Między młotem a kowadłem: Walka o własne życie pod jednym dachem
— Nie, Walenty Pawłowski! Nie i koniec! — uderzyłam pięścią w stół tak mocno, że filiżanki na spodkach zadzwoniły jak dzwonki alarmowe. — Mamy dość! Nie wytrzymam dłużej!
Teść podniósł zdziwione brwi, odłożył gazetę, jakby nie rozumiał, co się właśnie wydarzyło. — Kinga, o co chodzi? Co się stało?
— A to, że nie jestem waszą służącą! — poderwałam się na równe nogi, ręce drżały mi z nerwów. Czułam, jak cała złość, którą tłumiłam przez trzy lata wspólnego mieszkania, w końcu znalazła ujście. — Codziennie gotuję dla wszystkich, sprzątam po was, robię zakupy, a wy nawet nie zapytacie, jak się czuję!
Teściowa, pani Helena, spojrzała na mnie chłodno znad okularów. — Kinga, nie przesadzaj. Każda kobieta dba o dom. My też kiedyś musieliśmy się poświęcać.
— Ale ja nie jestem waszą córką! Mam swoje życie! — głos mi się załamał. Poczułam łzy pod powiekami, ale nie chciałam się poddać. — Chciałam tylko trochę szacunku.
Mój mąż, Michał, siedział cicho przy stole. Wbił wzrok w blat, jakby chciał zniknąć. Zawsze tak robił — unikał konfliktów, zostawiał mnie samą na polu bitwy.
— Kinga, nie rób sceny — mruknął w końcu Michał. — Przecież wiesz, że rodzice są już starsi. Trzeba im pomagać.
— Pomagać? — powtórzyłam z goryczą. — Pomagać to jedno, a być wykorzystywaną to drugie!
Teściowa wstała powoli i podeszła do mnie tak blisko, że poczułam jej perfumy — ciężkie i duszące jak atmosfera w tym domu. — Jeśli ci się nie podoba, droga synowo, zawsze możesz wrócić do swojej matki. Ale dopóki mieszkasz pod naszym dachem, obowiązują nasze zasady.
Zacisnęłam pięści. To był szantaż emocjonalny, który słyszałam już tyle razy. Przypomniałam sobie wszystkie te wieczory, kiedy płakałam w łazience po cichu, żeby nikt nie słyszał. Przypomniałam sobie rozmowy z mamą przez telefon: „Kinga, może spróbuj jeszcze trochę wytrzymać? Dla Michała?”
Ale ile można wytrzymać?
Wyszłam z kuchni trzaskając drzwiami. W korytarzu minęłam córkę Zosię. Miała osiem lat i wielkie oczy pełne niepokoju.
— Mamusiu, dlaczego krzyczysz?
Uklękłam przy niej i przytuliłam ją mocno.
— Przepraszam, kochanie. Po prostu czasem dorośli się kłócą.
— Czy będziemy musiały się wyprowadzić?
Zabrakło mi słów. Sama nie wiedziałam.
Wieczorem Michał przyszedł do naszej sypialni. Usiadł na brzegu łóżka i długo milczał.
— Kinga… Może rzeczywiście powinniśmy coś zmienić? — powiedział w końcu cicho.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
— Naprawdę to mówisz? Po tylu latach?
— Wiem, że ci ciężko… Ale nie stać nas na własne mieszkanie. Rodzice nam pomagają…
— Pomagają? Czy raczej kontrolują każdy nasz krok? — przerwałam mu ostro. — Michał, ja już nie mogę tak żyć. Albo coś się zmieni, albo…
Nie dokończyłam. Widziałam w jego oczach strach i bezradność.
Następnego dnia rano teściowa czekała na mnie w kuchni.
— Kinga, musimy porozmawiać — zaczęła tonem nieznoszącym sprzeciwu. — Albo zaakceptujesz nasze zasady, albo musicie się wyprowadzić do końca miesiąca.
Poczułam zimny pot na plecach. To był szantaż w czystej postaci.
— A co z Zosią? — zapytałam cicho.
— Zosia jest naszą wnuczką i zawsze będzie tu mile widziana. Ale ty…
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.
Wieczorem zadzwoniłam do mamy.
— Mamo… chyba muszę wrócić do domu…
Po drugiej stronie słyszałam jej westchnienie ulgi i smutku jednocześnie.
— Kinga, zawsze masz u mnie miejsce. Ale czy jesteś pewna?
Nie byłam pewna niczego. Bałam się o Zosię, o siebie, o przyszłość mojego małżeństwa.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią. Michał chodził przybity, teściowa patrzyła na mnie z wyższością i satysfakcją. Czułam się jak intruz we własnym życiu.
W końcu nadszedł dzień decyzji.
Spakowałam walizki swoje i Zosi. Michał patrzył na mnie bez słowa.
— Michał… jedziesz z nami?
Milczał długo.
— Nie wiem… Muszę to przemyśleć…
Zosia płakała cicho przy moim ramieniu.
Wyszłyśmy z domu Pawłowskich bez pożegnania.
Dziś siedzę w dziecięcym pokoju u mamy i patrzę na śpiącą Zosię. Wciąż nie wiem, czy zrobiłam dobrze. Czy miałam prawo rozbić rodzinę dla własnego spokoju? Czy kobieta zawsze musi wybierać między sobą a innymi?
Może czasem trzeba postawić granicę – nawet jeśli boli wszystkich wokół…