Między miłością a strachem: Czy oddałabym dom dla szczęścia mojego syna?

– Mamo, musimy poważnie porozmawiać – powiedziała Marta, patrząc mi prosto w oczy. Jej głos był spokojny, ale czułam w nim napięcie. Siedzieliśmy w mojej kuchni, przy stole, na którym jeszcze parowała herbata. Syn, Tomek, milczał, bawiąc się łyżeczką. Wiedziałam już, że to nie będzie zwykła rozmowa.

– O co chodzi? – zapytałam, choć serce biło mi jak oszalałe. Przeczuwałam, że to coś ważnego. Od miesięcy czułam, że coś wisi w powietrzu.

Marta odchrząknęła i spojrzała na Tomka, jakby czekała na jego wsparcie. On jednak tylko wzruszył ramionami.

– Chcielibyśmy kupić mieszkanie – zaczęła powoli. – Ale nie stać nas na wkład własny. Pomyśleliśmy… Może mogłabyś sprzedać dom i zamieszkać w czymś mniejszym? Z pieniędzy moglibyśmy wszyscy skorzystać.

Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Mój dom – miejsce, gdzie spędziłam całe życie, gdzie wychowałam Tomka, gdzie jeszcze czuć było zapach pierogów mojej mamy i echo śmiechu mojego zmarłego męża. Oni chcieli, żebym to wszystko oddała?

– To chyba żart – wyszeptałam. Ale widziałam po ich twarzach, że nie żartują.

Tomek w końcu podniósł wzrok. – Mamo, to tylko dom. Przecież możesz zamieszkać w bloku, będzie ci łatwiej. Nie będziesz musiała się martwić o ogrzewanie, dach…

Zacisnęłam dłonie na filiżance tak mocno, że aż pobielały mi knykcie. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jak sadziłam kwiaty pod oknem z babcią, jak Tomek biegał po ogrodzie z psem, jak płakałam po śmierci męża na tej samej kanapie, na której teraz siedziała Marta.

– To nie jest tylko dom – powiedziałam w końcu cicho. – To całe moje życie.

Marta westchnęła z irytacją. – My też chcemy zacząć swoje życie! Nie rozumiesz? Bez twojej pomocy nigdy nie będziemy mieli własnego mieszkania.

Zrobiło mi się niedobrze. Z jednej strony rozumiałam ich pragnienie – sama kiedyś marzyłam o własnym kącie. Z drugiej strony czułam się zdradzona przez własnego syna. Czy naprawdę byłam dla nich tylko przeszkodą?

Przez kolejne dni nie mogłam spać. Chodziłam po domu i dotykałam ścian, jakby chciałam się z nimi pożegnać. Każdy kąt przypominał mi o czymś ważnym: tu Tomek miał ospę i całą noc czuwałam przy jego łóżku; tam mąż naprawiał kran i przeklinał pod nosem; w kuchni piekliśmy razem ciasta na święta.

W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanka z biura, Basia, zauważyła mój stan.

– Coś się stało? Wyglądasz jak cień człowieka.

Opowiedziałam jej wszystko. Basia pokręciła głową.

– Ja bym nie oddała domu za nic na świecie. Ale ty zawsze byłaś za dobra dla wszystkich…

Te słowa bolały bardziej niż myślałam. Może rzeczywiście zawsze stawiałam innych ponad siebie? Może dlatego Tomek myśli, że może mnie o to poprosić?

Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Ania.

– Słyszałam od Tomka… Co ty zamierzasz zrobić?

– Nie wiem – przyznałam szczerze. – Boję się zostać sama w bloku. Boję się też stracić Tomka…

Ania milczała przez chwilę.

– A nie boisz się stracić siebie?

Te słowa uderzyły mnie jak obuchem w głowę.

Następnego dnia Tomek przyszedł sam.

– Mamo, przepraszam za Martę… Ona po prostu bardzo chce mieć coś swojego. Ja też… Ale jeśli to dla ciebie za dużo…

Spojrzałam na niego i zobaczyłam w nim małego chłopca, który kiedyś tulił się do mnie po koszmarze sennym. Teraz był dorosłym mężczyzną, ale nadal potrzebował matki – tylko już nie tej samej.

– Tomek… Ja was kocham – powiedziałam łamiącym się głosem. – Ale nie mogę oddać wszystkiego, co mam. To jest mój dom… Moje wspomnienia… Moje bezpieczeństwo.

Tomek spuścił głowę.

– Rozumiem – powiedział cicho. – Marta będzie zła…

– Może kiedyś zrozumie – odpowiedziałam.

Przez kolejne tygodnie atmosfera była napięta. Marta przestała do mnie dzwonić, a Tomek odwiedzał mnie rzadziej. Czułam się winna i samotna, ale jednocześnie po raz pierwszy od dawna poczułam ulgę. Zaczęłam dbać o ogród, zapisałam się na jogę dla seniorów w domu kultury.

W końcu Marta zadzwoniła.

– Przepraszam za tamtą rozmowę – powiedziała sztywno. – Po prostu… Chciałam mieć pewność, że robimy wszystko dla naszej rodziny.

– Rozumiem cię – odpowiedziałam szczerze. – Ale ja też jestem rodziną.

Dziś wiem jedno: czasem trzeba postawić granicę nawet najbliższym. Bo jeśli nie zadbamy o siebie, nikt tego za nas nie zrobi.

Czy naprawdę musimy wybierać między własnym szczęściem a szczęściem dzieci? Czy można być dobrą matką i jednocześnie nie poświęcać wszystkiego? Co wy byście zrobili na moim miejscu?