Między Młotem a Kowadłem: Walka o Miejsce w Własnym Domu
— Zostaw to, Marto, ja się tym zajmę! — głos pani Haliny rozbrzmiał w kuchni jak dzwon alarmowy. Stałam przy kuchence, mieszając rosół dla Michała, mojego męża, który od wczoraj leżał z gorączką. Właśnie wtedy drzwi wejściowe zatrzęsły się od energicznego pchnięcia i do mieszkania wkroczyła ona — moja teściowa, uzbrojona w torbę pełną leków, słoików i niekończących się rad.
Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, kiedy już wyrywała mi łyżkę z ręki. — Ty się nie znasz na chorych, dziecko. Michał zawsze był delikatny, trzeba go doglądać — rzuciła przez ramię, jakby tłumaczyła coś upartemu dziecku. Poczułam, jak krew uderza mi do głowy. Przecież to ja tu mieszkam, to ja jestem żoną jej syna! Ale w tej chwili byłam tylko tłem dla jej spektaklu troski.
Michał leżał w sypialni, blady i spocony. Gdy weszłam z termometrem, usłyszałam za sobą znajome kroki. — Synku, wypij ten syrop, co ci przywiozłam. Marta pewnie nie wie, że na przeziębienie najlepszy jest domowy malinowy sok — powiedziała teściowa, ignorując mnie zupełnie. Michał spojrzał na mnie bezradnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale tylko wzruszył ramionami.
Wyszłam z pokoju i usiadłam na kanapie. Czułam się jak gość we własnym domu. Słyszałam śmiech i czułe słowa zza drzwi sypialni. Przypomniałam sobie wszystkie te sytuacje z przeszłości: święta, kiedy teściowa poprawiała moje pierogi; urodziny Michała, gdy przynosiła jego ulubiony tort i mówiła: „Bo Marta nie zna tego przepisu”. Zawsze była krok przede mną, zawsze wiedziała lepiej.
Po godzinie wyszła z sypialni i spojrzała na mnie z góry. — Marta, może byś posprzątała kuchnię? Zrobiłam trochę bałaganu, ale przecież ty masz więcej czasu — rzuciła lekko. Zacisnęłam zęby. Chciałam krzyknąć: „To mój dom! To ja tu rządzę!” Ale zamiast tego wstałam i zaczęłam zbierać brudne naczynia.
Wieczorem usiedliśmy przy stole. Michał próbował rozładować atmosferę żartem:
— Mamo, Marta robi świetny rosół, naprawdę!
Teściowa spojrzała na niego z politowaniem:
— Synku, wiem, że chcesz być miły dla żony, ale pamiętasz, jak chorowałeś jako dziecko? Zawsze robiłam ci rosół z wiejskiej kury.
Poczułam ukłucie zazdrości i bezsilności. Czy kiedykolwiek będę dla niego tak ważna jak ona?
Po kolacji Michał zasnął szybko. Siedziałam w salonie z teściową. Próbowałam zacząć rozmowę:
— Pani Halino, wiem, że martwi się pani o Michała, ale proszę mi zaufać. Potrafię się nim zaopiekować.
Spojrzała na mnie chłodno:
— Marta, ja wiem najlepiej, co dobre dla mojego syna. Ty jesteś młoda, jeszcze się uczysz.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego tego dnia. Przez chwilę miałam ochotę spakować walizkę i wyjść. Ale nie zrobiłam tego. Zamiast tego poszłam do łazienki i pozwoliłam sobie na kilka łez.
Następnego dnia rano teściowa krzątała się po kuchni już od szóstej. Zrobiła śniadanie dla Michała i zaniosła mu do łóżka. Ja dostałam tylko krótkie „dzień dobry”. Czułam się coraz bardziej zbędna.
W południe zadzwoniła moja mama:
— Jak tam Michał? Jak ty się czujesz?
Nie wytrzymałam i wybuchnęłam płaczem:
— Mamo, ona mnie tu nie chce! Czuję się jak powietrze! Nawet nie pozwala mi zrobić herbaty dla własnego męża!
Mama westchnęła:
— Kochanie, musisz być silna. Pokaż im obu, że jesteś ważna. Nie daj się zepchnąć na bok.
Wieczorem zebrałam się na odwagę. Gdy teściowa szykowała kolację, podeszłam do niej:
— Pani Halino, proszę pozwolić mi zrobić dziś kolację dla Michała. Chcę mu pokazać, że potrafię o niego zadbać.
Spojrzała na mnie zaskoczona:
— No dobrze… Ale pamiętaj o jego alergii na orzechy!
Uśmiechnęłam się lekko:
— Wiem o tym od dawna.
Przy kolacji Michał spojrzał na mnie z wdzięcznością:
— Dzięki, kochanie. To naprawdę pyszne.
Teściowa milczała przez chwilę, a potem powiedziała cicho:
— Może rzeczywiście już dorosłeś…
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym wszystkim: o walce o swoje miejsce w rodzinie, o tym, jak trudno być żoną dorosłego „chłopczyka”, gdy jego matka nie potrafi odpuścić kontroli. Czy naprawdę najtrudniejsze w życiu kobiety to ciąża czy codzienność? A może właśnie to — walka o prawo do bycia żoną? Czy można wygrać z matczyną miłością? I czy warto?
Czasem zastanawiam się: ile kobiet codziennie przeżywa to samo? Ile z nas musi walczyć o szacunek we własnym domu? Czy kiedyś nadejdzie dzień, gdy będziemy mogły po prostu być sobą — bez walki o każdy gest i każde słowo?