Moja szwagierka kłamała o ciąży: Rodzina na krawędzi

– Jak mogłaś nam to zrobić, Marta?! – mój głos drżał, a dłonie ściskały kubek z herbatą tak mocno, że aż bałam się, że go roztrzaskam. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni mojej mamy, a cisza między nami była gęsta jak śmietana.

Marta spuściła wzrok. Jej palce nerwowo bawiły się obrączką. – Nie rozumiesz, Aniu… Ja po prostu… Nie miałam wyjścia.

Nie miałam wyjścia. Te słowa dźwięczały mi w głowie przez kolejne tygodnie. Jakby kłamstwo było jedyną drogą. Jakby nie było nas – rodziny – która zawsze starała się być razem, nawet jeśli nie zawsze nam wychodziło.

Wszystko zaczęło się w listopadzie. Był szary, deszczowy dzień, kiedy zadzwoniła do mnie mama. – Aniu, musisz przyjechać. Marta jest w ciąży! – krzyczała do słuchawki z takim entuzjazmem, jakby właśnie wygrała los na loterii. Byłam zaskoczona, ale też szczerze ucieszona. Po tylu latach starań mojego brata Pawła i Marty, w końcu miało się udać.

Przyjechałam do rodzinnego domu w Piasecznie z torbą pełną prezentów dla przyszłej mamy. Marta wyglądała na zmęczoną, ale uśmiechała się szeroko. Paweł był dumny i szczęśliwy. Mama już planowała chrzciny i kupowała śpioszki.

Ale coś mi nie pasowało. Marta unikała rozmów o lekarzu, nie chciała pokazywać badań. Kiedy zaproponowałam, że pojadę z nią na USG, wymówiła się złym samopoczuciem. Zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak.

Pewnego wieczoru podsłuchałam rozmowę Marty z moim bratem. – Paweł, nie mogę już dłużej udawać… – szeptała przez łzy. – Boję się, że wszyscy się dowiedzą.

Serce mi zamarło. O czym ona mówiła? Czy naprawdę…?

Następnego dnia postanowiłam z nią porozmawiać. Siedziałyśmy w kuchni, a ja patrzyłam jej prosto w oczy.

– Marta, powiedz mi prawdę. Jesteś w ciąży?

Zamilkła na długą chwilę. W końcu pokiwała głową przecząco.

– Dlaczego to zrobiłaś? – zapytałam cicho.

– Bo nie dawałam sobie rady… Paweł chciał dziecka bardziej niż czegokolwiek innego na świecie. A ja… Ja straciłam pracę, nie miałam odwagi mu powiedzieć. Bałam się, że odejdzie. Więc wymyśliłam tę ciążę… Myślałam, że jakoś to będzie.

Byłam wściekła i rozczarowana. Ale najbardziej bolało mnie to, że przez jej kłamstwo cała nasza rodzina zaczęła się rozpadać.

Mama nie mogła uwierzyć w prawdę. – To niemożliwe! Przecież Marta by nas nie okłamała! – powtarzała w kółko.

Paweł zamknął się w sobie. Przestał rozmawiać z Martą, przestał przychodzić na rodzinne obiady. Ojciec milczał, jakby nie wiedział, co powiedzieć.

Wszyscy byliśmy jak statki dryfujące po wzburzonym morzu.

Marta próbowała przeprosić każdego z osobna. – Przepraszam cię, Aniu… Wiem, że cię zawiodłam – mówiła ze łzami w oczach.

– Nie mnie zawiodłaś najbardziej – odpowiedziałam chłodno. – Ale Pawła. I mamę.

Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była napięta jak struna. Mama płakała po nocach, ojciec coraz częściej wychodził na długie spacery. Paweł wyprowadził się do kolegi i nie odbierał telefonów od nikogo.

Zaczęłam zastanawiać się nad tym, czym właściwie jest rodzina. Czy to tylko wspólne obiady i święta? Czy może coś więcej? Czy można wybaczyć takie kłamstwo?

Pewnego dnia Marta przyszła do mnie do pracy. Wyglądała na wykończoną.

– Aniu… Pomóż mi odzyskać Pawła – poprosiła cicho.

– Nie wiem, czy potrafię – odpowiedziałam szczerze. – Ale spróbuję.

Zadzwoniłam do Pawła i poprosiłam go o spotkanie. Przyszedł niechętnie, z podkrążonymi oczami.

– Po co mnie tu ściągnęłaś? – zapytał oschle.

– Bo musisz porozmawiać z Martą. Musicie sobie wszystko wyjaśnić.

Paweł milczał przez chwilę, po czym skinął głową.

Spotkali się tego samego wieczoru w naszym starym pokoju dziecięcym. Siedziałam za drzwiami i słyszałam ich ciche głosy przeplatane płaczem.

Po godzinie wyszli razem. Paweł objął Martę ramieniem i spojrzał na mnie z wdzięcznością.

– Dziękuję, Aniu – powiedział tylko tyle.

Nie wszystko dało się naprawić od razu. Mama długo jeszcze nie mogła pogodzić się z tym, co się stało. Ojciec przestał rozmawiać z Martą na kilka miesięcy.

Ale powoli zaczynaliśmy wracać do siebie. Zrozumiałam wtedy, że rodzina to nie tylko radość i śmiech przy stole, ale też łzy i przebaczenie.

Dziś patrzę na Martę i Pawła inaczej niż kiedyś. Wiem, że każdy z nas może popełnić błąd – nawet tak wielki jak jej kłamstwo.

Czasem myślę: czy gdybym była na jej miejscu, postąpiłabym inaczej? Czy potrafiłabym być szczera wobec najbliższych za wszelką cenę?

A Wy? Czy potrafilibyście wybaczyć takie kłamstwo komuś bliskiemu?