Miłość po stracie – czy mam prawo być szczęśliwa?

– Nie możesz tego zrobić, Sara! – głos pani Krystyny, mojej teściowej, rozbrzmiewał w kuchni jak dzwon alarmowy. Stała naprzeciwko mnie, zaciśnięte pięści i łzy w oczach. – To byłby policzek dla pamięci Jana!

Patrzyłam na nią, czując jak serce wali mi w piersi. W dłoniach ściskałam kubek z zimną już herbatą. Dwa lata. Dwa długie lata od dnia, kiedy świat się zatrzymał. Jan, mój mąż, ojciec naszych dzieci, zginął nagle – potrącony przez samochód na przystanku autobusowym. Emma miała wtedy dwa lata, Michał cztery. Od tamtej pory każdy dzień był walką o przetrwanie.

Przez pierwsze miesiące nie potrafiłam nawet wstać z łóżka. Dzieci płakały nocami, wołając tatę, a ja nie miałam siły ich pocieszać. Pani Krystyna była wtedy moją podporą – gotowała obiady, zabierała dzieci na spacery, sprzątała mieszkanie. Ale im więcej czasu mijało, tym bardziej czułam się jak więzień własnej żałoby.

Ostatnio zaczęłam powoli wracać do życia. Znalazłam pracę w bibliotece miejskiej, poznałam nowych ludzi. Michał poszedł do przedszkola, Emma do żłobka. Zaczęłam się uśmiechać – najpierw nieśmiało, potem coraz częściej. I wtedy pojawił się Marek.

Marek był ojcem jednego z kolegów Michała z przedszkola. Spotykaliśmy się przypadkiem na placu zabaw, zamienialiśmy kilka słów o dzieciach. Był ciepły, cierpliwy i miał ten rodzaj smutku w oczach, który rozpoznaje się tylko u tych, którzy też coś stracili. Po kilku miesiącach zaprosił mnie na kawę.

Nie powiedziałam o tym nikomu. Bałam się reakcji rodziny Jana, zwłaszcza pani Krystyny. Ale kiedy Marek przyszedł po mnie do domu, by odebrać mnie na spacer, teściowa zobaczyła nas razem przez okno. Od tamtej pory nie było dnia bez wyrzutów.

– Sara, ty chyba nie rozumiesz! – krzyczała dziś rano, kiedy dzieci bawiły się w pokoju obok. – Jan był twoim mężem! Jak możesz tak szybko zapomnieć?

– Nie zapomniałam – odpowiedziałam cicho. – Nigdy nie zapomnę. Ale muszę żyć dalej… dla siebie i dla dzieci.

– To nie jest życie! – przerwała mi ostro. – To zdrada! Powinnaś być wierna jego pamięci do końca życia!

Zacisnęłam powieki, próbując powstrzymać łzy. Ile razy jeszcze będę musiała tłumaczyć się z własnych uczuć? Czy naprawdę jestem egoistką, bo chcę znów poczuć się kochana?

Wieczorem usiadłam na łóżku Emmki i patrzyłam, jak zasypia z pluszowym króliczkiem przytulonym do policzka. Michał przyszedł do mnie i wtulił się w moje ramiona.

– Mamusiu, czy tata wróci kiedyś?

Zabolało mnie serce.

– Nie kochanie… Tata jest teraz w niebie. Ale my mamy siebie nawzajem.

– A Marek będzie naszym nowym tatą?

Zaniemówiłam. Michał patrzył na mnie wielkimi oczami pełnymi nadziei i lęku.

– Marek jest naszym przyjacielem – powiedziałam ostrożnie. – Pomaga nam i bardzo nas lubi.

Położyłam dzieci spać i długo siedziałam w ciemności salonu. W głowie słyszałam głos pani Krystyny: „To zdrada! Powinnaś być wierna!” Czy naprawdę jestem winna? Czy miłość do Jana musi oznaczać samotność do końca życia?

Następnego dnia zadzwoniła moja mama.

– Sara, musisz żyć dla siebie i dzieci – powiedziała cicho. – Jan by tego chciał.

Ale czy na pewno? Czasem mam wrażenie, że wszyscy wokół wiedzą lepiej ode mnie, co powinnam czuć i jak powinnam żyć.

Kilka dni później Marek zaprosił mnie z dziećmi do zoo. Było ciepło, dzieci śmiały się i biegały między wybiegami dla zwierząt. Przez chwilę poczułam się normalnie – jak zwyczajna mama z dziećmi i przyjacielem u boku. Ale kiedy wróciliśmy do domu, pani Krystyna czekała już na nas w przedpokoju.

– Sara, jeśli dalej będziesz spotykać się z tym człowiekiem, nie będę przychodzić do waszego domu! – powiedziała lodowatym tonem.

Zamarłam. Wiedziałam, że to szantaż emocjonalny. Ale czy mogę pozwolić sobie na utratę jej wsparcia? Dzieci kochają babcię…

– Mamo Jana… Proszę cię…

– Nie mów do mnie „mamo”! – przerwała mi ostro. – Zdradzasz mojego syna!

Poczułam się jak dziecko przyłapane na czymś złym. Ale przecież nic złego nie robiłam…

Wieczorem zadzwonił Marek.

– Sara… Jeśli to dla ciebie za trudne… Rozumiem…

– Nie! – przerwałam mu szybko. – Nie chcę być już sama…

Siedzieliśmy długo w ciszy po drugiej stronie słuchawki.

Czasem myślę: czy naprawdę mam prawo być szczęśliwa po tym wszystkim? Czy miłość po stracie to zdrada? A może to jedyny sposób, by znów nauczyć się żyć? Co wy byście zrobili na moim miejscu?