Miłość, która dzieli – Jak pieniądze i rodzina rozdarły moje serce

– Karolina, czy ty oszalałaś?! – głos mojej mamy odbijał się echem po kuchni, gdy trzymałam w dłoni kopertę z zaproszeniem na kolację do willi pana Jerzego. – On mógłby być twoim dziadkiem! Co ludzie powiedzą?

Wpatrywałam się w jej zaciśnięte usta i drżące dłonie. Wiedziałam, że nie zrozumie. Nikt nie rozumiał. Nawet ja czasem nie rozumiałam siebie. Ale kiedy Jerzy patrzył na mnie tymi swoimi łagodnymi oczami, czułam się widziana jak nigdy wcześniej.

Poznałam go przypadkiem, w bibliotece miejskiej. Przyszedł oddać książki o historii Warszawy i zapytał mnie o polecenie czegoś nowego. Zaczęliśmy rozmawiać. Był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam – spokojny, uważny, z dystansem do świata i pieniędzy, które posiadał. Miał 91 lat, ja 29. Wszyscy widzieli tylko tę różnicę.

– Karolino, wiem, że to trudne – powiedział mi kiedyś Jerzy, gdy siedzieliśmy razem na tarasie jego willi pod Warszawą. – Ale wiesz, co jest najtrudniejsze? Żyć tak, jak chcą inni.

Wtedy jeszcze wierzyłam, że miłość wystarczy. Że rodzina się przekona, a ludzie przestaną plotkować. Myliłam się.

Moja siostra Marta przestała się do mnie odzywać. Ojciec patrzył na mnie z rozczarowaniem i milczał przez całe obiady. W pracy zaczęto szeptać za moimi plecami. „Kariera przez łóżko”, „szuka spadku”, „biedny staruszek” – słyszałam to wszędzie.

A jednak wracałam do Jerzego. On jeden nie oceniał. Opowiadał mi o swoim dzieciństwie w powojennej Polsce, o tym jak budował swoją firmę od zera, jak stracił żonę i syna w wypadku samochodowym. W jego oczach widziałam ból i siłę. I czułość, której tak bardzo mi brakowało.

Pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy przy kominku, Jerzy wziął mnie za rękę.

– Karolino, wiem, że nie dam ci długiego życia razem. Ale mogę ci dać wszystko inne: dom, bezpieczeństwo, wsparcie…

Zacisnęłam palce na jego dłoni.

– Ja nie chcę twoich pieniędzy – wyszeptałam. – Chcę ciebie.

Ale świat nie wierzył w takie bajki.

Kiedy Jerzy zachorował na zapalenie płuc, spędzałam przy nim całe dnie i noce. Jego dawni przyjaciele i kuzyni pojawili się nagle jak sępy. Zaczęli rozmawiać o testamencie, o podziale majątku. Jeden z nich, pan Zbigniew, powiedział mi prosto w twarz:

– Dziewczyno, nie licz na nic. My nie pozwolimy ci przejąć tego domu.

Poczułam się jak intruz we własnym życiu.

Mama przyniosła mi kiedyś wycinki z gazet: „Młoda kochanka miliardera”, „Skandal pod Warszawą”. Płakała.

– Karolinko, wróć do nas…

Ale ja już nie mogłam wrócić. Byłam rozdarta między rodziną a Jerzym. Między tym, co wypadało, a tym, co czułam.

Kiedy Jerzy zmarł, świat runął. W testamencie zostawił mi tylko kilka książek i list:

„Karolino,
Nie wiem, czy świat pozwoli ci być szczęśliwą po moim odejściu. Ale wiem jedno: kochałem cię prawdziwie. Nie pozwól nikomu wmówić sobie, że byłaś tylko dodatkiem do mojego życia. Byłaś jego sensem.
Jerzy”

Rodzina odetchnęła z ulgą – nie dostałam willi ani fortuny. Ale ja straciłam coś znacznie cenniejszego.

Dziś siedzę na ławce przed biblioteką i patrzę na ludzi przechodzących obok. Czasem ktoś rozpozna mnie z gazet i odwróci wzrok. Czasem ktoś szepnie coś pod nosem.

Ale najgorsze jest to milczenie w domu rodzinnym. Marta nadal się do mnie nie odzywa. Mama patrzy na mnie z żalem i lękiem.

Czy warto było? Czy można być szczęśliwym wbrew wszystkim? Czy miłość naprawdę wystarczy? A może to tylko piękna iluzja?

Czasem myślę: co by było, gdybym wtedy nie odebrała telefonu od Jerzego? Czy moje życie byłoby prostsze? Czy byłabym mniej samotna?

A wy… czy mielibyście odwagę kochać tak bardzo wbrew światu?