Mieszkałam z tatą, gdy brat układał sobie życie. Ale testament ojca nie wspomniał, że dom będzie mój…
– Znowu się spóźniłaś, Anka! – głos taty odbił się echem po korytarzu, gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania. W rękach trzymałam siatki z zakupami, a w głowie kłębiły się myśli o dzisiejszym dniu w pracy.
– Przepraszam, korki były… – zaczęłam, ale tata już odwrócił się na pięcie i poszedł do kuchni. Z kuchni dobiegał zapach przypalonej zupy. Westchnęłam ciężko i postawiłam siatki na stole.
– Gdyby tu był Michał, wszystko byłoby inaczej – mruknął pod nosem.
Michał. Mój młodszy brat. Oczko w głowie taty. Od zawsze miał łatwiej – lepsze oceny, więcej pochwał, mniej obowiązków. Ja byłam tą starszą, która powinna wiedzieć lepiej, robić więcej i nie narzekać. Nawet teraz, kiedy Michał mieszkał w Warszawie i widywał się z nami tylko na święta, tata potrafił porównywać mnie do niego przy każdej okazji.
Oparłam się o blat i spojrzałam na ojca. Był coraz słabszy, schorowany, ale uparty jak zawsze. Od kilku lat opiekowałam się nim sama – mama zmarła nagle na raka, a Michał wyjechał zaraz po studiach. Zostałam ja i dom pełen wspomnień.
– Tata, zrobiłam zakupy na cały tydzień. Może zjemy razem kolację? – zaproponowałam łagodnie.
– Nie jestem głodny – odburknął i włączył telewizor tak głośno, że aż zadzwoniło mi w uszach.
Usiadłam przy stole i poczułam łzy napływające do oczu. Ile jeszcze dam radę? Ile jeszcze razy będę słyszeć, że nie jestem wystarczająco dobra?
Wieczorem zadzwonił Michał. Słyszałam jego donośny śmiech przez telefon.
– Cześć, Anka! Jak tam stary? – zapytał beztrosko.
– Jak zwykle. Trochę narzeka, trochę milczy. Może byś go odwiedził? – odpowiedziałam z nutą żalu.
– Wiesz, mam teraz dużo pracy… Może za miesiąc? – rzucił szybko i zmienił temat na nowy samochód.
Zawsze miał czas na swoje sprawy. Ja miałam czas tylko na tatę.
Kiedy tata zachorował poważniej, musiałam zrezygnować z pracy na pół etatu. Opieka nad nim była wyczerpująca fizycznie i psychicznie. Często zastanawiałam się, czy moje życie kiedykolwiek będzie należało do mnie.
Pewnego wieczoru usiadłam z tatą przy stole. Był wyjątkowo pogodny.
– Anka… Dziękuję ci za wszystko – powiedział cicho.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Rzadko słyszałam od niego coś takiego.
– Tata…
– Wiem, że nie było ci łatwo. Ale rodzina to rodzina – dodał i ścisnął moją dłoń.
Przez chwilę poczułam ciepło w sercu. Może jednak docenił moje poświęcenie?
Kilka miesięcy później tata zmarł. Pogrzeb był cichy, kameralny. Michał pojawił się tylko na chwilę, potem zniknął z powrotem do swojego świata.
Zostałam sama w pustym domu. Przez kilka tygodni żyłam jak we śnie – sprzątałam rzeczy taty, przeglądałam stare zdjęcia, płakałam nocami.
Aż pewnego dnia przyszło pismo od notariusza. Testament ojca.
Siedziałam w kancelarii obok Michała. Notariusz czytał powoli:
– Cały majątek… dom… zostaje podzielony po równo między dzieci: Annę i Michała Kowalskich.
Zamarłam. Po równo? Przecież to ja tu mieszkałam przez całe życie! To ja opiekowałam się tatą! Michał nawet nie wiedział, gdzie leży klucz do piwnicy!
Michał uśmiechnął się szeroko:
– No to chyba czas sprzedać ten stary dom i podzielić kasę, co?
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
– Michał… Ja tu mieszkam! To mój dom! – wykrztusiłam przez łzy.
– Nasz dom – poprawił mnie chłodno. – Ja też mam prawo do połowy.
Wróciłam do pustego domu i usiadłam na schodach. Przez okno wpadało popołudniowe słońce, oświetlając zdjęcia rodzinne na ścianie. Każde z nich przypominało mi o latach poświęcenia, o samotnych wieczorach przy łóżku chorego ojca, o wszystkich chwilach, gdy rezygnowałam z siebie dla innych.
Michał zaczął naciskać na sprzedaż domu niemal natychmiast. Dzwonił codziennie:
– Anka, nie rób scen. Potrzebuję pieniędzy na nowe mieszkanie. Ty sobie coś wynajmiesz…
Nie spałam nocami. Rozmawiałam z sąsiadką, panią Haliną:
– Aniu, walcz o swoje! Przecież to ty tu byłaś zawsze! – mówiła ze współczuciem.
Ale prawo było po stronie Michała. Bez jego zgody nie mogłam nic zrobić.
W końcu przyszedł dzień, kiedy musiałam podjąć decyzję. Albo zgodzę się na sprzedaż i zostanę bez dachu nad głową, albo będę walczyć w sądzie latami…
Usiadłam przy kuchennym stole i napisałam list do Michała:
„Michał,
Nie wiem, czy kiedykolwiek zrozumiesz, jak bardzo bolało mnie to wszystko przez lata. Zawsze byłeś ważniejszy dla taty, zawsze miałeś łatwiej. Ale to ja zostałam tutaj do końca. To ja trzymałam go za rękę w ostatnich chwilach życia. Proszę cię tylko o jedno: pozwól mi zostać w tym domu jeszcze kilka lat. Potem sprzedamy go razem.”
Odpisał krótko:
„Nie mogę czekać tak długo. Potrzebuję pieniędzy teraz.”
Zrozumiałam wtedy coś ważnego: rodzina to nie zawsze wsparcie i miłość bezwarunkowa. Czasem to walka o przetrwanie i godność.
Dziś siedzę w pustym pokoju i patrzę na spakowane kartony. Muszę się wyprowadzić za dwa tygodnie. Nie wiem jeszcze dokąd pójdę ani jak zacznę nowe życie.
Ale jedno wiem na pewno: nigdy już nie pozwolę nikomu odebrać sobie prawa do własnych uczuć i marzeń.
Czy naprawdę warto poświęcać wszystko dla rodziny? Czy miłość i oddanie mają sens, jeśli na końcu zostaje się samemu? Co wy byście zrobili na moim miejscu?