Między dwiema siostrami: Kiedy mama wybiera nie mnie
– Mamo, dlaczego to zrobiłaś? – mój głos drżał, choć starałam się go opanować. Stałam w kuchni, patrząc na nią, jakby była kimś zupełnie obcym. Na stole leżały kolorowe paczki – te same, które tydzień temu z radością pakowałam dla moich dzieci. Teraz były już rozpakowane przez dzieci mojej siostry, a ich papier porozrzucany po całym salonie.
Mama nie patrzyła mi w oczy. – Wiesz, że Ola ma teraz trudniejszy czas. Jej dzieci też potrzebują radości – powiedziała cicho, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. To nie był pierwszy raz. Odkąd pamiętam, Ola zawsze była tą ważniejszą. Kiedy dostała piątkę z matematyki, mama piekła jej ulubione ciasto. Kiedy ja wygrałam konkurs recytatorski, usłyszałam tylko: „No dobrze, ale nie zapomnij wynieść śmieci”.
Ale teraz chodziło o moje dzieci. O ich uśmiechy, o ich małe radości. Przez cały miesiąc odkładałam pieniądze na te prezenty – puzzle z motywem dinozaurów dla Jasia i lalkę dla Zosi, o której marzyła od miesięcy. Chciałam im pokazać, że nawet jeśli nie mamy wiele, mama zawsze o nich pamięta.
A jednak to Ola przyszła z wizytą dzień przed świętami. Jej dzieci biegały po domu, a mama patrzyła na nie z tą samą czułością, której mi zawsze brakowało. Kiedy zobaczyłam, jak Zosia patrzy na swoją lalkę w rękach kuzynki, serce mi się ścisnęło.
– Mamo, to były prezenty dla moich dzieci – powiedziałam jeszcze raz, tym razem ciszej.
Mama wzruszyła ramionami. – Ola by się obraziła, gdyby jej dzieci nic nie dostały. Ty zawsze rozumiesz.
Zawsze rozumiałam. Zawsze byłam tą rozsądną, tą „mądrzejszą”, która nie robi scen. Ale tym razem nie mogłam już udawać, że mnie to nie boli.
Wróciłam do domu z dziećmi. Jasio był cicho przez całą drogę. W końcu zapytał: – Mamo, czy babcia mnie nie lubi?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć siedmiolatkowi coś, czego sama nie rozumiem?
Wieczorem zadzwoniła Ola.
– Słuchaj, mama mówiła mi o tej sytuacji… Nie przesadzaj – zaczęła bez ogródek. – Dzieci to tylko dzieci. Twoje mogą się bawić innymi zabawkami.
– Ola, nawet nie wiesz, ile mnie to kosztowało – przerwałam jej drżącym głosem. – Chciałam sprawić im radość. Czy naprawdę musisz mieć wszystko?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Ty zawsze robisz z siebie ofiarę – syknęła w końcu i rozłączyła się.
Przez kolejne dni unikałam mamy i Oli. Dzieci pytały o babcię, a ja wymyślałam wymówki. W pracy byłam rozkojarzona, koleżanka z biura zapytała nawet: – Coś się stało? Wyglądasz na przybitą.
Chciałam jej powiedzieć wszystko: o tym, jak przez całe życie byłam „tą drugą”, jak nawet własne dzieci muszę chronić przed niesprawiedliwością we własnej rodzinie. Ale tylko się uśmiechnęłam i powiedziałam: – To tylko zmęczenie.
W końcu mama przyszła do mnie sama. Przyniosła ciasto i próbowała udawać, że nic się nie stało.
– Dzieci tęsknią za tobą – powiedziała cicho.
– Moje czy Oli? – zapytałam ostrożnie.
Spojrzała na mnie z wyrzutem. – Nie rozumiem, dlaczego tak się unosisz. Przecież zawsze byłaś silna.
– Może już nie chcę być silna tylko po to, żeby inni mogli mnie wykorzystywać – odpowiedziałam spokojnie.
Zobaczyłam łzy w jej oczach. Może pierwszy raz dotarło do niej, ile bólu mi sprawiła.
– Przepraszam – wyszeptała. – Nie chciałam…
Ale czy to wystarczy? Czy jedno „przepraszam” może naprawić lata niesprawiedliwości?
Wieczorem siedziałam przy łóżku Jasia i Zosi. Patrzyłam na nich i obiecałam sobie jedno: nigdy nie pozwolę im poczuć się mniej ważnymi tylko dlatego, że ktoś inny jest głośniejszy czy bardziej wymagający.
Czasem myślę: czy naprawdę można wybaczyć rodzinie wszystko? Czy lojalność wobec bliskich powinna być ważniejsza niż własne szczęście? Co wy byście zrobili na moim miejscu?