Między wczoraj a jutrem: Czy powinnam sprzedać dom, w którym całe życie kochałam i cierpiałam?
— Mamo, musimy w końcu podjąć decyzję! — głos Pawła odbija się echem od ścian salonu, w którym jeszcze czuć zapach niedzielnych rosołów i dymu z kominka. Siedzę na starym fotelu, tym samym, na którym tuliłam go, gdy miał gorączkę. Teraz patrzy na mnie z determinacją, której nie znałam. — To nie jest już miejsce dla ciebie. Dom jest za duży, za drogi w utrzymaniu. Zasługujesz na coś lepszego.
Zasługuję? A może po prostu przeszkadzam? Przez chwilę nie mogę wydobyć z siebie głosu. W gardle rośnie mi gula, a serce wali jak oszalałe. Przecież to tu uczyłam się być matką, żoną, kobietą. To tu płakałam po śmierci mojego męża, Zbyszka. Każdy kąt tego domu to inna historia: śmiech dzieci, zapach świeżo pieczonego chleba, pierwsze kroki Pawła na skrzypiącym parkiecie.
— Paweł, ja… Ja nie wiem, czy potrafię — szepczę. — Tu jest wszystko, co mam.
— Mamo! — przerywa mi zniecierpliwiony. — Przecież nie zostawię cię samej. Możesz zamieszkać ze mną i Kasią. Będziesz miała wnuki na wyciągnięcie ręki! To będzie nowe życie!
Nowe życie… Ale czyje? Moje czy twoje, synku?
Wiem, że Paweł chce dobrze. Widzę troskę w jego oczach, ale też cień irytacji. Dla niego to tylko dom — dla mnie cały świat. W nocy nie mogę spać. Przechadzam się po pokojach, dotykam ścian, głaszczę stare fotografie. Na jednej z nich jestem młoda, uśmiechnięta, trzymam Pawła na rękach. Zbyszek stoi obok i patrzy na nas z dumą.
— Co byś zrobił na moim miejscu? — pytam cicho zdjęcia. — Czy naprawdę powinnam odejść?
Rano dzwoni do mnie siostra, Basia.
— Słyszałam od Pawła… Chcecie sprzedać dom?
— On chce — odpowiadam sucho.
— A ty?
Milczę. Basia zawsze była tą silniejszą. Przeprowadziła się do Warszawy, zostawiła rodzinne strony bez żalu.
— Może to czas na zmiany? — mówi łagodnie. — Nie możesz wiecznie żyć przeszłością.
Ale czy można tak po prostu odciąć korzenie?
Wieczorem Paweł przyjeżdża z Kasią i dziećmi. Wnuczka Ola siada mi na kolanach.
— Babciu, będziesz mieszkać z nami? Będziemy razem piekły ciasto!
Patrzę na nią i czuję rozdarcie. Chciałabym być bliżej nich, ale boję się utraty siebie. Boję się, że w nowym miejscu stanę się tylko dodatkiem do ich życia.
Po kolacji Paweł siada obok mnie.
— Mamo… Wiem, że to trudne. Ale pomyśl o sobie. Tu jesteś sama. Tam będziesz miała nas wszystkich.
— A jeśli nie potrafię zostawić tego wszystkiego? — pytam cicho.
— To tylko rzeczy — mówi Paweł. — Liczą się ludzie.
Tylko rzeczy…
W nocy śni mi się Zbyszek. Stoi w ogrodzie pod jabłonią i uśmiecha się do mnie.
— Nie bój się zmian — mówi cicho. — Życie to nie tylko wspomnienia.
Budzę się zapłakana. Przez cały dzień chodzę jak cień. W końcu zbieram się na odwagę i idę do sąsiadki, pani Marii.
— Sprzedajesz dom? — pyta bez ogródek.
— Jeszcze nie wiem…
— Ja bym nie umiała — wzdycha Maria. — Ale moje dzieci też by chciały mnie zabrać do miasta. Tam podobno lepiej…
Siedzimy razem przy herbacie i milczymy. Każda z nas boi się przyszłości.
Wieczorem Paweł przyjeżdża sam.
— Mamo, musimy podjąć decyzję. Mam już kupca.
Patrzę na niego długo. Widzę w nim małego chłopca, który kiedyś bał się ciemności i tulił się do mnie w nocy.
— A jeśli sprzedam dom i nie odnajdę się u was? Jeśli będę ciężarem?
Paweł łapie mnie za rękę.
— Nigdy nie będziesz ciężarem. Jesteś moją mamą.
Płaczę pierwszy raz od lat przy nim. On też płacze.
Następnego dnia idę jeszcze raz przez dom. Dotykam ścian, żegnam się z każdym pokojem. Wiem już, że czas ruszyć dalej – dla siebie i dla nich.
Ale czy naprawdę można zostawić całe życie za sobą? Czy matczyna miłość to zawsze rezygnacja z własnych marzeń?
A może czasem trzeba nauczyć się kochać siebie tak samo mocno jak dzieci?