Miłość, która spaliła wszystko: Historia o tym, jak spełnione marzenie stało się przekleństwem
— Wiesz, że nie mogę już tak dłużej — powiedział Michał, patrząc mi prosto w oczy. Jego głos drżał, a w powietrzu czuć było napięcie, które narastało między nami od tygodni. Siedzieliśmy w mojej kuchni, tej samej, w której jeszcze niedawno marzyłam o nim, patrząc przez okno na szare ulice naszego miasteczka pod Łodzią. Teraz był tu ze mną — mężczyzna moich marzeń, ten, o którym śniłam od czasów studenckich. I właśnie wtedy, gdy powinno być idealnie, wszystko zaczęło się sypać.
Michała poznałam na pierwszym roku studiów. Był starszy ode mnie o cztery lata, zawsze otoczony grupą przyjaciół i dziewczyn, które śmiały się z jego żartów. Ja byłam cicha, nieśmiała, zaczytana w książkach i zapatrzona w niego jak w obrazek. Przez lata spotykaliśmy się przypadkiem na korytarzach uczelni, czasem zamienialiśmy kilka słów. Potem on zniknął z mojego życia — wyjechał do pracy do Łodzi, ożenił się z Magdą, dziewczyną z naszej uczelni. Ja wróciłam do rodzinnego domu i zaczęłam pracować w bibliotece.
Przez lata żyłam cicho i spokojnie, ale Michał zawsze był gdzieś w moich myślach. Kiedy po dziesięciu latach napisał do mnie na Facebooku, serce zabiło mi mocniej. Spotkaliśmy się na kawie — najpierw niewinnie, potem coraz częściej. Opowiadał mi o swoim małżeństwie, o tym, jak bardzo jest nieszczęśliwy. Słuchałam go i czułam, że to właśnie ja mogę go uratować.
W końcu powiedział mi: „Chcę być z tobą. Zostawię Magdę.” Nie wierzyłam własnym uszom. Przez kilka tygodni żyliśmy jak w transie — ukradkowe spotkania, długie rozmowy nocą przez telefon, pocałunki na parkingu za supermarketem. W końcu Michał spakował walizkę i zamieszkał ze mną.
Na początku było cudownie. Każdy dzień wydawał się spełnieniem marzeń. Gotowałam mu obiady, śmialiśmy się razem przy winie, planowaliśmy wspólne wakacje nad morzem. Ale już po miesiącu zaczęły pojawiać się pierwsze rysy. Michał coraz częściej siedział zamyślony przy stole, nieobecny duchem. Czasem łapałam go na tym, że przegląda stare zdjęcia z Magdą i ich synkiem Antkiem.
— Tęsknisz za nimi? — zapytałam pewnego wieczoru.
— Nie wiem… To wszystko jest takie trudne — odpowiedział cicho.
Zaczęły się telefony od Magdy. Najpierw prosiła go o rozmowę, potem płakała do słuchawki. Antek nie chciał rozmawiać z tatą przez telefon. Michał wracał od nich rozbity, zamykał się w łazience i długo nie wychodził.
W miasteczku zawrzało. Sąsiadki szeptały za moimi plecami na rynku i w sklepie spożywczym. Moja mama przestała do mnie dzwonić — była wściekła, że „rozbiłam rodzinę”. W pracy koleżanki patrzyły na mnie z ukosa.
— Czy ty naprawdę myślałaś, że to się dobrze skończy? — zapytała mnie kiedyś Ania z biblioteki.
Nie wiedziałam już niczego. Michał coraz częściej wychodził wieczorami „na spacer”, wracał późno i nie mówił gdzie był. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi — o to, kto wyniesie śmieci, kto zapomni kupić mleko. Czułam się coraz bardziej samotna.
Pewnej nocy obudziłam się i zobaczyłam, że Michała nie ma w łóżku. Znalazłam go w kuchni — siedział przy stole z głową opartą na rękach.
— Nie potrafię już tak żyć — wyszeptał.
— To wróć do nich — powiedziałam przez łzy.
Spojrzał na mnie z bólem w oczach.
— Nie mogę… Ale nie potrafię też być tutaj.
Wtedy zrozumiałam: on nigdy nie będzie mój naprawdę. Zawsze będzie rozdarty między mną a swoją rodziną. Zawsze będę tą drugą — nawet jeśli oficjalnie jestem pierwsza.
Minęły kolejne tygodnie. Michał coraz częściej wyjeżdżał „załatwiać sprawy” do Łodzi i wracał coraz później. Pewnego dnia znalazłam w jego kurtce bilet do kina — dwa miejsca obok siebie. Poczułam zimny dreszcz na plecach.
Wieczorem zapytałam:
— Byłeś dziś z Magdą?
Nie odpowiedział od razu.
— Spotkałem się z nią… Musiałem jej coś wyjaśnić.
— A co ze mną? — zapytałam drżącym głosem.
— Nie wiem… Przepraszam.
Tej nocy długo płakałam. Zrozumiałam, że moja miłość była ślepa i egoistyczna. Chciałam być szczęśliwa kosztem czyjegoś cierpienia — Magdy i Antka. I teraz wszyscy byliśmy nieszczęśliwi.
Michał wyprowadził się kilka dni później. Powiedział tylko: „Muszę to wszystko przemyśleć.” Zostałam sama w pustym mieszkaniu, otoczona milczeniem i własnymi myślami.
Czasem zastanawiam się: czy warto było walczyć o tę miłość? Czy można budować szczęście na cudzym nieszczęściu? Może niektóre marzenia powinny pozostać niespełnione…