Między matką a synem: Historia Aleny, która straciła kontakt z własnym dzieckiem

— Tomku, czy moglibyśmy porozmawiać? — zapytałam cicho, stojąc w progu ich nowego mieszkania w Warszawie. Mój głos drżał, choć starałam się brzmieć naturalnie. Syn nawet nie oderwał wzroku od telefonu. — Teraz nie mam czasu, mamo. Może później — rzucił beznamiętnie. Obok niego Jana, moja synowa, spojrzała na mnie chłodno, jakby chciała powiedzieć: „Nie przeszkadzaj”. Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie.

Siedem lat temu wszystko się zmieniło. Tomáš był moim oczkiem w głowie. Po śmierci męża zostaliśmy tylko we dwoje. Był wtedy jeszcze studentem politechniki, pełnym marzeń i energii. Rozmawialiśmy godzinami — o życiu, o przyszłości, o tym, co go cieszy i martwi. Kiedy poznał Janę, cieszyłam się jego szczęściem. Była miła, uśmiechnięta, wydawała się ciepłą osobą. Ale z czasem coś zaczęło się psuć.

Najpierw były drobne sygnały. Tomáš coraz rzadziej dzwonił. W święta zaczęli przyjeżdżać później, wyjeżdżali szybciej. Jana zawsze była zajęta — a to telefonem, a to rozmową z kimś innym. Gdy próbowałam zapytać o ich życie, odpowiadała zdawkowo: „Wszystko dobrze”. Z czasem nawet te słowa stały się rzadkością.

Pamiętam jedno Boże Narodzenie. Przygotowałam ulubione potrawy Tomáša: pierogi z kapustą i grzybami, barszcz czerwony, sernik według przepisu mojej mamy. Siedzieliśmy przy stole, ale atmosfera była napięta. Tomáš patrzył na Janę, jakby szukał u niej aprobaty do każdego słowa. Kiedy zapytałam, czy planują dzieci, Jana spojrzała na mnie z irytacją:

— To nasza sprawa, Aleno.

Zawstydziłam się i już więcej nie pytałam.

Z biegiem czasu zaczęłam czuć się coraz bardziej niepotrzebna. Próbowałam dzwonić do Tomáša — nie odbierał lub oddzwaniał po kilku dniach. Pisałam wiadomości — odpowiadał krótko: „Wszystko ok”. Kiedy zaproponowałam wspólny wyjazd na weekend do Mazur, usłyszałam:

— Mamo, mamy swoje plany.

Czułam się coraz bardziej samotna. Moje życie kręciło się wokół pracy w bibliotece i cotygodniowych zakupów na bazarze. Wieczorami siadałam przy oknie z herbatą i patrzyłam na światła miasta. Czasem łapałam się na tym, że rozmawiam sama ze sobą:

— Co zrobiłam nie tak? Dlaczego Tomáš mnie unika?

Próbowałam rozmawiać z Janą. Zaprosiłam ją na kawę do kawiarni niedaleko ich mieszkania. Przyszła niechętnie, spóźniona dwadzieścia minut.

— Jana, chciałabym lepiej cię poznać… Może mogłybyśmy razem coś ugotować albo pójść na spacer?

Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem politowania:

— Aleno, naprawdę mamy dużo pracy i obowiązków. Nie mam teraz czasu na takie rzeczy.

Poczułam się upokorzona. Wyszłam z kawiarni ze łzami w oczach.

Najgorsze były święta Wielkanocne dwa lata temu. Tomáš zadzwonił dzień przed:

— Mamo, w tym roku zostajemy w domu. Jana źle się czuje.

Nie zaproponował nawet spotkania po świętach. Siedziałam sama przy stole, patrząc na puste krzesło naprzeciwko.

Zaczęłam mieć wrażenie, że Jana celowo odcina mnie od syna. Może uważała mnie za zagrożenie? Może nie chciała dzielić się jego uwagą? Próbowałam rozmawiać o tym z sąsiadką, panią Zofią:

— Aleno, młodzi teraz są inni… Może musisz dać im więcej przestrzeni?

Ale jak dać przestrzeń komuś, kto już dawno odszedł?

Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i pojechałam do nich bez zapowiedzi. Otworzyła mi Jana.

— Aleno, dlaczego nie zadzwoniłaś wcześniej? Mamy gości.

Usłyszałam śmiechy zza drzwi — znajomi Tomáša i Jany bawili się w najlepsze. Poczułam się jak piąte koło u wozu.

— Przepraszam… Nie chciałam przeszkadzać — wyszeptałam i uciekłam po schodach.

Od tamtej pory już nigdy nie odwiedziłam ich bez zaproszenia.

Czasem myślę o tym wszystkim nocami. Czy to ja zawiodłam jako matka? Czy byłam zbyt opiekuńcza? Może powinnam była wcześniej pozwolić Tomášowi odejść? Ale przecież każda matka chce być częścią życia swojego dziecka…

Ostatnio dostałam od Tomáša wiadomość: „Mamo, wszystko u nas dobrze. Pozdrawiamy.” Bez żadnych szczegółów, bez pytania o moje zdrowie czy samopoczucie.

Czuję się niewidzialna. Jakby ktoś wymazał mnie z ich życia gumką do mazania.

Czasami wyobrażam sobie, że wszystko wraca do normy — że Tomáš przychodzi do mnie na obiad, opowiada o pracy, śmieje się jak dawniej. Ale potem budzę się i wiem, że to tylko marzenie.

Czy naprawdę zasłużyłam na taką samotność? Czy można jeszcze odbudować mosty spalane przez lata milczenia? A może czas pogodzić się z tym, że niektóre relacje umierają mimo naszych starań?