała w progu nowego domu, który z takim trudem kupiliśmy, a jej twarz wykrzywiała się w grymasie niezadowolenia. – To nie jest to, o czym mówiłam, Aniu!

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Przecież przez ostatnie miesiące nie mówiła o niczym innym, tylko o tym, jak bardzo chce się wyprowadzić z blokowiska na spokojne przedmieścia. Mój mąż, Tomek, stał obok mnie, ściskając dłoń naszego synka, Jasia. W jego oczach widziałam zmęczenie i bezradność.

– Mamo, przecież sama wybierałaś tę okolicę – powiedział cicho Tomek, próbując nie wybuchnąć. – To był twój pomysł.

Teściowa spojrzała na niego z wyrzutem. – Myślałam, że będzie inaczej! Tu jest za cicho, za daleko od sklepu, a sąsiedzi… – urwała, rozglądając się z pogardą po zadbanych ogródkach sąsiadów.

Wtedy poczułam, jak narasta we mnie złość. Przez ostatnie pół roku żyliśmy w ciągłym stresie: szukanie domu, kredyt hipoteczny, przeprowadzka z centrum Warszawy na obrzeża Piaseczna. Wszystko po to, żeby jej było lepiej. A teraz…

– Mamo, nie możemy się cofnąć – powiedziałam drżącym głosem. – Sprzedaliśmy nasze mieszkanie. Teraz tu jest nasz dom.

Teściowa spojrzała na mnie tak, jakby to była moja wina. – Ja tu nie zostanę. I nie chcę waszego dziecka wychowywać w takim miejscu! – rzuciła i wyszła trzaskając drzwiami.

Tomek usiadł ciężko na schodach. Jaś zaczął płakać. Próbowałam go uspokoić, ale sama miałam ochotę wyć.

Wieczorem siedzieliśmy w pustym salonie. Kartony piętrzyły się pod ścianami. Tomek milczał. W końcu odezwał się:

– Może ona ma rację? Może to był błąd?

Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.

– Tomek! Zrobiliśmy wszystko, żeby jej pomóc! Poświęciliśmy nasze oszczędności, nasz czas… Nasze życie! A ona nawet nie chce spróbować!

Nie odpowiedział. Wziął telefon i wyszedł na taras. Słyszałam tylko jego urywane słowa:

– Mamo… Nie wiem… Tak, rozumiem… Ale nie możemy…

Wrócił blady jak ściana.

– Powiedziała, że wraca do starego mieszkania. Że mamy sobie radzić sami.

Przez kolejne dni żyliśmy jak w zawieszeniu. Jaś płakał coraz częściej – tęsknił za swoim dawnym pokojem i kolegami z przedszkola. Tomek zamknął się w sobie. Przestał odbierać telefony od matki. Ja próbowałam ogarnąć nową rzeczywistość: codzienne dojazdy do pracy zajmowały mi teraz ponad godzinę w jedną stronę; zakupy trzeba było planować z wyprzedzeniem; sąsiedzi patrzyli na nas podejrzliwie.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Tomka z jego siostrą, Magdą:

– Magda, ona nas zostawiła z tym wszystkim… Tak, wiem… Ale Ania już nie daje rady… Ja też nie…

Po tej rozmowie Tomek był jeszcze bardziej przygnębiony.

Zaczęły się kłótnie. O wszystko: o pieniądze, o Jasia, o dom. Każdy dzień był walką o przetrwanie.

– Po co nam to było? – pytał Tomek coraz częściej.

Nie wiedziałam już, co odpowiedzieć.

Któregoś dnia zadzwoniła moja mama:

– Aniu, słyszałam od Magdy… Co się dzieje?

Zaczęłam płakać do słuchawki.

– Mamo, ja już nie mam siły… Wszystko się sypie…

Mama przyjechała następnego dnia. Pomogła mi ogarnąć dom, pobawiła się z Jasiem. Wieczorem usiadłyśmy przy herbacie.

– Aniu – powiedziała cicho – musicie zacząć myśleć o sobie. O waszej rodzinie. Nie możesz ciągle żyć pod dyktando teściowej.

Wiedziałam, że ma rację. Ale jak to zrobić?

Tomek coraz częściej znikał wieczorami. W końcu przyznał się:

– Spotykam się z mamą… Próbuję ją przekonać, żeby wróciła… Albo żeby chociaż pogodziła się z tym domem…

Poczułam ukłucie zazdrości i żalu.

– A co z nami? Z naszym synem?

Tomek spuścił wzrok.

– Nie wiem już, co robić…

W końcu przyszedł dzień, kiedy teściowa pojawiła się niespodziewanie w naszym domu.

– Chciałam zobaczyć Jasia – powiedziała chłodno.

Próbowałam być uprzejma, ale czułam narastającą wściekłość.

– Może chcesz zostać na obiad? – zaproponowałam przez zaciśnięte zęby.

– Nie mam czasu – odpowiedziała oschle.

Jaś przybiegł do niej z rysunkiem.

– Babciu, narysowałem ci domek!

Spojrzała na kartkę i uśmiechnęła się smutno.

– Ładny… Ale to nie mój dom.

Po jej wyjściu długo płakałam.

Minęły tygodnie. Dom stał się dla mnie więzieniem. Każdy telefon od teściowej wywoływał u Tomka atak paniki – zaczął wyłączać komórkę za każdym razem, gdy widział jej numer na ekranie.

W końcu usiedliśmy razem przy stole.

– Musimy coś zmienić – powiedziałam stanowczo. – Albo zaczniemy żyć dla siebie, albo wszystko stracimy.

Tomek długo milczał.

– Masz rację… Ale jak odciąć się od własnej matki?

Nie znałam odpowiedzi.

Dziś mija rok od tamtych wydarzeń. Nadal mieszkamy w tym domu. Z Tomkiem jest lepiej – nauczyliśmy się rozmawiać o swoich uczuciach i stawiać granice. Teściowa rzadko nas odwiedza; kontakt ograniczył się do krótkich rozmów przez telefon i świątecznych spotkań.

Czasem patrzę na Jasia bawiącego się w ogrodzie i zastanawiam się: czy warto było poświęcić tyle dla kogoś, kto nigdy tego nie doceni? Czy rodzina zawsze musi oznaczać poświęcenie siebie?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?