Miłość, dom i nierówności: Historia o rodzinnych wyborach i rozczarowaniach
– Michał, czy mógłbyś przyjechać w sobotę i pomóc mi z łazienką? – głos teściowej w słuchawce był jak zwykle uprzejmy, ale wyczułem w nim nutę desperacji.
Zawahałem się. Przez chwilę patrzyłem na żonę, która udawała, że nie słyszy rozmowy. Nasza córka bawiła się klockami na dywanie, a ja czułem, jak narasta we mnie złość. Przecież to nie pierwszy raz, kiedy teściowa prosi mnie o pomoc. Ale tym razem sytuacja była inna.
Mam 37 lat, moja żona Kasia – 35. Jesteśmy razem od siedmiu lat, mamy trzyletnią córeczkę Zosię. Kasia jest najmłodszym dzieckiem w rodzinie. Jej brat, Tomek, zawsze był oczkiem w głowie matki. Wiem, jak to jest być tym drugim – sam dorastałem w cieniu starszego brata. Ale u nas w rodzinie żony ta różnica była wręcz namacalna.
Teściowa, pani Halina, przez lata mieszkała w trzypokojowym mieszkaniu na Mokotowie. Kiedy Tomek się ożenił i urodziło mu się dziecko, Halina bez wahania przepisała mu mieszkanie. Sama przeniosła się do starego domku letniskowego pod Warszawą. Tłumaczyła wszystkim, że „tak będzie lepiej dla młodych”. Kasia przyjęła to z godnością, ale widziałem jej smutek. My wynajmowaliśmy wtedy dwupokojowe mieszkanie na Ursynowie i ledwo wiązaliśmy koniec z końcem.
– Michał? Jesteś tam? – głos Haliny wyrwał mnie z zamyślenia.
– Tak, przepraszam… Muszę się zastanowić. Dam znać wieczorem – odpowiedziałem wymijająco.
Odłożyłem telefon i spojrzałem na Kasię. Udawała skupienie na bajce Zosi.
– Słyszałaś?
– Tak… Wiem, co powiesz – westchnęła ciężko. – Ale ona nie ma nikogo innego.
– A Tomek?
– Tomek jest zajęty…
Zacisnąłem zęby. „Zajęty” – to słowo-klucz w tej rodzinie. Tomek był zawsze zajęty: pracą, dziećmi, remontem swojego nowego mieszkania (tego po matce), wyjazdami. A ja? Ja miałem być zawsze dostępny.
Wieczorem długo rozmawialiśmy z Kasią.
– Wiesz, że nie chodzi mi o samą pomoc – zacząłem ostrożnie. – Ale czuję się… wykorzystany. Twoja mama oddała wszystko Tomkowi. My nawet nie mogliśmy liczyć na wsparcie przy kredycie na mieszkanie.
Kasia spuściła wzrok.
– Wiem… Ale ona zawsze powtarzała, że Tomek jest starszy, że jemu się należy…
– A ty? A my?
Milczała długo.
– Może po prostu nie umiała inaczej…
Nie spałem tej nocy dobrze. Przewracałem się z boku na bok, myśląc o tym, jak bardzo niesprawiedliwie zostaliśmy potraktowani. Przypomniałem sobie wszystkie święta spędzone u Haliny: Tomek zawsze dostawał najlepszy kawałek ciasta, najdroższy prezent pod choinkę. Kiedy Kasia zaszła w ciążę, Halina nawet nie zapytała, czy potrzebujemy czegoś dla dziecka. Wszystko szło do Tomka.
Rano zadzwonił Tomek.
– Michał, słyszałem, że mama cię prosiła o pomoc. Dasz radę? Bo ja mam urwanie głowy w pracy…
Jego ton był lekko protekcjonalny.
– Zobaczę… – odpowiedziałem chłodno.
W sobotę pojechałem do domku Haliny. Stary budynek ledwo trzymał się kupy. Łazienka była w opłakanym stanie – przeciekający kran, odpadające kafelki.
– Michałku, ja już nie mam siły… Tomek mówił, że ty się znasz na takich rzeczach…
Zacząłem naprawiać kran i kafelki z poczuciem goryczy. Halina krzątała się po kuchni.
– Wiesz… Tomek ma teraz ciężko. Dzieci chorują, a jego żona nie daje rady sama…
Nie wytrzymałem:
– A my? My też mamy dziecko. Też pracujemy po godzinach. Nikt nam nie pomagał.
Halina spojrzała na mnie zaskoczona.
– Ale wy zawsze sobie radziliście…
Poczułem narastającą złość.
– Może dlatego, że nikt nam nigdy nie pomógł!
Halina zamilkła. Przez chwilę panowała niezręczna cisza.
Po powrocie do domu Kasia czekała na mnie z herbatą.
– I jak było?
Opowiedziałem jej wszystko. O tym, jak czułem się wykorzystywany i niewidzialny dla jej matki.
Kasia rozpłakała się.
– Przepraszam cię… Wiem, że to niesprawiedliwe. Ale ona już się nie zmieni…
Przez kolejne tygodnie unikałem kontaktu z Haliną. Czułem się rozdarty między lojalnością wobec żony a własnym poczuciem krzywdy. Zosia zaczęła pytać, dlaczego nie jeździmy już do babci.
W końcu Halina zadzwoniła ponownie.
– Michałku… Przepraszam cię za wszystko. Wiem, że nie byłam sprawiedliwa wobec was… Ale boję się być tu sama…
Jej głos był cichy i drżący.
Pojechałem do niej jeszcze raz. Tym razem usiedliśmy przy herbacie i długo rozmawialiśmy o przeszłości. Halina przyznała się do błędów – tłumaczyła je strachem przed samotnością i chęcią zabezpieczenia przyszłości Tomka.
– Ale przecież Kasia też jest twoją córką…
Halina rozpłakała się.
– Wiem… I żałuję wielu rzeczy…
Wróciłem do domu z ciężkim sercem. Kasia przytuliła mnie mocno.
– Dziękuję ci – szepnęła.
Od tamtej pory relacje powoli zaczęły się poprawiać. Pomagałem Halinie w miarę możliwości, ale nauczyłem się stawiać granice. Kasia zaczęła częściej rozmawiać z matką o swoich uczuciach i potrzebach.
Czasem jednak wracam myślami do tamtych dni i zastanawiam się: czy można naprawić lata nierówności jednym szczerym przeprosinami? Czy rodzinna miłość wystarczy, by zagoić stare rany?