Między Spadkiem a Miłością: Dziennik z Domu Pełnego Tajemnic
— Co znaczy „zrezygnować z części”? — mój głos zadrżał, choć starałam się brzmieć stanowczo. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole, a światło lampy rzucało ostre cienie na zmarszczone czoło mojej teściowej. Nina Stanisławowa patrzyła na mnie z chłodną determinacją, jakby już dawno podjęła decyzję i tylko czekała, aż ja się jej podporządkuję.
— To przecież spadek po moim mężu! — dodałam, czując jak serce wali mi w piersi.
— Po moim synu — odparła stanowczo, prostując się dumnie. — Nie po tobie. Ty byłaś tylko jego żoną.
W tej chwili poczułam się jak intruz we własnym domu. Dom, który przez lata budowaliśmy z Piotrem, nagle stał się polem bitwy. Po jego śmierci wszystko się zmieniło. Zostałam sama z córką, Mają, i z teściową, która od początku nie ukrywała, że nie jestem dla niej rodziną. Ale nigdy nie sądziłam, że posunie się aż tak daleko.
— Nina, proszę cię… — zaczęłam, ale przerwała mi ruchem ręki.
— Nie będziemy tego ciągnąć. Albo podpiszesz rezygnację z części spadku, albo… — zawiesiła głos, patrząc mi prosto w oczy. — Albo będziesz musiała się wyprowadzić.
W tej chwili usłyszałam cichy szelest za drzwiami. To była Maja. Stała tam skulona, z szeroko otwartymi oczami. Miała dopiero dziewięć lat i już musiała być świadkiem tej wojny dorosłych.
— Mamo? — zapytała cicho.
— Wszystko w porządku, kochanie — odpowiedziałam, choć sama nie wierzyłam w te słowa.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Siedziałam na łóżku i patrzyłam na zdjęcie Piotra. Przysięgał mi kiedyś, że zawsze będziemy razem, że jego rodzina stanie się moją rodziną. Ale teraz jego matka chciała mnie pozbawić wszystkiego — domu, poczucia bezpieczeństwa, wspomnień.
Rano zadzwoniłam do mojej siostry, Agaty. Była jedyną osobą, której mogłam się zwierzyć.
— Musisz walczyć — powiedziała bez wahania. — To twój dom i twoje dziecko. Nie pozwól jej sobą pomiatać!
Ale jak miałam walczyć? Teściowa była twarda jak skała, miała znajomości i pieniądze. Ja miałam tylko Maję i wspomnienia po Piotrze.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była nie do zniesienia. Nina chodziła po mieszkaniu jak królowa, wydając polecenia i rzucając mi pogardliwe spojrzenia. Czułam się coraz bardziej osaczona.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę teściowej przez telefon:
— Tak, ona jeszcze nie podpisała… Ale zrobi to. Nie ma wyjścia. Z dzieckiem na karku nigdzie się nie ruszy.
Zacisnęłam pięści. To już nie była tylko walka o pieniądze czy dom. To była walka o godność.
Postanowiłam porozmawiać z prawnikiem. Bałam się, ale wiedziałam, że muszę spróbować. Mecenas Nowak wysłuchał mnie uważnie i pokiwał głową:
— Ma pani prawo do połowy majątku po mężu. Teściowa nie może pani tego odebrać bez pani zgody.
Poczułam ulgę, ale też strach przed konfrontacją.
Kiedy wróciłam do domu, Nina już czekała na mnie w salonie.
— I co? Byłaś u prawnika? — zapytała lodowatym tonem.
— Tak — odpowiedziałam spokojnie. — I wiem, że nie może mi pani niczego odebrać.
Przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy. Widziałam w jej spojrzeniu coś nowego — może cień strachu?
— Myślisz, że wygrasz? — syknęła.
— Nie chcę wygrywać. Chcę tylko sprawiedliwości — odpowiedziałam cicho.
Następnego dnia znalazłam na stole dokumenty do podpisania i list od teściowej:
„Jeśli podpiszesz, zostawiam ci mieszkanie na rok. Jeśli nie — idź do sądu.”
Zadzwoniłam do Agaty i poprosiłam ją o wsparcie. Przyjechała natychmiast.
— Nie jesteś sama — powiedziała stanowczo. — Nawet jeśli ona jest twoją teściową, nie ma prawa cię szantażować.
Wieczorem usiedliśmy razem z Mają i Agatą przy stole.
— Mamo, boję się… — szepnęła Maja.
Objęłam ją mocno.
— Ja też się boję, kochanie. Ale czasem trzeba być odważnym nawet wtedy, gdy jest się przerażonym.
Następnego dnia poszłam do Niny i powiedziałam jej prosto w oczy:
— Nie podpiszę tych papierów. Jeśli chce pani wojny — będzie wojna.
Przez chwilę milczała, a potem wyszła bez słowa z pokoju.
Nie wiem jeszcze, jak to wszystko się skończy. Może przegram dom, może będę musiała zaczynać od nowa. Ale wiem jedno: nie pozwolę już nikomu decydować za mnie ani za moje dziecko.
Czasem zastanawiam się: ile jesteśmy w stanie poświęcić dla świętego spokoju? Czy warto rezygnować z siebie dla cudzej wygody? Może właśnie wtedy rodzi się prawdziwa siła – kiedy mówimy „dość” nawet tym, których kiedyś kochaliśmy jak rodzinę.