„Moja matka pomogła mojej byłej żonie, ale obecnej odmawia wsparcia” – rodzinny dramat, którego nie przewidziałem
– Mamo, proszę cię, to tylko na kilka tygodni. – Stałem w kuchni, ściskając kubek z zimną już herbatą. Moja matka spojrzała na mnie spod zmarszczonych brwi, jakby ważyła każde moje słowo.
– Michał, nie chcę o tym słyszeć. Już raz przez ciebie miałam dom pełen problemów. – Jej głos był twardy jak lód. – Twoja obecna żona nie jest moją odpowiedzialnością.
Zacisnąłem pięści. W głowie dudniły mi wspomnienia sprzed kilku lat, kiedy to moja była żona, Ania, z dwójką naszych dzieci, znalazła schronienie u mojej matki po naszym rozwodzie. Wtedy nie protestowała. Wręcz przeciwnie – gotowała dla nich obiady, pomagała Ani znaleźć pracę, nawet opiekowała się wnukami, gdy Ania musiała iść na rozmowę kwalifikacyjną. A teraz? Teraz dla Magdy – mojej obecnej żony – nie ma ani miejsca, ani serca.
– Przecież pomogłaś Ani…
– Bo miała dzieci! – przerwała mi ostro. – I była sama. Ty wtedy nie dawałeś sobie rady z alimentami, więc ktoś musiał jej pomóc.
Poczułem się jak dziecko przyłapane na kłamstwie. To prawda – przez kilka miesięcy po rozwodzie nie płaciłem regularnie alimentów. Miałem wtedy problemy w pracy, a potem… potem już jakoś się nie układało. Matka zawsze mi to wypominała. Ale czy to znaczy, że teraz Magda nie zasługuje na wsparcie?
Magda siedziała w samochodzie pod blokiem. Widziałem przez okno jej zaciśnięte usta i łzy w oczach. Od tygodnia nie mogliśmy znaleźć mieszkania po tym, jak właściciel wypowiedział nam umowę z dnia na dzień. Zostaliśmy praktycznie na ulicy. Praca Magdy w sklepie nie dawała nam szans na szybkie wynajęcie czegoś nowego. Ja po ostatniej redukcji etatów w fabryce dorabiałem na budowie.
– Michał, nie możemy tu zostać – powiedziała cicho, kiedy wróciłem do auta. – Twoja mama mnie nienawidzi.
– To nieprawda…
– Nie kłam sobie. Dla niej zawsze będę tą drugą.
Zacisnąłem zęby. Wiedziałem, że Magda ma rację. Moja matka nigdy jej nie zaakceptowała. Uważała, że rozbiłem rodzinę dla młodszej kobiety (choć Magda jest tylko dwa lata młodsza od Ani). Nigdy nie zapomniała mi tamtej decyzji.
Wieczorem zadzwonił mój syn, Kuba.
– Tata… babcia mówiła, że chcesz się do niej wprowadzić z Magdą?
– Tak, na chwilę…
– A czemu nie możesz po prostu płacić alimentów mamie? Wtedy byśmy mogli zostać razem w naszym mieszkaniu.
Zamurowało mnie. Kuba miał dopiero trzynaście lat, ale mówił z dojrzałością dorosłego człowieka. Wiedziałem, że Ania często narzeka przy nim na pieniądze i moją nieodpowiedzialność.
– Staram się, synu…
– Mama mówiła, że gdybyś płacił regularnie, nie musielibyśmy prosić babci o pomoc.
Zacisnąłem powieki. Wstyd i gniew mieszały się we mnie jak trucizna. Czy naprawdę wszystko to moja wina? Czy gdybym był lepszym ojcem i mężem, nie musiałbym teraz błagać matki o dach nad głową?
Następnego dnia poszedłem do pracy wcześniej niż zwykle. Na budowie nikt nie pytał o moje problemy – tu liczyły się tylko ręce do pracy i godziny spędzone przy betoniarce. Ale nawet tam nie mogłem przestać myśleć o tym, jak bardzo zawiodłem wszystkich wokół siebie.
Po południu zadzwoniła Ania.
– Michał… Kuba jest smutny. Pytał, czy przyjdziesz na jego mecz w sobotę.
– Oczywiście, będę.
– I… Michał? Może spróbujesz pogadać z mamą jeszcze raz? Ona naprawdę się martwi o Kubę i Zosię.
Poczułem ukłucie zazdrości – Ania zawsze potrafiła rozmawiać z moją matką lepiej niż ja sam. Nawet po rozwodzie trzymały się razem, jakby łączyło je coś więcej niż tylko dzieci.
Wieczorem usiadłem z Magdą przy kuchennym stole w wynajętym pokoju u znajomego kolegi z pracy.
– Może powinniśmy wyjechać do Niemiec? – zaproponowała nagle Magda. – Tam łatwiej o pracę i mieszkanie.
– Nie mogę zostawić dzieci…
– Ale tu nie mamy nic!
Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu. Wiedziałem, że Magda ma rację – tu byliśmy nikim, bez wsparcia rodziny i bez perspektyw. Ale serce rwało mnie do Kuby i Zosi.
Kilka dni później spotkałem się z matką jeszcze raz.
– Mamo… wiem, że cię zawiodłem. Wiem też, że Ania była dla ciebie jak córka. Ale Magda też potrzebuje pomocy.
Matka spojrzała na mnie długo i ciężko westchnęła.
– Michał… ja już nie mam siły na twoje błędy. Pomogłam Ani, bo musiałam ratować dzieci. Ty nigdy nie bierzesz odpowiedzialności za swoje decyzje.
Wyszedłem stamtąd ze ściśniętym gardłem i poczuciem klęski.
Dziś siedzę sam w pustym pokoju i myślę: czy naprawdę jestem winny temu wszystkiemu? Czy można naprawić błędy przeszłości? A może są rzeczy, których rodzina nigdy mi nie wybaczy?
Czy wy też czasem czujecie się jak obcy we własnym domu? Co byście zrobili na moim miejscu?