Miłość po pięćdziesiątce: Czy mam prawo do szczęścia?
– Mamo, błagam cię, nie rób tego! – głos Jeleny drżał od emocji, a jej oczy błyszczały łzami. Stała przede mną w kuchni, ściskając filiżankę tak mocno, że aż bielały jej knykcie. – On cię oszukuje. Nie widzisz tego?
Patrzyłam na nią i czułam, jak serce mi się ściska. Przecież powinnam być szczęśliwa. Po tylu latach samotności, po śmierci Zbyszka, mojego męża, myślałam, że już nigdy nie poczuję się kochana. A jednak pojawił się Marek – czuły, troskliwy, z poczuciem humoru. Przyniósł do mojego życia światło, którego tak bardzo mi brakowało.
– Jelena, proszę cię… – zaczęłam łagodnie. – Marek nie jest taki, jak myślisz. On naprawdę mnie kocha.
– Mamo! – przerwała mi gwałtownie. – On chce tylko twoich pieniędzy! Widziałam, jak przeglądał twoje dokumenty w salonie. Poza tym… nikt go nie zna. Skąd on się w ogóle wziął?
Wiedziałam, że Jelena nie zaakceptuje Marka tak łatwo. Od śmierci ojca była moją podporą, ale też kontrolowała każdy mój krok. Czułam się czasem jak nastolatka pod czujnym okiem matki, a nie odwrotnie.
Marek pojawił się w moim życiu nagle. Poznaliśmy się na kursie tańca dla seniorów w domu kultury na Pradze. Był wdowcem, opowiadał o swojej córce Agacie i wnuczce Zosi z takim ciepłem, że od razu poczułam do niego sympatię. Po kilku miesiącach znajomości zaproponował mi wspólne życie.
Ale Jelena nie dawała za wygraną.
– Mamo, on nie ma żadnych znajomych. Nigdy nie zaprosił cię do siebie. Nie widziałaś nawet jego mieszkania! – wyliczała z rozpaczą.
– Bo Marek wynajmuje pokój u znajomego – tłumaczyłam bez przekonania. – Po rozwodzie stracił mieszkanie…
– I ty w to wierzysz? – Jelena spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
Zaczęłam się zastanawiać. Rzeczywiście, Marek był tajemniczy. Nigdy nie mówił o przeszłości zbyt wiele. Ale czy to znaczyło, że mnie oszukuje?
Wieczorem siedziałam sama przy stole i patrzyłam na zdjęcie Zbyszka. „Co byś zrobił na moim miejscu?” – zapytałam w myślach. Zbyszek byłby dumny, że próbuję jeszcze raz ułożyć sobie życie? Czy może uznałby, że powinnam słuchać córki?
Następnego dnia Marek przyszedł z bukietem tulipanów.
– Coś się stało? – zapytał od razu, widząc moją posępną minę.
– Marek… musimy porozmawiać – powiedziałam cicho.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Opowiedziałam mu o obawach Jeleny, o jej podejrzeniach.
– Rozumiem ją – westchnął Marek. – Ale ja naprawdę cię kocham. Nie mam nic do ukrycia.
– To dlaczego nigdy nie zaprosiłeś mnie do siebie? Dlaczego nie poznałam twojej rodziny?
Marek spuścił wzrok.
– To trudne… Moja córka nie chce mieć ze mną kontaktu od lat. Po rozwodzie wszystko się posypało. Wstydzę się tego.
Poczułam współczucie i ulgę jednocześnie. Ale czy to była prawda?
Kilka dni później Jelena przyszła do mnie znowu.
– Mamo, sprawdziłam go w internecie. Nie ma żadnej Agaty Kwiatkowskiej w Warszawie! On kłamie!
Zrobiło mi się słabo. Czy naprawdę byłam tak naiwna?
Postanowiłam działać. Zadzwoniłam do Marka i poprosiłam o spotkanie w kawiarni.
– Marek, musisz mi powiedzieć prawdę – powiedziałam stanowczo. – Kim jesteś? Dlaczego twoja córka nie istnieje?
Marek pobladł.
– Bałem się ci powiedzieć… Nie mam dzieci. Nigdy nie miałem rodziny. Wymyśliłem to wszystko, bo bałem się, że mnie odrzucisz jako samotnika.
Poczułam gniew i rozczarowanie.
– Więc kłamałeś od początku?
– Tak… Ale tylko dlatego, że cię pokochałem i chciałem być dla ciebie kimś lepszym.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Jelena czekała na mnie w kuchni.
– I co? Miałam rację? – spytała z goryczą.
– Tak… Kłamał – odpowiedziałam łamiącym się głosem.
Przez kilka dni nie mogłam spać. Czułam się zdradzona i upokorzona. Ale czy naprawdę Marek był złym człowiekiem? Czy jego kłamstwa przekreślały wszystko?
Jelena była przy mnie cały czas.
– Mamo, zasługujesz na kogoś lepszego – powtarzała.
Ale ja wiedziałam jedno: nikt nie jest idealny. Ja też miałam swoje tajemnice i słabości.
Po tygodniu Marek przyszedł pod moje drzwi z listem.
– Przepraszam cię za wszystko – powiedział cicho. – Jeśli chcesz, zniknę z twojego życia na zawsze.
Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich szczerość i strach przed samotnością.
Nie wiem jeszcze, co zrobię. Czy powinnam dać mu drugą szansę? Czy może lepiej zostać samej i zaufać tylko rodzinie?
Czasem zastanawiam się: czy po pięćdziesiątce mamy jeszcze prawo do ryzyka i błędów? Czy szczęście jest tylko dla młodych? Co wy byście zrobili na moim miejscu?