„Mój mąż nie będzie naprawiał twojego domu!” – czyli jak teściowa rozbiła nasze małżeństwo na kawałki
– Nie pozwolę, żebyś się tak poświęcał! – głos teściowej przebił się przez ścianę jak ostrze. Stałam w kuchni, ścierając ręce o fartuch, kiedy usłyszałam jej słowa. Mój mąż, Tomek, stał w przedpokoju z telefonem przy uchu, a ja czułam, jak moje serce zamienia się w kamień.
Od zawsze marzyłam, by odnowić dom po dziadkach w małej wsi pod Lublinem. To miejsce było dla mnie wszystkim – zapachem świeżo pieczonego chleba, wspomnieniem dzieciństwa, bezpieczeństwem. Kiedy z Tomkiem zaczęliśmy planować wspólną przyszłość, wyobrażałam sobie, że razem przywrócimy temu domowi dawny blask. On obiecywał: „Zrobimy to razem, Aniu. Będzie pięknie.”
Ale wtedy pojawiła się ona – moja teściowa, pani Halina. Od początku nie była zachwycona moją osobą. „Dziewczyna ze wsi? Z jakiegoś zapadłego kąta?” – słyszałam jej komentarze na rodzinnych spotkaniach. Tomek próbował mnie pocieszać: „Mama się przyzwyczai.” Ale nigdy się nie przyzwyczaiła.
Kiedy zaczęliśmy remontować dom po dziadkach, wszystko szło nie tak. Tomek coraz częściej znikał u swojej mamy. „Muszę jej pomóc z ogrodem”, „Mama źle się czuje”, „Mama prosiła, żebym naprawił kran”. Każda prośba była ważniejsza niż nasze plany. Czułam się coraz bardziej samotna w tej walce o nasz dom.
Pewnego wieczoru wrócił późno, zmęczony i rozdrażniony. – Tomek, kiedy skończysz malować pokój dla dzieci? – zapytałam cicho.
– Nie wiem, Aniu. Mama potrzebuje mnie jutro do drzewa na opał.
– A ja? Nasz dom? – głos mi się załamał.
– Przestań być taka egoistyczna! – wybuchł. – Mama jest sama!
Wtedy pierwszy raz poczułam prawdziwą złość. Przecież to ja byłam jego żoną. To my mieliśmy budować wspólne życie. Ale on był zawsze tam, gdzie była jego matka.
Z czasem teściowa zaczęła dzwonić codziennie. Czasem nawet kilka razy dziennie. „Tomek, przyjedź, bo coś mi stuka w pralce.” „Tomek, musisz mi pomóc z zakupami.” Kiedy próbowałam z nią rozmawiać, patrzyła na mnie z góry:
– Mój syn nie będzie naprawiał twojego domu! – powiedziała pewnego dnia prosto w oczy.
– To nasz dom – odpowiedziałam drżącym głosem.
– Twój dom, twoje problemy.
Czułam się upokorzona. Zaczęłam sama malować ściany, szpachlować dziury, wynosić gruz. Sąsiedzi patrzyli na mnie ze współczuciem, ale nikt nie zapytał, czy potrzebuję pomocy. Wieczorami płakałam w łazience, żeby Tomek nie widział.
W końcu przestałam prosić go o cokolwiek. On wracał coraz później, coraz bardziej zmęczony i obcy. Kiedy próbowałam porozmawiać:
– Aniu, nie rozumiesz… Mama jest już starsza…
– A ja? Ja się nie liczę?
Milczał.
Pewnego dnia znalazłam go siedzącego na łóżku z walizką.
– Wyprowadzam się do mamy na jakiś czas – powiedział cicho.
– Na jakiś czas? Czy na zawsze?
Nie odpowiedział.
Dom po dziadkach stał pusty przez całą zimę. Wiosną wróciłam tam sama. Zaczęłam od nowa – bez Tomka, bez jego wsparcia. Każda naprawiona deska bolała mnie bardziej niż poprzednia. Ale z każdym dniem czułam się silniejsza.
Czasem spotykam Tomka w sklepie w Lublinie. Jest smutny, postarzały. Słyszałam od znajomych, że jego mama już nie żyje. On został sam w pustym mieszkaniu.
Często zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była walczyć mocniej o nasze małżeństwo? A może to on powinien był w końcu dorosnąć i postawić granice?
Patrzę dziś na odnowiony dom i myślę: czy naprawdę można wygrać z cudzymi oczekiwaniami? Czy warto poświęcać siebie dla kogoś, kto nigdy nie będzie po naszej stronie?