Między młotem a kowadłem: Teściowa w moim domu
— Naprawdę uważasz, że herbata z cytryną wystarczy? — głos pani Haliny rozbrzmiał w kuchni niczym dzwon alarmowy. Stałam przy blacie, krojąc imbir, kiedy weszła bez pukania, z torbą pełną leków i domowych przetworów. — Mój syn zawsze pił syrop z cebuli, nie jakieś tam sklepowe wynalazki.
Spojrzałam na nią, próbując się uśmiechnąć. — Adam nie lubi syropu z cebuli — powiedziałam cicho. — Zawsze go mdliło.
— Bo nie umiesz go dobrze zrobić — odparła z wyższością. — Ja mu zrobię. Odpocznij sobie, kochanie — zwróciła się do Adama, który leżał na kanapie pod kocem, z termometrem pod pachą. — Mama się wszystkim zajmie.
Adam spojrzał na mnie przepraszająco, ale nic nie powiedział. Może nie chciał się wtrącać? Może bał się konfliktu? Albo po prostu był zbyt zmęczony, żeby reagować. Ale ja czułam się jak powietrze. Jakby ktoś wyciągnął mnie z własnego domu i postawił za szybą.
Pani Halina rozgościła się w naszej kuchni jakby była u siebie. Wyjęła słoiki, zaczęła kroić cebulę, narzekała na brudne naczynia (które umyłam rano), poprawiała firanki i co chwilę wzdychała ciężko, patrząc na mnie z ukosa. — Wiesz, kiedy Adam był mały, zawsze miał czyste paznokcie i porządek w pokoju — rzuciła niby od niechcenia. — Teraz widzę, że czasy się zmieniły.
Zacisnęłam zęby. Nie chciałam robić sceny przy Adamie. Wiedziałam, że jest chory i nie potrzebuje dodatkowych nerwów. Ale w środku gotowałam się ze złości. Czy naprawdę jestem aż tak beznadziejna? Czy naprawdę nie zasługuję na szacunek we własnym domu?
Wieczorem usiadłam na łóżku i patrzyłam w okno. Słyszałam śmiech Adama i jego mamy z salonu. Rozmawiali o dzieciństwie, o tym, jak Adam kiedyś zachorował na ospę i tylko mama potrafiła go uspokoić. Czułam się jak intruz. Jakby mój dom przestał być moim domem.
Następnego dnia pani Halina obudziła mnie wcześnie rano stukaniem garnków. — Trzeba przewietrzyć mieszkanie! — zawołała głośno. — Adam zawsze lepiej się czuł po świeżym powietrzu.
Adam spał jeszcze, więc wyszłam do kuchni w piżamie. — Proszę nie otwierać okna na oścież, jest zimno — poprosiłam.
— Ty się nie znasz na leczeniu przeziębień — odpowiedziała lodowato. — Ja wychowałam troje dzieci i żadne nie chorowało tak często jak Adam teraz.
Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Przecież robiłam wszystko, co mogłam. Pracowałam na pełen etat, dbałam o dom, gotowałam obiady, prałam, sprzątałam… A jednak dla niej byłam tylko dodatkiem do jej syna. Kimś zbędnym.
Wieczorem zebrałam się na odwagę i poszłam do Adama.
— Adam… czy twoja mama musi tu zostać jeszcze długo? — zapytałam cicho.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. — Wiesz, ona się martwi…
— A ja? Ja się nie liczę? — głos mi zadrżał.
Westchnął ciężko. — Nie chcę się kłócić…
— Ale ja już nie mam siły! — wybuchłam nagle. — Ona traktuje mnie jak powietrze! Jakbym była tylko przeszkodą!
Adam milczał przez chwilę. Potem powiedział: — To moja mama… Ona zawsze taka była.
Poczułam łzy pod powiekami. Czyli mam się pogodzić z tym, że zawsze będę tą drugą? Że nigdy nie będę miała prawa do własnego domu?
Następnego dnia pani Halina postanowiła zrobić generalne porządki. Przestawiła meble w salonie („bo tak będzie lepiej dla energii”), wyrzuciła moje kwiaty („i tak więdły”), a moje ulubione kubki schowała głęboko do szafki („Adam zawsze pił z tego niebieskiego”).
Czułam się coraz gorzej. Zaczęłam unikać własnej kuchni, zamykać się w sypialni pod pretekstem pracy zdalnej. Nawet kot przestał wychodzić z łazienki.
Wieczorem usiadłam przy stole i patrzyłam na swoje ręce. Pani Halina krzątała się po kuchni, Adam oglądał telewizję. Nagle usłyszałam:
— Wiesz, Aniu, może powinnaś nauczyć się gotować rosół tak jak ja? Adam zawsze mówił, że mój rosół jest najlepszy.
Nie wytrzymałam.
— Może powinna pani zamieszkać z nami na stałe? Wtedy wszystko będzie idealnie! — powiedziałam z ironią.
Zapadła cisza.
Pani Halina spojrzała na mnie zaskoczona. Adam wyłączył telewizor.
— Aniu… — zaczął ostrożnie.
— Nie! — przerwałam mu. — Mam dość! To jest mój dom! Chcę czuć się tu dobrze! Chcę być żoną, a nie służącą albo dodatkiem do twojej mamy!
Pani Halina zacisnęła usta i wyszła do swojego pokoju. Adam patrzył na mnie długo.
— Przepraszam… Nie wiedziałem, że aż tak to przeżywasz — powiedział cicho.
— Bo nigdy nie pytałeś — odpowiedziałam ze łzami w oczach.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym wszystkim: o mojej roli w tej rodzinie, o tym, czy kiedykolwiek będę mogła poczuć się tu naprawdę u siebie. Czy Adam potrafi postawić granicę? Czy ja mam prawo wymagać tego od niego?
Rano pani Halina spakowała swoje rzeczy i pożegnała się chłodno. Adam był milczący przez cały dzień.
Patrzę teraz przez okno i zastanawiam się: ile kobiet czuje to samo co ja? Ile z nas walczy o prawo do własnego domu? Czy naprawdę najtrudniejsze w życiu kobiety to ciąża albo choroby dzieci? A może najstraszniejsza jest walka o bycie żoną… gdy teściowa gotowa jest poświęcić wszystko dla „ukochanego chłopca”?