Między matką a ojcem: Walka o własne szczęście
– Nie wierzę, że naprawdę to robisz, Zosiu! – głos mamy drżał od gniewu i rozczarowania. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni, a między nami wisiała cisza cięższa niż powietrze przed burzą. – On cię zostawił, kiedy najbardziej go potrzebowałaś! Jak możesz go zapraszać na swój ślub?
Patrzyłam na nią i czułam, jak serce mi się ściska. W oczach mamy widziałam ból, którego nie potrafiłam już ukoić. Ale wiedziałam, że nie mogę się cofnąć. – Mamo, to mój ojciec. Czy ci się to podoba, czy nie, chcę, żeby był przy mnie w tym dniu. To nie jest wybór przeciwko tobie.
Mama odwróciła się gwałtownie, jakby chciała uciec od tej rozmowy. – On cię skrzywdził. Skrzywdził nas obie. A ty… ty mu wybaczasz?
Wtedy przypomniałam sobie tamten dzień sprzed czterech lat. Miałam dwadzieścia dwa lata i właśnie dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Ojciec siedział przy stole w swoim mieszkaniu na Pradze, z papierosem w dłoni i spojrzeniem pełnym chłodu.
– Zosia, nie możesz tego zrobić – powiedział cicho, ale stanowczo. – Nie możesz mieć dziecka z kimś takim jak ten twój Michał. On cię zostawi, a ja nie będę niańczył twoich błędów.
Poczułam wtedy, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Ojciec zawsze był wymagający, ale nigdy nie spodziewałam się takiej reakcji. – To moje życie – odpowiedziałam drżącym głosem. – I moje dziecko.
Wtedy spojrzał na mnie z pogardą. – Skoro jesteś taka dorosła, to radź sobie sama. Nie licz na moje pieniądze.
Od tego dnia przestał się odzywać. Przestał przelewać mi pieniądze na studia, przestał pytać, czy mam co jeść. Czułam się zdradzona i opuszczona przez własnego ojca. Mama próbowała mnie wspierać, ale sama była wtedy cieniem człowieka po rozwodzie.
Przez miesiące walczyłam o każdy grosz. Michał pracował na budowie i wracał do domu zmęczony i rozdrażniony. Były dni, kiedy płakałam po nocach, bo nie wiedziałam, czy dam radę kupić mleko dla dziecka. Ale nigdy nie żałowałam swojej decyzji.
Po dwóch latach ojciec zadzwonił do mnie niespodziewanie. – Zosia… możemy się spotkać? – zapytał niepewnie. W jego głosie słyszałam coś nowego: skruchę.
Spotkaliśmy się w tej samej kawiarni, gdzie zabierał mnie jako dziecko na gorącą czekoladę. Siedział naprzeciwko mnie, starszy i jakby mniejszy niż go pamiętałam.
– Przepraszam – powiedział nagle. – Bałem się o ciebie. Chciałem cię chronić… ale zrobiłem wszystko źle.
Nie odpowiedziałam od razu. Widziałam łzy w jego oczach i poczułam, jak coś we mnie pęka. Chciałam go nienawidzić za te wszystkie samotne noce i upokorzenia, ale nie potrafiłam.
Od tamtej pory powoli odbudowywaliśmy naszą relację. Ojciec poznał swoją wnuczkę, Hanię, i zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Zaczął pomagać mi finansowo i emocjonalnie, choć nigdy nie wrócił do mamy.
Teraz jednak mama czuła się zdradzona przeze mnie. – On cię zostawił! – powtarzała jak mantrę. – Jak możesz mu wybaczyć?
– Bo chcę być szczęśliwa – odpowiedziałam cicho. – Bo nie chcę żyć w gniewie całe życie.
Przygotowania do ślubu były koszmarem. Mama groziła, że nie przyjdzie, jeśli ojciec będzie obecny. Michał próbował mnie wspierać, ale widziałam, że jest rozdarty między mną a teściową.
Pewnego wieczoru usiadłam z ojcem na ławce przed blokiem. – Tato… czy warto było? Czy warto było tyle lat milczeć?
Spojrzał na mnie smutno. – Nie wiem, Zosiu. Czasem człowiek myśli, że chroni bliskich… a tak naprawdę ich rani.
W dniu ślubu mama przyszła w ostatniej chwili. Weszła do kościoła z podniesioną głową i łzami w oczach. Ojciec siedział w pierwszej ławce obok Hani i patrzył na mnie z dumą.
Kiedy tańczyliśmy pierwszy taniec z Michałem, czułam na sobie wzrok obojga rodziców. Wiedziałam, że nigdy nie pogodzą się ze sobą nawzajem – ale może kiedyś pogodzą się ze mną.
Czasem zastanawiam się: czy można być lojalnym wobec siebie i jednocześnie wobec rodziny? Czy wybaczenie to słabość czy siła? Może każdy z nas musi sam znaleźć odpowiedź.